Prezentacja. Jak czytać raport?

„I nie czytać z księgi, aby nie ujawnić jej głupoty!” – powiedział Piotr I o mówcach, i oczywiście działał w granicach swoich królewskich praw. W końcu słowo cara jest prawem, a spieranie się z nim jest niedopuszczalne. Nie będziemy się więc spierać, a raczej pogadamy trochę o oratorstwie.

W czym problem, możesz zapytać? Masz tekst raportu, jesteś przekonany, że wszystko w nim jest absolutną prawdą, twój język jest spójny, gardło cię nie boli, prezentacja jest tak dobrze wyćwiczona, że praktycznie skacze ci po zębach – czas wyjść do publiczności.

Gdyby tylko! Ileż razy obserwowałem, jak ludzie, którzy czują się jak u siebie w każdym towarzystwie, którzy z łatwością dyskutują na każdy temat, którzy są towarzyscy i pogodni, nagle robią się zdenerwowani, gdy muszą wygłosić przemówienie publicznie. Choć wszystko jest prywatne, wszystko jest w porządku, ale najmniejsza nuta formalności – i stop! Samochód nigdzie nie jedzie, stoi na poboczu, a jego reflektory migoczą smutno. Opony są przebite, koło zapasowe zniknęło, a pompa nie działa.

Mężczyzna wchodzi na podium, próbując powiedzieć coś, co wie doskonale, coś, co robi każdego dnia, ale wychodzi mu to jako coś bełkotliwego. Jego kolana drżą, lepkie, obrzydliwe strużki potu spływają mu po plecach, serce wali mu gdzieś w gardle, najwyraźniej zamierzając opuścić jego ciało na zawsze. Język ma niewyraźny, usta suche, bez przerwy oblizuje wargi i chwyta się czegoś w przerażeniu – w najgorszym razie, jeśli nie ma niczego innego, czego mógłby się chwycić, próbuje trzymać się własnych kieszeni. Publiczność, litując się nad nieszczęśnikiem, robi wszystko, tylko nie słucha. Nawet nie patrzy. W końcu każde spojrzenie sprawia, że biedny mówca drga nerwowo i wygląda, jakby miał zemdleć. Po co dręczyć go niepotrzebnie?

Myślisz, że to przesada? Niewiele.

Kiedyś, w odległych czasach studenckich, zdarzyło mi się uczestniczyć w cyklu wykładów na temat, którego nazwa nie ma już znaczenia. Ważny był jednak sposób, w jaki profesor je wygłaszał. Czytał z kartki papieru, z nosem w niej schowanym. Nie podnosił wzroku, bojąc się spojrzeć na słuchaczy. Co więcej, czytał dokładnie to, co było napisane w podręczniku. Aż do przecinków. Co więcej, dyktował nawet znaki interpunkcyjne.

Boże, jak uczniowie z niego kpili! Na tablicy zawsze czekał na niego rysunek, ale nigdy nie mógł znaleźć kredy – „wdzięczni” uczniowie ją ukrywali, a gąbka była tak nasiąknięta wodą, że gdyby spróbował zmazać ten bezczelny rysunek, nieszczęsny nauczyciel natychmiast znalazłby się w mokrych spodniach. Pod nogi jego krzesła podłożyli chloran potasu – wybuchł pięknie, gdy próbował usiąść. Eksplozja nie była na tyle silna, by zniszczyć meble, ale na tyle silna, że wilgoć na jego spodniach zamieniła się w coś więcej niż tylko wodę. Uczniowie dobrze się bawili.

Potem uczniowie się tym znudzili i przestali zwracać uwagę na nauczyciela. Mruczał coś za mównicą, a potem wznoszono flagę i jechał tramwaj. Taka jego praca. Ale nikt nie słyszał, co nauczyciel próbował przekazać publiczności. Po pewnym czasie nie miało znaczenia, czy czytał na głos z podręcznika, czy wymyślał coś nowego. Nadal nie słuchali. Oczywiście nikt nie znał tematu, poza garstką pasjonatów, którzy uczyli się go sami.

Nie bądź jak ten profesor. Był nieszczęśliwym człowiekiem i po prostu bał się wykładów. Studenci napawali go nieopisanym przerażeniem. A jego lęki nie miały nic wspólnego z tematem – tematem, który znał doskonale. Ale wszystkie jego problemy miały swoje źródło w strachu przed wystąpieniami publicznymi! Strach przed publicznością plątał mu język i jedyne, co mógł zrobić, to czytać czyjś podręcznik, który gwarantował, że nie popełni błędów.

