Komisja Europejska uruchomiła procedurę nadmiernego deficytu w stosunku do 7 państw Unii Europejskiej. Co to znaczy dla Polski i dlaczego brukselscy urzędnicy wykazali się sporą pobłażliwością względem niektórych krajów Wspólnoty?
Procedura nadmiernego deficytu jest uruchamiana, gdy w danym kraju UE deficyt sektora finansów publicznych przekroczy 3 proc. PKB lub gdy dług publiczny jest wyższy niż 60 proc. PKB. To parametry zapisane w traktacie z Maastricht tworzącym Unię Europejską.
Procedura wszczęta przez KE ma sprawić, aby wszystkie państwa unijne utrzymywały jako taką dyscyplinę w finansach publicznych i aby uniknąć rządowych niewypłacalności w UE. Celem jest też sprowadzenie nadmiernego zadłużenia publicznego do bardziej racjonalnych poziomów. Do tej pory Polska była dwukrotnie objęta procedurą nadmiernego deficytu: w latach 2004-2008 oraz 2009-2015.
Polska, Francja, Włochy i kto jeszcze?
Pod koniec lipca Rada UE oficjalnie potwierdziła wszczęcie procedury nadmiernego deficytu względem Polski i jeszcze sześciu innych państw Unii. Było to stricte polityczne zatwierdzenie decyzji podjętej pod koniec czerwca przez niewybieranych w demokratyczny sposób urzędników Komisji Europejskiej. Na „czarnej liście” Brukseli oprócz Polski znalazły się Belgia, Francja, Włochy, Węgry, Malta i Słowacja. Procedurze tej nadal podlegać też będzie Rumunia.
Sama decyzja KE nie była zaskoczeniem. Od lat powszechnie wiadomo, że wiele krajów Unii (i nie tylko UE) ma ogromne problemy z dopięciem państwowych finansów. Unijne reguły ostrożnościowe były jednak zawieszone w latach 2020-23. Najpierw pod pretekstem pandemii Covid-19, a następnie za sprawą nałożenia sankcji na Rosję za agresję na Ukrainę. Teraz jednak nastał czas powrotu do fiskalnej normalności.
Tyle tylko że wielu polityków nie chce lub nie umie zaakceptować powrotu starych reguł. Każdy ma inne wytłumaczenie, ale zawsze coś uniemożliwia im okiełzanie wydatków rządowych i zrównoważenie budżetu państwa. Zasadniczo lista „fiskalnych złoczyńców” za każdym razem jest bardzo podobna. Tak samo jak lista krajów, które zachowują fiskalny umiar i względny porządek w kasie państwa.
Deficyty | Dług publiczny | |||||
---|---|---|---|---|---|---|
Kraj | 2023 | 2024 | 2025 | 2023 | 2024 | 2025 |
Belgia | -4,4% | -4,4% | -4,7% | 105,2% | 105,0% | 106,6% |
Niemcy | -2,5% | -1,6% | -1,2% | 63,6% | 62,9% | 62,2% |
Estonia | -3,4% | -3,4% | -4,3% | 19,6% | 21,4% | 24,6% |
Irlandia | 1,7% | 1,3% | 1,2% | 43,7% | 42,5% | 41,3% |
Grecja | -1,6% | -1,2% | -0,8% | 161,9% | 153,9% | 149,3% |
Hiszpania | -3,6% | -3,0% | -2,8% | 107,7% | 105,5% | 104,8% |
Francja | -5,5% | -5,3% | -5,0% | 110,6% | 112,4% | 113,8% |
Chorwacja | -0,7% | -2,6% | -2,6% | 63,0% | 59,5% | 59,1% |
Włochy | -7,4% | -4,4% | -4,7% | 137,3% | 138,6% | 141,7% |
Cypr | 3,1% | 2,9% | 2,9% | 77,3% | 70,6% | 65,4% |
Łotwa | -2,2% | -2,8% | -2,9% | 43,6% | 44,5% | 46,3% |
