Starcie mocarstw na technologicznym froncie. Kto zostanie władcą świata

O złożonych powiązaniach w nowoczesnej gospodarce opartej na półprzewodnikach, wyścigu po obliczeniową niezależność i potencjale na nową zimną wojnę w obszarze technologii rozmawiamy z doktorem Leszkiem Bukowskim – ekspertem w dziedzinie sztucznej inteligencji.

Starcie Mocarstw Na Technologicznym Froncie Kto Zostanie Wladca Swiata 5126d7e, NEWSFIN

fot. Kritsapong jeantaratip / / Shutterstock

Michał Misiura, Bankier.pl: Prezydent Rosji powiedział, że ten, kto zostanie liderem w dziedzinie sztucznej inteligencji, zostanie władcą świata. Zgadza się pan z Putinem?

Dr. Leszek Bukowski: Podchwytliwe pytanie (śmiech). Niezależnie od autora zgadzam się, chociaż nie sądzę, żeby ta myśl wyszła akurat od niego. Powiem tylko, że w Rosji naprawdę byli i są dobrzy specjaliści od AI. Bardzo wielu z nich wyjechało, gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie, ale część została. Yandex, czyli rosyjski odpowiednik Google, prowadził bardzo ciekawe badania.

Trwające od mniej więcej 2 lat napięcia między USA i Chinami, są potwierdzeniem tej tezy. Walka jest zogniskowana na dwóch zagadnieniach: po pierwsze na półprzewodnikach, po drugie na sztucznej inteligencji. Te dwa tematy są ze sobą ściśle powiązane USA dążą do tego, aby ograniczyć chińskie zdolności do wytwarzania i rozwoju najbardziej zaawansowanych układów, bo one są kluczowe, jeżeli chodzi o rozwój sztucznej inteligencji.

Często spotykam się z twierdzeniem, że amerykańskie półprzewodniki są zakazane dla Chińczyków. To półprawda. Zakazane są tylko pewne szczególne układy, które służą do trenowania sieci neuronowych. Złożyło się tak, że pochodzą one od jednej firmy, kojarzonej przez lata głównie z grami komputerowymi. Dziś myśląc ”Nvidia”, pierwsze skojarzenie to sztuczna inteligencja.

Chiny i USA obstawiają ten sam zakład, w którym warunkiem koniecznym do odgrywania roli mocarstwa, jest po pierwsze samowystarczalność obliczeniowa. To znaczy zdolności, żeby w ramach zasobów, którymi dysponują i różnych koalicji, w tym politycznych, wytworzyć te układy, które są niezbędne do trenowania sieci neuronowych. Po drugie muszą dysponować zespołami osobowymi, które tworzą najlepsze sieci neuronowe i modele.

2 lata temu Chris Miller pisał w swojej “Wielkiej wojnie o chipy”, że 90% wszystkich układów pamięci, 75% wszystkich procesorów i 80% wszystkich płytek krzemowych produkuje się w Azji Wschodniej. Jak wygląda ta statystyka teraz?

Zacznijmy od tego, jak wygląda ten rynek, bo to bardzo złożony ekosystem. Większość własności intelektualnej jest skupiona w Stanach Zjednoczonych. Z tego tytułu co roku z całego rynku półprzewodników spływa tam ok. 60% kapitału. Model praktykowany przez firmy z USA, np. Nvidię, polega na tym, że one mają u siebie cały design, cały dział projektowy, który myśli nad tym, jak rozwijać te procesory, ale fizycznie ich nie wytwarzają.

Nvidia zleca to tajwańskiemu TSMC, które w swoich fabrykach produkuje najbardziej zaawansowane układy, służące nie tylko do treningu sztucznej inteligencji, ale także wykorzystywane w urządzeniach mobilnych. One również są dużym wyzwaniem, ponieważ muszą być małe, energooszczędne i stoją przed nimi coraz ambitniejsze zadania.

Maszyny do litografii, na których pracuje TSMC, buduje jedna firma na świecie, holenderskie ASML. Niektórzy porównują skomplikowanie procesu wytwarzania tych maszyn do wyzwania, jakim byłoby lądowanie na Marsie (na którym zresztą jeszcze nie byliśmy, bo być może nie mamy w tym aż takiego interesu, jak w rozwijaniu coraz lepszych układów scalonych).

Kolejni ważni gracze to Korea Południowa i firma Samsung, która z jednej strony produkuje bardzo dużo różnego rodzaju urządzeń z kategorii elektroniki użytkowej, ale potrafi też tworzyć zaawansowane układy. Możemy kupić telefon Samsunga, w którym jest układ Samsunga. Co prawda nie zawsze, czasem wykorzystują też układy od amerykańskiego Qualcomma.