Znacznie gorsze wpadki wynikają ze słabej umiejętności publicznego przemawiania. Przypomnijmy na przykład otwarcie tramwaju w Starogorodzie, tak obrazowo opisane przez Ilfa i Pietrowa: „Gawrilin rozpoczął swoje przemówienie dobrze i prosto: «Budowa tramwaju» – powiedział – «to nie to samo, co kupno osła»”. Nagle w tłumie rozległ się głośny śmiech Ostapa Bendera. Spodobało mu się to sformułowanie. Zachęcony przyjęciem, Gawrilin, nie rozumiejąc dlaczego, nagle zaczął mówić o sytuacji międzynarodowej. Kilkakrotnie próbował nadać swojemu przemówieniu ton tramwajowy, ale z przerażeniem odkrył, że mu się to nie udaje. Same słowa, wbrew jego woli, brzmiały jakoś międzynarodowo. Po Chamberlainie, któremu Gawrilin poświęcił pół godziny, na arenę międzynarodową wkroczył amerykański senator Borah. Tłum znieruchomiał… Gawrilin, teraz rozgniewany, wypowiadał się nieżyczliwie o rumuńskich bojarach i przeszedł do Mussoliniego. Dopiero pod koniec przemówienia przezwyciężył swoją drugą międzynarodową naturę i zaczął mówić dobrymi, biznesowymi słowami…

Psychologowie twierdzą, że większość ludzi boi się wystąpień publicznych bardziej niż śmierci. Więc jeśli tego doświadczasz, nie martw się – nie jesteś sam.

Co powinniśmy zrobić?

Cóż, nie jest to takie straszne, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Najpierw musimy zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego osoba, która właśnie wygłosiła przed znajomym płomienną przemowę, pełną błyskotliwych dowcipów, wspaniałej mimiki i gestów, po wejściu na podium nie jest w stanie powtórzyć tego samego, z trudem wydobywając z siebie nagle niesforne frazy? Dlaczego jego ręce opadają, dowcipy wydają się bezsilne, a twarz zastyga w bolesnym grymasie?

Przede wszystkim to strach . Niemal paniczny lęk. Ma wystarczająco dużo silnej woli, by powstrzymać się od ucieczki przed występem, by nie schować się w kącie. Ta sama siła woli wprowadza osobę na scenę, ale pozostawia ją tam samą i drżącą. Mówca otwiera usta, próbując wypowiedzieć pierwszą kwestię, ale myśl „Wszystko stracone!” szaleje w jego głowie. Strach go ogarnia, ale resztki silnej woli utrzymują go na scenie, powstrzymując przed rzuceniem mikrofonu i wybuchem histerii.

Ale co jest przyczyną tego strachu? Skąd się bierze?

Przede wszystkim wynika to z idei, których w praktyce nie da się zrealizować. Mówca chce zadowolić wszystkich, pragnie, aby jego wystąpienie zakończyło się pełnym sukcesem i marzy o osiągnięciu celu w 100%. Jednocześnie nie ufa swojej publiczności. Naturalnie, takie myśli są tłumione w podświadomości i zaczynają manifestować się jako lęk.

Ważne jest, aby zrozumieć, że porażka może być również pożyteczna: na przykład z perspektywy analizy błędów; a lęk zniknie. Jeśli dostroisz się do myśli: „Porażka też jest dobra!”, możesz się uspokoić i przestać się bać.

A tak naprawdę, czego tu się bać? No cóż, porażki. Ale czy to na pewno prawda? Każda sytuacja ma dwie strony, a porażka nie jest wyjątkiem. Musisz znaleźć pozytywną stronę porażki. Uwierz mi, to nie jest takie trudne, jeśli się nad tym zastanowisz. Jeśli nie potrafisz znaleźć niczego pozytywnego, bój się! Bać się tak bardzo, że trzęsą ci się ręce, trzęsą się kolana, ubrania są przesiąknięte potem, a zęby szczękają. Kiedy twój strach osiągnie granice, pomyśl: czego tak naprawdę się boisz? Ludzi na widowni? Ale to niedorzeczne! To ludzie, nie dzikie zwierzęta, nie lwy, nie pantery, nawet nie koty. Nie gryzą ani nie drapią. Uwierz, że nikt cię nie zje, a nie będziesz miał się czego bać.

Kiedy już pokonasz strach, możesz zacząć uczyć się mówić. Tak, oczywiście, wydaje się, że uczymy się tego w dzieciństwie, ledwo wychodząc z pieluch. Ale nie! Wtedy uczyliśmy się tylko wymawiać słowa. Mówienie, zwłaszcza przed publicznością, to zupełnie inne zadanie.

