Od kilkunastu dni w cenniku hurtowym Orlenu obserwujemy cudowne zjawisko. Ceny benzyny i oleju napędowego szybko spadają, podczas gdy w Europie rosną. Wytłumaczenie tego fenomenu może być tylko jedno.
14 września 2023 roku Orlen oferował benzynę Eurosuper 95 po 4 920 zł/m3 netto, czyli po 6,05 zł po doliczeniu 23% VAT. To najniższa cena hurtowa tego paliwa od lutego 2022 roku, czyli od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Tylko od połowy sierpnia Orlen obniżył hurtową cenę benzyny o 60 gr/l. Taki ruch nie byłby niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie doszło do istotnego wzrostu kursu dolara, czemu towarzyszyła stabilizacja światowych notowań benzyny.
Jeszcze dziwniejsza sytuacja ma miejsce w przypadku oleju napędowego, który w czwartkowym cenniku płockiej rafinerii figurował po cenie 4 897 zł/m3, co daje ok. 6,02 zł/l brutto. Także w tym przypadku jest to najniższa stawka od wybuchu wojny w Ukrainie. Jest to tym bardziej dziwne, że tona oleju napędowego na londyńskiej giełdzie wyceniana jest teraz na blisko tysiąc dolarów, czyli o ponad 40% wyżej niż pod koniec czerwca. Tymczasem Orlen sprzedaje to paliwo nawet ciut taniej niż na początku wakacji. Coś tu więc nie gra.
Paliwa? To skomplikowane…
Rynki paliwowe nie działają dokładnie tak, jak się to na pierwszy rzut oka wydaje. Przede wszystkim mamy tutaj wiele różnych segmentów. Pierwszym są rynki ropy naftowej, na których spółki wydobywcze sprzedają surowiec rafineriom. Istnieje wiele gatunków ropy naftowej, które różnią się właściwościami fizycznymi i chemicznymi, a także ceną. Przez dekady było tak, że zmiana notowań ropy naftowej niemal bezpośrednio przekładała się na ceny gotowych paliw na rynkach hurtowych.
Ale od kilku lat tak już nie jest. Szczególnie po marcu 2022 roku, gdy zachodnie sankcje sukcesywnie eliminowały z europejskiego rynku paliwa z Rosji. W rezultacie Polska i Europa muszą sprowadzać paliwa z innych kierunków. – W sierpniu dostawy diesla z USA do Europy spadły 40% w skali miesiąca do 650 tys. ton zgodnie z danymi S&P Global Commodity Insights i Kpler. Na rynku cały czas utrzymują się obawy o podaż diesla w okresie jesienno-zimowym w związku z ograniczoną podażą oleju napędowego spełniającego normy zimowe produkowanego przez rafinerie na Bliskim Wschodzie – wyjaśniali analitycy BM Reflex.
Rozbieżność między cenami gotowych paliw i ropy naftowej najlepiej było widać wiosną, gdy czarny surowiec był o przeszło 20% tańszy niż jesienią ’22, a notowania benzyny na nowojorskiej giełdzie były o kilka procent wyższe. Jeszcze większe różnice dotyczą deficytowego oleju napędowego, który w Londynie kosztuje teraz o 60% więcej niż dwa lata temu (w 2022 było to nawet o 120% więcej), podczas gdy ropa Brent jest o niespełna 30% droższa niż we wrześniu ’21.
Rynki globalne a rynki lokalne
A zatem polskie ceny benzyny czy oleju napędowego powinniśmy porównywać nie tyle z notowaniami ropy naftowej, co z giełdowymi wycenami gotowych paliw w Londynie czy Nowym Jorku. Ale tu pojawiają się kolejne problemy – tym razem natury podatkowej. Każde dziecko wie, że stacje paliw w Europie są w zasadzie ekspozyturami urzędów skarbowych. Jeszcze niedawno podatki stanowiły bowiem mniej więcej połowę detalicznej ceny paliw. Teraz jest to trochę mniej, ale nadal w detalicznej cenie litra oleju napędowego podatki stanowią 44%, a w przypadku benzyny Pb95 ok. 40%. Tak, tak… bez podatków tankowalibyśmy po mniej niż 4 zł/l.
Prezes PKN Orlen lubi chwalić się, że średnie detaliczne ceny paliw w Polsce należą do jednych z najniższych w Europie. I to jest fakt. Według danych BM Reflex taniej niż u nas było tylko na stacjach w Bułgarii, Rumunii oraz na Malcie, a w wielu krajach UE było zdecydowanie drożej. Choćby w takiej Holandii czy Finlandii, gdzie ceny przeliczone na PLN przekraczały 9 zł/l.
To zestawienie jednak niewiele mówi o polityce cenowej koncernów paliwowych, ponieważ różnice w cenach detalicznych wynikają przede wszystkim z wysokości krajowych podatków i innych danin. Różnicę robi już choćby sama stawka VAT, która potrafi się wahać od 17% do 27% (pomijając 8% w Szwajcarii). Ale tu z odsieczą przychodzi nam Eurostat. Unijny urząd statystyczny co tydzień publikuje dane o średnich cenach detalicznych Pb95 i ON po odliczeniu ceł i podatków, czyli „netto netto”.
Według najnowszych dostępnych danych (tj. z 11 września) 1000 litrów benzyny PB95 kosztowało w Polsce równowartość 764,13 euro (licząc bez podatków). W Czechach było to 819,86€, w Niemczech 908,19€, a średnia unijna wyniosła 896,25€. Zatem benzyna w Polsce była o 6,8% tańsza niż w Czechach (gdzie Orlen także posiada rafinerie) i była aż o 14,7% tańsza niż średnio w UE. Jest to więc różnica bardzo istotna, ale jeszcze nie rekordowa, ponieważ zdarzały się krótkotrwałe „wahnięcia” nawet na -20%. W latach 2005-23 benzyna była w Polsce przeciętnie o 3% tańsza od średniej unijnej (liczonej bez podatków!).
