Strajk maszynistów WKD w środę mocno skomplikował transport w części aglomeracji warszawskiej
Adam Woźniak
Środowy strajk w Warszawskiej Kolei Dojazdowej mocno skomplikował transport w części stolicy oraz stołecznej aglomeracji. Maszyniści WKD nie dogadali się z zarządem spółki w sprawie 1000-złotowej podwyżki z wyrównaniem od lipca. I choć mazowiecka Solidarność, która początkowo miała brać w strajku udział, zadowoliła się mniejszą podwyżką i odpuściła, pociągi stanęły na dwie godziny.
Nie tak dawno, bo w październiku, strajkiem grozili kolejarze Polregio w województwach warmińsko-mazurskim oraz zachodniopomorskim. Do zatrzymania składów co prawda nie doszło, gdyż protestujący w ostatniej chwili dogadali się z wojewódzkimi zarządami w sprawie podwyżek, ale zagrożenie paraliżem komunikacyjnym było bardzo poważne, zwłaszcza że zapowiadane strajki miały być bezterminowe.
To jednak nie koniec tego typu problemów. Napięcie rośnie w PKP Cargo, gdzie przed tygodniem przeprowadzono pikietę przed warszawską siedzibą firmy, organizowaną przez związki zawodowe reprezentujące blisko połowę załogi spółki. Głównym powodem są żądania płacowe, ale – jak wynika ze związkowego komunikatu – akcja protestacyjna związana jest także z postępującą degradacją spółki, utratą jej pozycji rynkowej i upolitycznieniem działań zarządu.
Z pewnością kolej – ze względu na jej skalę – okaże się wyjątkowo trudną branżą gospodarki wymagającą działań naprawczych nowego rządu, zwłaszcza wobec spółek kontrolowanych przez państwo. A także efektów i celowości ich wydatków. Będzie to dotyczyć m.in. zarządzających infrastrukturą i dysponujących dziesiątkami miliardów złotych PKP Polskich Linii Kolejowych, odpowiedzialnych zarówno za realizację inwestycji na torach, jak i organizację ruchu pociągów, gdzie w miarę upływu czasu pojawia się coraz więcej błędów i nieprawidłowości. Za irytujące uznawane są m.in. efekty miliardowej wartości przedsięwzięć w modernizację linii kolejowych, które nie przynoszą efektów w postaci znaczącego skrócenia czasu podróży.
Wątpliwości mogą budzić ostatnie wydatki na państwowego przewoźnika – PKP Intercity, któremu przyznano 6,5 mld zł dotacji za przewozy uruchamiane na zasadach publicznego transportu. – Chodzi o podwyższenie rekompensaty w ramach umowy ramowej o świadczenie usług publicznych w zakresie międzywojewódzkich i międzynarodowych kolejowych przewozów pasażerskich, zawartej między ministrem infrastruktury a PKP Intercity – poinformowała spółka.
Tymczasem, choć frekwencja w jej pociągach znacząco wzrosła – w ciągu dziesięciu miesięcy obecnego roku o 16 proc. r./r. – to przewoźnik nie zdołał wywiązać się z zapowiadanych zmian dotyczących np. unowocześnienia taboru czy rozwijania oferty. Za to podejmował decyzje kontrowersyjne z ekonomicznego punktu widzenia. Gdy 11 stycznia tego roku PKP Intercity ogłosiła duże podwyżki cen biletów uzasadniane dramatycznie rosnącymi kosztami energii (jej prognozowany koszt na 2023 r. miał wynosić 1,5 mld zł), w lutym wycofała się z nich na skutek interwencji premiera Mateusza Morawieckiego obawiającego się spadku społecznego poparcia. Za to pół roku później zaczęły się dziać finansowe cuda. Z końcem sierpnia, na półtora miesiąca przed wyborami, spółka ogłosiła obniżki cen biletów miesięcznych na 20 wybranych trasach nawet o ponad 70 proc. Natomiast na początku października zaoferowała kolejny bonus – milion biletów w promocyjnych cenach.
Zastanawiać może również sens wydania przez Straż Ochrony Kolei blisko miliona złotych na zakup trzech samochodów z segmentu premium – Land Rover Defender II. Autami mają dysponować SOK-iści z Warszawy, Lublina i Przemyśla, gdzie warte grubo ponad 300 tys. zł luksusowe terenówki „będą stanowić istotne wzmocnienie potencjału jednostek SOK, aby poprawić bezpieczeństwo”.