Qualcomm, to inna istotna firma, projektująca bardzo zaawansowane układy Snapdragon. Być może dla niektórych to znajoma nazwa, ponieważ wykorzystuje się je często w telefonach i tabletach z systemem Android. To właśnie układy od Qualcomma, który też nie ma swoich fabryk i również zleca produkcję na Tajwanie.

Ogromnym klientem Qualcomma, w ogóle największym, są Chiny. Mówi się, że w skali roku Chiny wydają na import półprzewodników więcej niż na ropę. Z drugiej strony mają też swój własny przemysł, który przeżywa w ostatnich latach intensywny rozwój, jednak nie zaspokaja w całości popytu, generowanego przez wielkie marki takie jak OPPO i Xiaomi.

W 2015 roku Xi Jinping ogłosił plan “Made in China 2025”, czyli program, który w dużej mierze miał uniezależnić Chiny od zachodnich technologii. Jedną z kluczowych są półprzewodniki. Wiele chińskich firm działa w takim modelu, że produkuje urządzenia, które mają na pokładzie układy sprowadzane ze Stanów Zjednoczonych albo z Korei Południowej.

Wyjątkiem był i jest Huawei, który zaczął projektować swoje układy Kirin gdzieś w roku 2013. One również były wypalane przez tajwańskie TSMC. Później przyszły jednak sankcje nałożone na Huawei przez Trumpa, między innymi przez obawy związane ze szpiegostwem, i aktualnie układy tej firmy powstają od A-Z w Chinach. Możemy powiedzieć więc, że jest tam kilka spółek, które nie są jeszcze światową czołówką, ale mają ambicje i nadrabiają dystans.

W tej układance jest też amerykański Intel, który tworzy procesory do komputerów. Jest chińska marka Lenovo, w której komputerach pojawiają się bardzo często układy Intela, lub AMD – również amerykańskiej firmy. Inny przykład: wszystkie telefony Apple są składane w Chinach przez amerykańską firmę o nazwie Foxconn.

To przemysł, gdzie powiązania są bardzo złożone. Nie doszło do czegoś takiego jak nagły decoupling (ostatnio modne słowo). To nie wygląda tak, że przemysły Ameryki i Chin w pewnym momencie po prostu się rozeszły. Gdyby doszło do czegoś takiego, odczulibyśmy to na całym świecie. Z dnia na dzień gigantyczne firmy technologiczne, takie jak Xiaomi, Lenovo i Apple nie byłyby w stanie produkować sprzętu.

Natomiast patrząc z perspektywy ostatnich kilku lat od momentu, kiedy ukazała się “Wojna o chipy” Millera, wiele zdążyło się zmienić. Z jednej strony Chiny zainwestowały ogromne pieniądze, to są miliardy dolarów przeznaczone na stworzenie własnego przemysłu półprzewodnikowego. Z drugiej strony w tym samym czasie miliardy dolarów są wydawane na ten sam cel w Stanach Zjednoczonych. Choćby przez Intel, który stawia fabryki w USA, Niemczech i Polsce, chcąc wrócić na pierwsze miejsce w produkcji układów i wyprzedzić TSMC. Ale TSMC też buduje nowe fabryki poza Tajwanem. Samsung wychodzi poza Koreę.

Świat jest pod tym względem rozgrzany do białości. Trwa amerykańsko-chiński konflikt i zachodzi decoupling, ale to nie jest proces, który wydarzył się w momencie ogłoszenie jakiegoś nowego pakietu sankcji. Te systemu jeszcze się nie rozeszły, bo i dla Chin, i dla Stanów Zjednoczonych, i dla całego świata oznaczałoby to bardzo duże i głębokie problemy.

Ale obie strony dążą do uniezależnienia się od drugiej i to przyspieszający proces?

Przez ostatnie dwa lata po ukazaniu się książki Millera, ten proces zdecydowanie przyśpieszył. Dochodzi do wzajemnego rozplątywania się tych dwóch systemów w sposób przypominający sytuację, z którą mieliśmy do czynienia po raz ostatni tak naprawdę za czasów zimnej wojny. Wtedy jeszcze nie było Internetu i nie było komputerów osobistych, ale to były trochę dwa odrębne technologiczne światy.

Oczywiście dochodziło do kradzieży rozwiązań, ale blok komunistyczny potrafił wysyłać w kosmos statki, mające na pokładach swoje własne komputery, czasami jeszcze analogowe, ale tworzone od podstaw w ZSRR. Później kończą się lata osiemdziesiąte, następuje rozpad bloku komunistycznego i proliferacja technologii obliczeniowych. W zasadzie każdy ma najpierw w domu peceta, później pojawia się Internet, następnie rewolucja mobilna, która sprawia, że komputer nie musi być wielką, ciężką cegłą tylko każdy z nas może go mieć w swojej kieszeni.

