Linie lotnicze z Bliskiego Wschodu czy Azji nie muszą się przejmować sankcjami czy polityką klimatyczną. Ich marże i zyski są zatem znacznie wyższe
Danuta Walewska
Reklama
Chińsko-arabsko-turecka konkurencja otrzymuje nieustannie wsparcie od swoich rządów. Dzięki nieustannym inwestycjom w infrastrukturę nie mają obowiązku stosowania domieszek drogiego ekologicznego paliwa. A ponieważ nie ma tam związków zawodowych, nie ma również nacisków płacowych tak silnie odczuwanych przez linie europejskie.
Reklama
Konflikty ich nie dotyczą
I Arabowie, i Chińczycy, a także Turkish Airlines nie mają ograniczeń w przelotach nad terytorium Rosji. Nawet nie dotyczy ich konflikt na Bliskim Wschodzie, bo – jak powiedział prezes Gulf Air Jeffrey Goh – na Bliskim Wschodzie zawsze jest jakiś konflikt i jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
Latają bez ograniczeń także nad Irakiem, Iranem, Syrią, bo tylko Europejczyków dotyczą zalecenia Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) nakazujące omijanie przestrzeni powietrznej tych krajów.
W przypadku Rosji niebo zostało zamknięte dla europejskich przewoźników prawie trzy lata temu przez sankcje, a nie dlatego, że jest niebezpiecznie. Z tego powodu linie europejskie dzisiaj operują w przestrzeni o 20 proc. mniejszej niż przed rosyjską inwazją na Ukrainę.
Reklama Reklama
To z kolei zmusiło wszystkie linie europejskie do zrezygnowania bądź mocnego ograniczenia siatki azjatyckiej. LOT na cały sezon zimowy zawiesił loty do Chin, ponieważ były nieopłacalne. Trasę między Warszawą a Pekiniem obsługuje teraz siedem razy w tygodniu państwowy chiński przewoźnik Air China, a przed zawieszeniem połączenia przez LOT było to cztery razy. A ceny biletów poszły w górę…
Mniej dochodowe są także rejsy do Seulu i Tokio, ponieważ trasa przelotu prowadzi „dołem”, co wydłuża podróż czasami nawet o trzy godziny. Z obsługi połączeń do Chin zrezygnowały także Air France KLM, skandynawskie SAS, Lufthansa oraz – z niektórych kierunków – Finnair, który całą strategię rozwoju miał opartą na łączeniu Azji z Europą. Przestała być aktualna wraz z wybuchem wojny w Ukrainie.
– Osobiście nie słyszałem, żeby jakiś zagraniczny samolot lecący nad Rosją miał być ostatnio zestrzelony. Tutaj winna jest jedynie polityka i sankcje – mówił w ostatni wtorek 10 grudnia Willie Walsh, dyrektor generalny Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników powietrznych (IATA). Zresztą ta organizacja właśnie wskazuje, że marża zysku w liniach arabskich oraz zysk na każdego przewiezionego pasażera są u nich dwukrotnie wyższe niż w Europie. Wprawdzie na rok 2025 prognoza IATA wskazuje, że i zysk, i zyskowność operacji Europejczyków nieznacznie zwiększą się, ale te lepsze wyniki finansowe będą głównie dzięki liniom niskokosztowym, takim jak Wizz Air i Ryanair.
Europejczyków niepokoi także szybka ekspansja linii tureckich, które korzystają z tego, że bez ograniczeń mogą latać do Rosji, a jednocześnie zarobione tam pieniądze wydają na ekspansję w Europie.
Poszedł list do Ursuli von der Leyen
Teraz europejskie linie mówią: dość, to się musi zmienić! I piszą list do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Domagają się w nim równych warunków operowania dla wszystkich przewoźników, którzy lądują i startują w Europie.
Boli ich zwłaszcza umowa o otwartym niebie zawarta z Katarem, dzięki której Qatar Airways bez żadnych ograniczeń może latać w Europie dokąd żywnie mu się podoba.
Reklama Reklama
Przypominają, że umowa z Katarem została zawarta po tym, jak eurodeputowani mieli zostać przekupieni przez władze w Dausze w aferze nazwanej Qatargate. Karl-Ludwig Kley, przewodniczący rady nadzorczej Grupy Lufthansy, wzywa wprost Ursulę von der Leyen, aby zawiesić umowę z Katarczykami.
„W sytuacji poważnych zarzutów korupcyjnych, umowa UE–Katar musi zostać natychmiast zawieszona” – czytamy w liście do Brukseli podpisanym przez Karla-Ludwiga Kleya , którego kopię otrzymała „Rzeczpospolita”.
Niemcom chodzi o rozpychanie się Qatar Airways, które kilka miesięcy temu otworzyły połączenie Hamburg–Dauha, co daje pasażerom z północnych Niemiec możliwość podróżowania do Azji z ominięciem centrów przesiadkowych w Monachium i Frankfurcie.
Musi być pomoc za ograniczenia wojenne
W liście do Ursuli von der Leyen Karl-Ludwig Kley podkreśla również, że europejskim przewoźnikom, tak jak było to w przypadku innych branż, należy się pomoc. „Nie chodzi tutaj o podważanie solidarności z Ukrainą, bo ta jest bezdyskusyjna. Ale z drugiej strony UE powinna także zmierzyć się z konsekwencjami nakładanych przez siebie sankcji. Jak na razie nic nie wskazuje na to, aby były planowane jakiekolwiek środki kompensacyjne, które byłyby w stanie choć w części wyrównać straty spowodowane przez utracony udział w rynku spowodowany wojną w Ukrainie. Wzywamy i Komisję Europejską i kraje członkowskie UE, aby dzięki środkom finansowym, bądź nowym przepisom prawnym powstały warunki równe dla wszystkich uczestników rynku lotniczego w Europie” – czytamy w liście prezesa rady nadzorczej Grupy Lufthansa.