Wydawałoby się, że umiemy mówić. Ale rozmowa z przyjacielem o wędkowaniu i wygłaszanie relacji przed dużą publicznością to dwie zupełnie różne rzeczy. I nawet jeśli nie boisz się publiczności, może się zdarzyć wiele niezręcznych sytuacji.

Można studiować sztukę prezentacji u Ilfa i Pietrowa. Zwróć uwagę na następujący opis: „Treuchow chciał powiedzieć wiele. O subotnikach, o ciężkiej pracy, o wszystkim, co zostało zrobione i co jeszcze można zrobić…”. Trieuchow otworzył usta i z wahaniem zaczął: „Towarzysze! Międzynarodowa pozycja naszego państwa…”. A potem mamrotał takie truizmy, że tłum, słuchający już ich szóstego międzynarodowego przemówienia, zmroził się. Dopiero po skończeniu Trieuchow zdał sobie sprawę, że on również nie powiedział ani słowa o tramwaju. „Szkoda” – pomyślał – „absolutnie nie umiemy mówić, absolutnie”. I przypomniał sobie przemówienie francuskiego komunisty, którego usłyszał na spotkaniu w Moskwie. Francuz mówił o prasie burżuazyjnej. „Ci akrobaci pióra” – wykrzyknął – „ci wirtuozi farsy, te szakale maszyn rotacyjnych…” Francuz wygłosił pierwszą część przemówienia w tonacji A , drugą w tonacji C , a ostatnią, patetyczną część w tonacji E. Jego gesty były umiarkowane i piękne.

Jak widać, problemem inżyniera Trieuchowa nie był brak znajomości rosyjskiego. Mówił. Jednak z obawy przed wystąpieniami publicznymi, wypowiadał się w artykułach wstępnych, zamiast wyrażać własne myśli.

Istnieją trzy style oratorskie wygłaszania przemówień:
– świnia – czyta z kartki papieru, nie odrywając wzroku od tekstu, chowając twarz w ściągę, jakby to było koryto;
– kurczak – czasami patrzy na nuty, czasami odrywa się od nich, jakby dziobał ziarenko;
– śpiewa słowik nie patrząc na żadne papiery.

Każdy z tych stylów jest akceptowalny. Ludzie będą słuchać „świni”, jeśli skupią się wyłącznie na tekście przemówienia. Na przykład na konferencji naukowej. Tam klarowność dykcji i treść referatu są najważniejsze. Styl „kurczaka” również jest całkiem akceptowalny, zwłaszcza jeśli przemówienie zawiera spontaniczne dygresje i improwizowane uwagi. W takich przypadkach notatki pomagają utrzymać główny nurt prezentacji. Oczywiście, ludzie będą słuchać „słowika” znacznie efektywniej. Co więcej, „słowikowi” łatwiej jest utrzymać kontakt wzrokowy z publicznością, ponieważ nie rozpraszają go notatki.

Aby zostać „słowikiem”, musisz przejść przez wszystkie trzy etapy, zaczynając od „świni”. Moskwa też nie powstała w jeden dzień. Trenuj ciężko, ćwicz, a staniesz się „słowikiem” jak Cyceron.

Mówiąc o Cyceronie, argumentował, że każdy, kto przygotowuje się do publicznego wystąpienia, musi: pouczyć słuchaczy, zachwycić ich i poprowadzić. Innymi słowy, wskazał trzy zadania dla mówcy .

W związku z tym wyróżnia się trzy style elokwencji :
– niski (prosty) – do dowodów i nauki;
– średnie – dla przyjemności (np. na oficjalnych spotkaniach);
– wysoki (burzliwy) – podporządkowywać sobie publiczność i nią kierować.

Styl prosty nazywa się tak nie bez powodu. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka jest prosty, a jego język bliski jest codziennej konwersacji. Słysząc takiego mówcę, można odnieść wrażenie, że wyraża on własne myśli. Styl prosty nie charakteryzuje się pretensjonalnością, ale powinien sprawiać wrażenie pewności siebie i siły. Ścisłe trzymanie się rytmu nie jest konieczne, a wręcz może być szkodliwe. W końcu mówca nie powinien recytować poezji ze sceny.

Początkujący mówcy starają się jak najbardziej doszlifować swoją mowę, dopasowując słowo do słowa, wszystko płynnie, bezbłędnie, bez zająknięcia. I bez zainteresowania. Bardzo łatwo zasnąć przy takim jednostajnym szmerze mowy.