Myślę, że Stany Zjednoczone nie zdawały sobie z tego sprawy i to nie była do końca świadoma strategia. One zajmowały i cały czas zajmują bardzo istotne miejsce, jeśli chodzi o kontrolę wszystkich łańcuchów dostaw, związanych z technologiami obliczeniowymi, ale myślę, że Chińczycy w pewnym momencie uświadomili sobie, że jeżeli mają ambicje geopolityczne by być przeciwwagą dla Stanów Zjednoczonych, to nie można być dzisiaj supermocarstwem, jeśli nie potrafi się samemu wytworzyć nowoczesnej technologii.

Co to znaczy nowoczesnej technologii? Najprostsza definicja mówi, że aby określić tak jakieś rozwiązanie, ono musi mieć w sobie komputer. Żebyśmy nazwali ten kawałek technologii nowoczesnym, ona musi mieć swój procesor, który zapewnia jej zdolność do prowadzenia obliczeń niezbędnych do funkcjonowania na własny rachunek.

Myślę, że Chiny mają świadomość tego jak ważne są nowoczesne technologie. Stąd program “Made in China 2025” i w ogóle obecne napięcia na świecie. Gdy słuchamy amerykańskich analityków, którzy wypowiadają się na temat relacji z Chinami, to oni są strasznie monotematyczny. Rzeczy, o których mówią nieustannie, to technologia, kradzieże technologii, niezależność technologiczna. To jest bardzo istotne w tym momencie dla Amerykanów. Myślę, że najistotniejsze.

Świat może znowu podzielić się na dwa bloki, w których technologia będzie rozwijała się dwutorowo?

Są pewne symptomy, które mogą o tym świadczyć. Opowiem o tym na jednym przykładzie. Być może już tego nie pamiętamy, ale w pewnym momencie w salonach firm telekomunikacyjnych pojawiła się ogromna ilość telefonów i tabletów z Chin. Produkty marki Huawei były trzecią najpopularniejszą ofertą, reklamował je nawet Lewandowski. Mogły spokojnie konkurować z telefonami od Samsunga i Apple.

To było całkiem niedawno, ten świat był ze sobą bardziej połączony niż dzisiaj, ale te telefony nagle zniknęły. Stało się tak dlatego, że kolejnym orężem używanym przez Amerykanów jest software. Większość ludzi na świecie korzysta z Androida, który ma swój sklep z aplikacjami. To dla nas atrakcyjny system operacyjny właśnie za sprawą ich dostępności. Obsługuje aplikacje, z których korzystamy.

Gdy Huawei stał się celem amerykańskich sankcji, został odcięty od Androida i jego sklepu z aplikacjami. Firma musiała stworzyć własny system operacyjny o nazwie Harmony OS. Teraz zauważmy, że jej telefony nadal powstają, ale one nie są już tak atrakcyjne dla zachodniego klienta. Nawet jeśli komuś jest obojętne, czy jego telefon posiada najlepszy mikroprocesor, to na pewno zależy mu na tym, żeby były na nim aplikacje, które lubi i z których korzysta.

Teraz Harmony OS musiałby przekonać wszystkich developerów, którzy robią aplikacje na Androida i na iOS, żeby włączyli w swoją perspektywę trzeci system. To jest bardzo trudne i nie sądzę, żeby wydarzyło się na większą skalę. Z drugiej strony wyobrażam sobie, że posiadanie telefonu, który od początku do końca został stworzony w Chinach, jest dla Chińczyków fajnym uczuciem. Gdyby coś takiego było możliwe w Polsce, to wtedy też chętnie zrezygnowałbym z iPhone'a.

Komunistyczna Partia Chin bardzo naciska na rozwój krajowych technologii. Urzędnicy chodzą do firm i mówią: słuchajcie, macie kupować te układy, które są wytwarzane u nas. Czytam o tym i o firmach produkujących samochody elektryczne, a w tym momencie ten przemysł w Chinach jest największym na świecie. Tam też jest parcie na montowanie półprzewodników wytwarzanych od początku do końca w Chinach.

Gdy spojrzymy na biedniejsze kraje, gdzie poziom rozwoju jest niższy niż na Zachodzie, to tam i tak mało kto, albo w każdym razie o wiele mniej osób, może pozwolić sobie na kupowanie urządzeń state of the art – najnowszych modeli telefonów z najnowszymi kamerami, chipami i tak dalej. Wyobrażam sobie, że Chiny pójdą tam ze swoją ofertą i w wielu miejscach ona może okazać się atrakcyjna. Więc widzę pewne symptomy kończenia się procesu, który zaczął się w latach 90. Wchodzimy w inny etap.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *