Miniaturowy bezzałogowy dron Black Hornet 3. Roje dronów mogą być wykorzystane do obserwacji i ataków, a kierować ma nimi tylko jeden operator wsparty sztuczną inteligencją
Michał Duszczyk
Najnowsze badania przeprowadzone przez inżynierów Oregon State University (OSU) dowodzą, że dowódca tzw. roju bezzałogowców bez problemu mógłby – dzięki wsparciu systemów AI – kontrolować flotę liczącą co najmniej setkę takich maszyn. A to otwiera zupełnie nowe możliwości prowadzenia misji wojskowych, częściowo autonomicznych. I nie chodzi tylko o akcje uderzeniowe czy rozpoznawcze, bo – jak pisze „Field Robotics” – tego typu rozwiązania mogą sprawdzić się także np. w gaszeniu rozległych pożarów czy misjach poszukiwawczych.
Jeden operator i 250 dronów
Badania OSU to element programu finansowanego przez DARPA (amerykańska agencja rządowa zajmująca się rozwojem technologii wojskowych) – chodzi o projekt OFFSET (Offensive Swarm-Enabled Tactics), w ramach którego przeprowadzono liczne analizy i eksperymenty, polegające na ocenie jakości kontroli nawet 250 dronów przez jednego operatora. Badano skuteczność tego rozwiązania i obciążenie dla człowieka sprawującego nadzór nad rojem. Testy prowadzono z wykorzystaniem różnych typów bezzałogowców i w zróżnicowanym środowisku (m.in. w zabudowie miejskiej). Co ważne, operator nie musiał sterować każdym z urządzeń z osobna, a tylko wydawał ogólne polecenia i wskazywał zadania. Nad koordynacją czuwały systemy sztucznej inteligencji.
Nad rojami dronów zaawansowane prace prowadzą nie tylko Amerykanie. Swoją broń tego typu (wyrzutnie dronów) rozwijają m.in. Chińczycy. Ale to Izrael (w konflikcie z Hamasem w maju 2021 r.) jako pierwsza armia oficjalnie użył floty „samokomunikujących się i koordynujących wzajemnie” dronów.