Danuta Walewska
To tylko początek potencjalnych kłopotów w podróży, z jakimi pasażerowie muszą się liczyć w listopadzie. Do końca miesiąca zapowiedzianych jest jeszcze kilka innych protestów.
Efekty strajku się skumulują
Chociaż strajk rozpocznie się 12 listopada o godz. 13., a zakończy się o 17., Włosi już ostrzegli, że gwarantują rozkładowe operacje lotnicze tego dnia jedynie w godzinach 18-21.
To efekt strajku kontrolerów ruchu lotniczego zrzeszonych w związku UNAV na lotniskach w Rzymie (Fiumicino), w Bolonii, Neapolu, Pescarze i Perugii. Włosi jednak ostrzegają, że skutki protestu szybko się skumulują i będzie on odczuwalny w całym kraju i to przez wiele godzin. Tym bardziej, że do kontrolerów przyłączyli się jeszcze bagażowi z lotnisk w Rzymie, Bolonii i Katanii. Warto w tej sytuacji, jeśli jest to tylko możliwe, podróżować jedynie z bagażem podręcznym.
Z Polski do Włoch latają LOT, Wizz Air i Ryanair. I to przede wszystkim ich operacje mogą ucierpieć.
Wtorek, 12 listopada nie będzie jedynym dniem protestu na włoskich lotniskach. Również pod koniec miesiąca, 29 listopada zapowiedziany został strajk bagażowych w Mediolanie. Tego samego dnia i to przez 24 godziny ma tam protestować cały personel Wizz Aira.
Plany podróży do Francji mogą zostać zakłócone 14 listopada
Tego dnia zastrajkują francuscy piloci zrzeszeni w Narodowym Związku Pilotów Liniowych (SNPL) zapowiedzieli swój protest na terenie całej Francji. Co więcej wezwali oni także personel naziemny z lotnisk, aby przyłączył się do ich strajku. Skutki mogą być odczuwalne nie tylko 14, ale również 15 listopada. Wiadomo, że w czasie takich protestów zawsze uruchamiany jest system podwyższonej gotowości w kontroli bezpieczeństwa, co skutkuje wydłużeniem procesu odpraw przed odlotem. Istnieje także prawdopodobieństwo demonstracji w pobliżu lotnisk, co z kolei utrudni dojazd.
Ten strajk wywołany zapowiedzią podwyższenia przez rząd francuski podatku lotniczego, który ma pomóc rządowi Michela Barniera sfinansowanie deficytu budżetowego sięgającego 60 mld euro.
We Francji ta opłata została wprowadzona w 2006 roku nazwana została „podatkiem solidarnościowym” i początkowo wpływy miały zasilić fundusz pomocy na walkę z epidemią AIDS w najbiedniejszych krajach Afryki. Nigdy tam jednak nie dotarły.
Teraz, jak podał „Le Monde”, ta „solidarność z Afryką” miałaby przynieść budżetowi w 2025 roku miliard euro wpływów. A schemat obciążeń wyglądałby następująco : wszystkie bilety w klasie biznes na rejsy dłuższe, niż 5 tys. km byłyby obciążone dopłatą w wysokości 200 euro (podwyżka z obecnych 60 euro) . W klasie ekonomicznej ta dopłata wzrosłaby z obecnych 7,50 do 60 euro. Najwięcej musieliby dopłacić korzystający z prywatnych lotów biznesowych, bo aż 3 tys. euro.
Nie tylko piloci się burzą w obawie, że spowoduje to reakcję łańcuchową i zmniejszenie popytu na podróże. — Jeśli ten podatek rzeczywiście wejdzie w życie , to będzie to nieszczęście dla Francji. Nie ma czegoś takiego, jak podatki prowadzące do dobrobytu. To lotnictwo jest siłą napędową dla rynku pracy i przyspiesza rozwój także w innych dziedzinach gospodarki — skomentował plany Francuzów Willie Walsh, dyrektor generalny Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych.