Notowania ropy naftowej mają za sobą siedem wzrostowych tygodni z rzędu. Ceny surowca szły w górę nawet wtedy, gdy Chiny, będące potężnym importerem ropy, przedstawiły słabe dane makroekonomiczne. Widać wyraźnie, że warunki dyktują producenci ropy i to oni robią wszystko, by surowiec był jak najdroższy.
/MARIO TAMA / GETTY IMAGES NORTH AMERICA /AFP
Reklama
- Od końca czerwca ceny ropy naftowej znajdują się na fali wzrostowej napędzanej przede wszystkim przez decyzje krajów należących do rozszerzonego kartelu OPEC+ (głównie Arabię Saudyjską i Rosję)
- Ekonomiści ANZ Banku spodziewają się gwałtownego spadku światowych zapasów ropy, co pod koniec tego roku może podbić cenę do 100 dolarów za baryłkę
- Na polskich stacjach paliw sierpniowe ceny benzyny 98, benzyny 95 i oleju napędowego są wyraźnie wyższe niż w czerwcu i lipcu
Ropa Brent zakończyła tydzień na poziomie prawie 87 dolarów za baryłkę. W ostatni czwartek surowiec na giełdzie w Londynie poprawiał wakacyjne rekordy i docierał do ceny 88 dolarów, czyli najwyższej od styczniu tego roku.
Jeszcze efektowniej prezentowała się baryłka amerykańskiej ropy WTI. Tydzień zamknęła notowaniami przekraczającymi 83 dolary, ale w czwartek kurs zbliżał się do 85 dolarów, co było najwyższym poziomem od listopada 2022 roku.
Chińskie zagadki gospodarcze
Z sierpniowego raportu Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) wynika, że popyt na ropę na świecie jest wyjątkowo duży i prawdopodobnie jeszcze wzrośnie w najbliższych tygodniach. Może to sprzyjać wysokim cenom surowca i utrudnić światową dezinflację, czyli proces spadku inflacji.
IEA informuje, że globalne zapotrzebowanie na ropę osiąga rekordowe szczyty, a jest napędzane silnym letnim ruchem lotniczym, zwiększonym wykorzystaniem surowca w energetyce i rosnącą chińską aktywnością petrochemiczną. Ogólny popyt na ropę w 2023 roku ma wzrosnąć o 2,2 miliona baryłek dziennie (mb/d) do 102,2 mb/d. Wynik powyżej tej średniej zanotowano w czerwcu (103 mb/d), a jeszcze lepszy prognozowany jest na koniec sierpnia. Za tegoroczny przyrost zapotrzebowania na ropę w 70 procentach odpowiadają Chiny.
To, co wiemy o sytuacji ekonomicznej Państwa Środka, nie jest łatwe do interpretacji. Gospodarka kraju ciągle jest w impasie, co powinno studzić nastroje na rynku ropy naftowej. Tak się jednak nie dzieje. Wiadomo już, że w lipcu chiński eksport spadł gwałtownie o 14,5 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem w 2022 roku. Czerwiec też był pod tym względem słaby, gdyż zanotowano spadek eksportu o 12,4 proc.
Chiny zmniejszyły także swój ogólny import – w czerwcu o 6,8 proc., a w lipcu o 12,4 proc. W wypadku ropy naftowej regres chińskiego importu był w lipcu ogromny i został podsumowany na 19 proc. Spadek przywozu ropy przypisuje się połączeniu malejącego popytu krajowego i rosnących zapasów.
Faktem jest jednak, że dostawy ropy do Chin w tym roku są w sumie o kilkanaście procent większe niż w 2022 roku. Poprzedni rok stał bowiem pod znakiem konsekwencji pandemii i powszechnych blokad ekonomicznych. Od początku tego roku do końca lipca Chiny zgromadziły 326 milionów ton ropy.
OPEC+ dyktuje warunki
Światowy popyt na ropę jest więc teraz bardzo wysoki, a cały problem leży po stronie wydobycia i produkcji surowca, czyli głównie po stronie krajów OPEC. Ogólna podaż ropy w lipcu spadła o 910 tysięcy baryłek dziennie do 100,9 mb/d. Oczekuje się, że globalna produkcja ropy wzrośnie w tym roku o 1,5 mb/d do rekordowego poziomu 101,5 mb/d.
Ta wielkości będzie jednak i tak mniejsza od popytu. Nierównowaga na rynku naftowym utrzyma się jeszcze przez wiele miesięcy. To właśnie ona spowodowała, że od cenowego dołka zanotowanego w czerwcu ropa podrożała o około 20 proc. Co więcej, rosnące napięcia między Rosją a Ukrainą, które mogą potencjalnie zakłócić dostawy rosyjskiej ropy na Morzu Czarnym, dodatkowo podsycają obawy o podaż.
Z wyliczeń analityków UBS wynika, że w lipcu i sierpniu deficyt surowca na wszystkich rynkach sięga 2 milionów baryłek, a we wrześniu spadnie nieznacznie, bo do 1,5 miliona baryłek. Ich zdaniem, taka sytuacja będzie się negatywnie odbijać na poziomie zapasów.
Ceny surowca doświadczyły w ostatnich tygodniach mocnych wzrostów głównie dlatego, że kluczowe kraje grupy OPEC+, czyli Arabia Saudyjska i Rosja, ogłosiły ograniczenia podaży. W lipcu podaż ropy naftowej ze strony poszerzonego kartelu zmalała o 1,2 mb/d, czyli do prawie dwuletniego minimum.
Rijad zapowiedział, że przynajmniej do końca września przedłuży wprowadzone w lipcu cięcia produkcyjne o milion baryłek dziennie. Oznacza to, że Arabia Saudyjska będzie utrzymywała poziom produkcji w okolicach 9 mb/d, czyli – z pominięciem roku 2019 i okresu pandemii – najniższy od 2011 roku. Z kolei Moskwa oznajmiła, że w sierpniu zmniejsza eksport ropy o pół miliona baryłek dziennie i o 300 tysięcy baryłek we wrześniu.
Prognozy cenowe dla ropy
Jeszcze niedawno Stany Zjednoczone były w stanie zbijać ceny surowca przez uwalnianie strategicznych rezerw, jednak teraz ich poziom jest najniższy od lat 80. XX wieku, więc te możliwości są mniejsze. Jedynym sposobem na obniżenie cen ropy byłby w zasadzie spadek popytu, ale ten musiałby być następstwem światowego spowolnienia gospodarczego.
OPEC przedstawił ostatnio raport, w którym oszacował, że w całym 2023 roku popyt na ropę naftową wzrośnie o 2,44 mb/d, a w 2024 roku o kolejne 2,25 mb/d. Te wyliczenia nie zmieniły się w porównaniu z poprzednią prognozą kartelu. Według OPEC, solidny wzrost gospodarczy na świecie ma wspierać popyt na ropę naftową pod koniec 2023 roku i w roku przyszłym.
Naftowy optymizm jest podsycany także przez lepsze nastroje na szerokich rynkach finansowych. Niższy od oczekiwanego wskaźnik inflacji konsumenckiej w USA (3,2 proc.) zwiększył bowiem szanse na to, że Fed zrezygnuje z następnych podwyżek stóp procentowych. – Pojawiają się czynniki negatywnie wpływające na popyt, takie jak niepewna sytuacja gospodarcza w Chinach, ale mimo to rynek ropy ma teraz solidne fundamenty do utrzymywania wyższych cen surowca – komentuje sytuację Dorota Sierakowska z DM BOŚ.
W tej chwili na całym świecie górę biorą prognozy zwiastujące wzrost cen ropy. – Przewidujemy, że rynki naftowe doświadczą niedoboru podaży w drugiej połowie tego roku. Mamy co prawda ostrożne prognozy, co do wielkości tego deficytu, ale na tyle duże, by zakładać, że cena baryłki brent przekroczy 90 dolarów – powiedział Baden Moore z National Australia Bank.
Bardziej śmiałą prognozę przedstawiają ekonomiści ANZ Banku. Uważają, że dalsze cięcia podaży zacieśnią rynek ropy naftowej.
„W nadchodzących miesiącach spodziewamy się gwałtownego spadku zapasów, co skutkować może dalszą aprecjacją cen surowca. Ograniczenie podaży jest w dużej mierze zarządzane przez OPEC. Podtrzymujemy nasze przewidywania cenowy na koniec 2023 roku na poziomie 100 dolarów za baryłkę. Jednak wzrost powyżej tej wartości w 2024 roku wydaje się być mało prawdopodobny” – czytamy w raporcie ANZ Banku.
Wysokie ceny na polskich stacjach
Także zdaniem ekspertów polskiej firmy e-petrol.pl, na rynku naftowym cały czas utrzymuje się niedobór, bo „wsparciem dla drogiej ropy jest ograniczona podaż surowca ze strony OPEC+”. W dodatku, tendencje rynku światowego „muszą już niebawem odbić się na krajowych poziomach cen”.
Analitycy e-petrol.pl co tydzień publikują prognozę cen na polskich stacjach paliw. Według ich szacunków, w okresie od 14 do 20 sierpnia litr benzyny 98 może kosztować 7,17-7,29 zł, benzyny 95 – 6,61-6,73 zł, oleju napędowego – 6,43-6,56 zł, a LPG – 2,74-2,81 zł. Powyższe ceny są wyraźnie wyższe od notowanych w czerwcu i lipcu (z wyjątkiem gazu skroplonego).
Eksperci BM Reflex prognozują, że obecny poziom cen paliw powinien utrzymać się przynajmniej do końca wakacji. Jednak kwestią czasu wydaje się być wzrost notowań diesla i zmiana relacji cen benzyny i oleju napędowego. Ich zdaniem, bardzo prawdopodobne, że jesienią olej napędowy znajdzie się na poziomie 6,80 złotego za litr.
Jacek Brzeski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News