W stylu niskim nie zaleca się używania długich fraz. Krótkie frazy mogą wydawać się na pierwszy rzut oka zbyt proste, ale są o wiele łatwiejsze do zrozumienia i zapamiętania.

Ze wszystkich technik oratorskich, aby uzyskać prosty styl, wystarczy zastosować tylko dwie:
– pytanie retoryczne;
– metafora.

Jaki jest cel pytań retorycznych? Skłaniają słuchacza do refleksji i skupiają jego uwagę na wyrażanej idei. Co więcej, pytania retoryczne wciągają słuchacza w proces twórczy. W końcu sam na nie odpowiada! A potem, otrzymując od mówcy potwierdzenie, że jego odpowiedź była prawidłowa, odczuwa radość.

Jeszcze lepiej, jeśli mówca poprosi publiczność o odpowiedź na pytanie retoryczne na głos. Powstała w ten sposób kreatywna atmosfera uwalnia endorfiny – substancje o działaniu podobnym do morfiny, które ułatwiają przyswajanie prezentowanych idei. Publiczność przekonuje się o słuszności wypowiedzi mówcy, w końcu sama doszła do tego wniosku, odpowiadając na pytanie retoryczne.

Stosując metafory, należy pamiętać o dwóch zasadach:
– należy brać pod uwagę wiedzę słuchaczy;
– metafora musi być wizualna.

Każda publiczność ma swoją własną metaforę. Na przykład, wygłaszając przemówienie przed lekarzami, najlepiej oprzeć je na podstawach medycznych. Aby metafora była zrozumiała, musi być wizualnie atrakcyjna. Musi być precyzyjna i jednoznaczna, w przeciwnym razie nie tylko nie osiągnie celu, ale także odwróci uwagę od przekazu.

Styl średniego tempa jest używany na przyjęciach, uroczystościach, przyjęciach i innych rytuałach. Ten styl jest przeznaczony przede wszystkim do „zachwycania”. Nadaje się również do toastów. Przemówienie w średnim tempie nie jest przekonujące, niczego nie dowodzi, niczego nie uczy, ale brzmi przyjemnie. Jednak styl średniego tempa nie nadaje się do sprawozdania.

Wysoki styl ma największą moc. Jest potężny, luksusowy i piękny. Może on wybuchnąć myślami jak szarżujący tygrys albo wkraść się jak kot polujący na mysz. Taka elokwencja zaszczepia w słuchaczach nowe przekonania, wymazując stare. Ale z wysokim stylem należy zachować szczególną ostrożność.

Wyobraź sobie mówcę przemawiającego, gestykulującego dziko, z oczami płonącymi przekonaniem, którego głos raz wznosi się niczym burzliwy wiatr, raz szeleści cicho, niczym delikatny wietrzyk w trzcinach. Piękne? Nic z tych rzeczy! Gdybyś zobaczył kogoś przemawiającego w ten sposób, pierwszą myślą byłoby dla ciebie psychiatryczne. Bo płonie on swoją ideą, niesie ją przed sobą, jak Danko z sercem. Ale ty nie. Jesteś całkowicie spokojny. A widząc kogoś szalejącego na podium, myślisz o chorobie psychicznej i szczerze współczujesz mówcy, uważając go za praktycznie szalonego.

Dlatego przemówienie powinno zaczynać się spokojnie, prosto, jasno i wyraźnie. Publiczność musi się rozgrzać. Mówca powinien o tym pamiętać i przed rozpaleniem ognia zademonstrować, jak się pali zapałki. To proste, ale pozwala im przyzwyczaić się do widoku ognia. I dopiero wtedy mogą go „zapalić”.

Oczywiście, kuszące jest wygłaszanie przemówień w podniosłym stylu, bo właśnie to ma na celu przyciągnięcie uwagi publiczności. Pamiętaj jednak: dzieci najpierw uczą się chodzić, a dopiero potem biegać. Co więcej, jeśli będziesz chodzić wystarczająco długo, bieganie przyjdzie naturalnie, bez dodatkowego wysiłku. Dlatego lepiej zacząć od prostego stylu.

Mówca, który opanował styl niski, potrafi przemawiać precyzyjnie i przekonująco. Będzie bardzo dobrym mówcą i będzie miał najmniejszą szansę na potknięcia. Dlatego, o ile nie prezentujesz nowej idei politycznej, najlepiej trzymać się prostego stylu, krótkich i precyzyjnych fraz oraz odrobiny metafor i pytań retorycznych. A Twoje przemówienie będzie znakomite.

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *