Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) ma już przed sobą niewiele czasu. Awarie, koszty utrzymania i ogólna technologiczna prehistoria, jaka wyziera z wielu jej elementów, prowadzą do tego, że zapadła decyzja o deorbitacji konstrukcji, przez co spłonie ona w atmosferze Ziemi. Nie oznacza to jednak, że zostaniemy bez placówek na orbicie.
ISS powstawała po kawałku, a jej pierwszy element trafił na nasze niebo w listopadzie 1998 roku. Swój ostateczny kształt stacja uzyskała w lipcu 2011, po serii lotów montażowych, zyskując łączną masę przekraczającą 408 ton. Póki co stacja dzierży tytuł największej konstrukcji, jaką ludzie zbudowali w kosmosie.
Według serwisu isstracker.pl na dzień 02.08.2024 na pokładzie ISS znajduje się 9 członków załogi, a ogólnie poza powierzchnią naszej planety 12. Pozostałe 3 osoby to chińscy tajkonauci znajdujący się na drugiej stacji kosmicznej, czyli chińskiej konstrukcji Tiangong (Niebiański Pałac). Ta została umieszczona na orbicie Ziemi w kwietniu 2021 roku i od tego czasu jest w imponującym tempie rozwijana przez Państwo Środka.
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna była następczynią rosyjskiej stacji Mir, jaka zaczęła powstawać jeszcze w 1986 roku i została zdeorbitowana w marcu 2001. Sowieci, budując swoją konstrukcję, otworzyli epokę modułowych stacji kosmicznych, której owocem była później ISS, Tiangong i będą nimi też kolejne planowane dopiero stacje. Niemniej ISS spotka ten sam los, co jej poprzedniczkę, czyli jako płonące szczątki opadnie najprawdopodobniej na dno Pacyfiku (zwykle tam agencje kosmiczne starają się "celować" swoimi konstrukcjami). W czerwcu 2024 NASA poinformowała, że zaprojektowanie specjalnego statku kosmicznego, który zepchnie ISS z orbity, powierzyło firmie Elona Muska – SpaceX, wraz z budżetem wynoszącym 843 miliony dolarów. Stacja ma działać do około 2030 roku.
Stacje kosmiczne powstają i powstawać będą
Wspomniałem już o Niebiańskim Pałacu, który dał orbitalną placówkę tajkonautom z odległych Chin. Wybudowanie go kosztowało Chińską Republikę Ludową 60 miliardów juanów, co przelicza się na jakieś 8,325 miliarda dolarów. Dla porównania działająca od 26 lat ISS pożarła łącznie 150 miliardów dolarów, z czego większość wyłożono z kieszeni NASA. Roczna obsługa tej stacji kosztuje około 3 miliardy dolarów, z czego 1,1 miliarda to koszty konserwacji i eksploatacji.
Swoje plany budowy stacji orbitalnej zdradziła też rosyjska korporacja Roskosmos, która ma ambicję wysłać pierwsze moduły już w 2027 roku, o ile sprzyjać temu będą prace nad nową rakietą Angara A5. Będzie to zatem druga narodowa stacja na orbicie po placówce Chińczyków. NASA i wraz z nią zachodnie agencje kosmiczne postanowiły podejść do tematu zgoła inaczej i podobnie jak ostatnio w kwestii lotów kosmicznych postawić na komercjalizację.
Era prywatnych stacji kosmicznych
Przeniesienie operacji na niskiej orbicie Ziemi do sektora prywatnego przyniesie długoterminowe korzyści, umożliwiając NASA przesunięcie zasobów w kierunku innych celów – ogłosiła Amerykańska Agencja Kosmiczna, podpisując umowy mające wesprzeć konstrukcję komercyjnych stacji kosmicznych na niskiej orbicie okołoziemskiej.
W jakim kierunku NASA chce kierować swoje środki? Najpewniejszym kierunkiem jest rozwój programu Artemis, który poprzez ponowne lądowanie na Księżycu ma przygotować agencję do drogi na Marsa, a także budowa stacji kosmicznej Gateway, która zamiast obiegać Ziemię, obiegałaby Księżyc, stanowiąc dogodny "punkt przesiadkowy".
Jedną z komercyjnych stacji jest Orbital Reef, która miałaby powstać w wyniku współpracy Blue Origin Jeffa Bezosa i Sierra Space Partnership. Miałaby ona mieć 90 proc. obecnej pojemności ISS i być obsługiwana przez statki kosmiczne CST-100 Starliner oraz Dream Chaser (a być może także kapsuły Dragon od SpaceX). Łącznie na prace związane z powstaniem Orbital Reef NASA wyłożyła już 172 miliony dolarów (stan na luty 2024). Mimo pewnych sygnałów, że firma Bezosa i Sierra mogły chcieć zerwać umowę i skupić się na innych projektach, wizja jest kontynuowana i firmy mają nadzieję, na wysłanie pierwszych komponentów w kosmos w 2027 roku.
Kolejnym projektem jest Starlab, będący dzieckiem Voyager Space, Airbusa, Mitsubishi Corporation i MDA Space, do których dołączyło później konsorcjum Northrop Grumman (które pierwotnie samo planowało oddzielną stację kosmiczną). Wartość kontraktu z NASA na tę stację wynosi już 217,5 miliona dolarów i wedle wstępnych szacunków miałaby zostać wyniesiona w 2028 i zacząć działać komercyjnie już rok później. W obu przypadkach zarówno NASA, jak i konstruktorzy, mają nadzieję, że uda się uruchomić stację, zanim przyjdzie czas na konieczną deorbitację ISS.
Zanim ISS spadnie do Pacyfiku, na pewno swój projekt będzie chciała zrealizować firma Axiom Space. Jej pomysł opiera się na dokowaniu swoich modułów do wciąż działającej ISS, a później oddzielenie się od niej jako samodzielna Axiom Station. Pierwszy tego typu komercyjny moduł miałby zostać wyprodukowany w 2026 roku (pierwotnie w planach na 2024) i zadokowany do modułu Harmony w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Drugi moduł zostałby do niego dołączony w 2027 i trzeci w 2028, a na końcu tuż przed odłączeniem od ISS moduł zapewniający ogrzewanie całej konstrukcji. Póki co wartość kontraktu z NASA wynosi 140 milionów dolarów.
Konieczność stacji kosmicznych
Budowa stacji kosmicznych jest obecnie niezbędna dla zachodnich agencji, jeśli chcą one prowadzić badania i eksperymenty wpływające na dalszą ekspansję poza naszą planetę, a także, by w wyjątkowych warunkach testować technologie, które później znajdują zastosowanie tutaj na Ziemi. Kluczem do powstania komercyjnych stacji będzie konkurencja i zapotrzebowanie na miejsce w nich. Mimo 53 lat historii stałej obecności człowieka na niskiej orbicie nadal nie wiadomo, jak będzie wyglądał ten rynek.
Poza zleceniami dotyczącymi badań, które będą kierować do stacji agencje kosmiczne, z pewnością część tego rynku zajmie segment "kosmicznej turystyki", jednak jak duży i jak dostępny finalnie on będzie, na to też nie ma w tym momencie żadnej pewnej odpowiedzi.