Tak na marginesie powyższy wykres znakomicie pokazuje, jak w listopadzie i grudniu ubiegłego roku Orlen sztucznie zawyżał ceny paliw, aby ukryć wchodzącą od 1 stycznia podwyżkę stawki VAT (z 8% do 23%). Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby benzyna w Polsce była o blisko 20% droższa niż średnio w Unii.
Ale naprawdę silną anomalię widać w przypadku cen oleju napędowego. Paliwo to na polskich stacjach kosztowało przeciętnie 773,97€ za tysiąc litrów (licząc bez podatków!). Dla porównania, w Czechach za takiego samego diesela trzeba było zapłacić 890,5€, a w Niemczech 991€. Ceny w Polsce były aż o 19,1% niższe od średniej unijnej wynoszącej 956,64€. Jeszcze pod koniec lipca różnica ta wynosiła -3,4%. Widać zatem, że od kilku tygodni „ktoś” utrzymuje ceny oleju napędowego w Polsce na poziomach znacznie niższych niż u naszych sąsiadów oraz niższych niż średnio w krajach UE. Co więcej, spread ten jest rekordowo głęboki – coś takiego nie zdarzyło się nigdy wcześniej.
Wybory i niedobory
Na dłuższą metę nie da się utrzymać w Polsce cen wyraźnie niższych niż w krajach ościennych. Mamy przecież unię celną w ramach Unii i (względnie) swobodny przepływ towarów przez naszą południową i zachodnią granicę. W takich warunkach operatorzy stacji z Czech czy Niemiec mogą masowo skupować tańsze paliwo z Orlenu. Zresztą podobny scenariusz rok temu przerabiano na Węgrzech, gdzie rząd administracyjnie zamroził detaliczne ceny paliw na nierynkowym i zaniżonym poziomie. Ceny maksymalne trzeba było pospiesznie zerwać, gdy nad Balatonem zaczęło brakować paliwa.
Także w Polsce od kilkunastu dni słyszy się o problemach z dostępnością tańszego, „przedwyborczego” paliwa z płockiej rafinerii. 1 września portal money.pl napisał, że do redakcji zgłosiły się firmy, które raportowały problemy z zaopatrzeniem się w paliwo Orlenie. Płocki koncern miał „mocno ograniczyć” sprzedaż, a paliwo z importu miało być istotnie droższe od krajowego. Orlen zaprzeczył tym doniesieniom i zapewnił, że „dostawy benzyny i oleju napędowego do wszystkich naszych klientów oraz na stacje paliw Orlen przebiegają bez zakłóceń”.
Na krótką metę Orlen jest w stanie lokalnie zaniżyć ceny paliw, ponieważ posiada dominującą pozycję zarówno na rynku hurtowym, jak i detalicznym. Skarb Państwa posiada 49,9% akcji płockiego koncernu, co w praktyce jest pakietem kontrolnym. Zresztą od zawsze prezesem płockiej rafinerii jest ktoś z partyjnym poparciem (zmieniają się tylko partie).
Doskonale pamiętam też, jak kontrolowany przez Skarb Państwa (czytaj: przez polityków) PKN Orlen sztucznie zaniżał ceny paliw przed wyborami w roku 2011. „Teraz to paliwo może być nawet i po 7 złotych” – miał już po wyborach powiedzieć ówczesny premier Donald Tusk.
– Jak była ta kampania 2011 roku i oni tam z cenami jechali cały czas, że paliwo po 6 zł PiS nap…. No i jest ta impreza w Focusie, już wiadomo, że wygraliśmy. Z Donaldem się spotykam i on: Teraz, k…, to paliwo może być nawet i po 7 zł – tak swoją rzekomą rozmowę z premierem Tuskiem relacjonował ówczesny prezes Orlenu Jacek Krawiec w nagranej rozmowie z Włodzimierzem Karpińskim.
Jak tam faktycznie było, tego się pewnie już nigdy nie dowiemy. Wiadomo tylko jedno, że we wrześniu 2011 średnie ceny paliw w Polsce faktycznie zatrzymały się w pobliżu 5 zł/l, by po październikowych wyborach ostro pójść w górę przy względnie stabilnych notowaniach na światowych giełdach.
Obstawiam, że tym razem będzie podobnie. Jakaś „niewidzialna ręka” przez następny miesiąc utrzyma ceny paliw w Polsce na nierynkowo niskim poziomie, zaś po 15 października może być różnie. Jeśli ceny na rynkach światowych pójdą w dół, to nic się nie wydarzy. Ale jeśli wzrosną lub utrzymają się na obecnych poziomach, to zobaczymy stopniowe, rozłożone na kilka tygodni podwyżki przy dystrybutorach.
Przy czym trudno tu kogoś złapać za rękę. Tym bardziej że chętnych do łapania zapewne nie będzie zbyt wielu. Gdyby płocki koncern sztucznie zawyżał ceny paliw, to oburzenie zapewne byłoby powszechne (jak na przykład w grudniu ’22). Ale jako że je zaniża, to krytyków znaleźć jest trudniej.
Tak czy inaczej póki orlenowska promocja trwa, póty można z niej korzystać. Lekcja z tego jest taka, że w ramach gospodarstwa domowego warto dysponować pewną „pojemnością magazynową” choćby liczoną w kilku 20-litrowych kanistrach. Warto też pamiętać, że za przedwyborczą promocję płacą akcjonariusze płockiego koncernu. Od początku września notowania akcji Orlenu poszły w dół o 6,4%, podczas gdy WIG20 osłabił się o 4,8%.