Scenariusz wzrostu długu publicznego powyżej 60 proc. jest już nieunikniony. To dla Polski sytuacja bez precedensu, bo w III RP nic takiego wcześniej się nie zdarzyło. Nie powinno to stanowić jednak zagrożenia, pod warunkiem że ustabilizujemy inflację i stopy procentowe – pisze poniedziałkowy „Puls Biznesu”.
Minister finansów Andrzej Domański (East News, Andrzej Iwanczuk/REPORTER)
W nadchodzących latach zadłużenie państwa przekroczy barierę 60 proc. PKB. W polskich warunkach jest to zjawisko bez precedensu. Ponieważ dług wywołuje często złe skojarzenia, w społeczeństwie mogą narastać obawy, że za rogiem czeka nas kryzys destabilizacji finansów publicznych i gospodarki – czytamy w gazecie.
Takie nastroje byłyby uzasadnione ekonomicznie, gdyby faktycznie istniał nadmierny poziom długu publicznego, czyli taki, który niesie niekorzystne konsekwencje w gospodarce i prowadzi do systemowych turbulencji – zauważa dziennik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Jak nauczycielka zarobiła fortunę na sprzedaży butów? – Dominika Żak w Biznes Klasie
Jednak w rzeczywistości nie ma takiej bariery. Wszystko zależy od kontekstu. O ile niektóre modele teoretyczne wskazują na ujemną zależność między długiem publicznym a wzrostem gospodarczym, o tyle na gruncie empirycznym naprawdę trudno dowieść tej zależności – czytamy w „Pulsie Biznesu”.
Według sugestii niektórych ekonomistów krytyczną barierą ma być poziom długu fiskalnego w wysokości 90 proc. PKB, ale wiele innych badań empirycznych obaliło tę zależność. A to dlatego, że w rzeczywistości zależność między długiem a wzrostem gospodarczym może przebiegać w dwie strony, a oddziaływanie może być zarówno pozytywne, jak też negatywne.
Na przykład niski wzrost gospodarczy może podnosić relację długu do PKB, ale może też ułatwiać obsługę zadłużenia, jeżeli wraz z niskim wzrostem niskie są także stopy procentowe. Najważniejsza dla bezpieczeństwa zadłużenia jest zdolność jego obsługi, a ta zależy od stóp procentowych oraz tempa wzrostu gospodarczego – czytamy w dzienniku. Obecnie nawet połowę pożyczanych pieniędzy państwo musi przeznaczyć na obsługę zadłużenia.
Zaciskania pasa nie widać w planach rządu
Nic nie wskazuje na to, by minister finansów szukał sposobu na ograniczenie manka w budżecie. W tym roku, jak szacuje resort, deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 5,7 proc. PKB, w 2025 r. – zgodnie z przyjętym pod koniec sierpnia projektem ustawy budżetowej – zmaleje do 5,5 proc. To będzie pchało w górę zadłużenie Polski.
W tym roku, jak przewiduje MF, sięgnie ono 54,6 proc. PKB, a w 2025 r. już 59,8 proc. PKB. Biorąc pod uwagę to, że faktyczne wykonanie budżetu różni się zwykle od planów, istnieje duże ryzyko, że dług sektora finansów publicznych przebije w przyszłym roku 60 proc. PKB. To poziom, który – obok deficytu do 3 proc. PKB – jest jednym z unijnych kryteriów stabilności fiskalnej państw członkowskich.