Litwa | -0,8% | -1,8% | -2,2% | 38,3% | 38,9% | 41,6% |
Luksemburg | -1,3% | -1,7% | -1,9% | 25,7% | 27,1% | 28,5% |
Malta | -4,9% | -4,3% | -3,9% | 50,4% | 52,0% | 52,6% |
Holandia | -0,3% | -2,0% | -2,1% | 46,5% | 47,1% | 48,4% |
Austria | -2,7% | -3,1% | -2,9% | 77,8% | 77,7% | 77,8% |
Portugalia | 1,2% | 0,4% | 0,5% | 99,1% | 95,6% | 91,5% |
Słowacja | -4,9% | -5,9% | -5,4% | 56,0% | 58,5% | 59,9% |
Słowenia | -2,5% | -2,8% | -2,2% | 69,2% | 68,1% | 66,4% |
Finlandia | -2,7% | -3,4% | -2,8% | 75,8% | 80,5% | 82,4% |
Strefa euro | -3,6% | -3,0% | -2,8% | 90,0% | 90,0% | 90,4% |
Bułgaria | -1,9% | -2,8% | -2,9% | 23,1% | 24,8% | 24,6% |
Czechy | -3,7% | -2,4% | -1,9% | 44,0% | 45,2% | 45,5% |
Dania | 3,1% | 2,4% | 1,4% | 29,3% | 26,5% | 25,1% |
Węgry | -6,7% | -5,4% | -4,5% | 73,5% | 74,3% | 73,8% |
Polska | -5,1% | -5,4% | -4,6% | 49,6% | 53,7% | 57,7% |
Rumunia | -6,6% | -6,9% | -7,0% | 48,8% | 50,9% | 53,9% |
Szwecja | -0,6% | -1,4% | -0,9% | 31,2% | 32,0% | 31,1% |
UE | -3,5% | -3,0% | -2,9% | 82,9% | 82,9% | 83,4% |
UK | -5,9% | -4,8% | -4,1% | |||
Japonia | -5,4% | -6,0% | -5,4% | |||
USA | -8,4% | -7,5% | -7,8% | |||
Źródło: Prognozy Komisji Europejskiej. Wiosna 2024 r. |
Spójrzmy na dane i prognozy, które wiosną zaprezentowała sama Komisja Europejska. W Unii Europejskiej łączny deficyt fiskalny w ubiegłym roku przekroczył 3% PKB, a w roku bieżącym ma znaleźć się dokładnie na limicie i minimalnie poniżej w roku 2025. Równocześnie relacja unijnego długu publicznego do PKB wyraźnie przekracza 80% i to ma się nie zmienić także w roku następnym. Już samo dopuszczenie do osiągnięcia takich parametrów jest porażką brukselskich urzędników i dowodzi, że reguły z Maastricht istnieją tylko na papierze.
Tylko w zeszłym roku 11 z 27 krajów UE odnotowało deficyt przekraczający dopuszczalne 3% PKB. W tym roku takich delikwentów ma być tyle samo, przy czym najprawdopodobniej doszlusuje do nich Hiszpania. W roku 2025 nadal 9 rządów (w tym polski) ma niezwarzać na unijne regulacje. Dodajmy do tego, że w 12 państwach Unii dług publiczny zarówno w tym, jak i w przyszłym roku ma przekroczyć dozwolone 60% PKB.
Kto sobie nie radzi z publiczną kasą
Jeśli spojrzymy na statystyki długu publicznego, to lista fiskalnych grzeszników jest bardzo zbliżona do tej sprzed kilkunastu lat, gdy wybuchł pierwszy kryzys nadmiernego zadłużenia w strefie euro. Figurują na niej Grecja (161,9% PKB na koniec 2023 roku) przed Włochami (137,3%), Francją (110,6%), Hiszpanią (110,6%), Belgią (107,7%) i Portugalią (99,1%). Teoretycznie wszystkie te państwa (plus jeszcze 7 innych) powinny być z automatu objęte unijną procedurą.
Tyle tylko że np. taka Grecja od kilku lat jest wzorem budżetowej wstrzemięźliwości i dzięki powrotowi wzrostu gospodarczego szybko redukuje relację długu publicznego do PKB. O krok dalej poszła Portugalia, która w ubiegłym roku zanotowała nadwyżkę budżetową (!) i według analityków KE ma ją utrzymać także w tym i przyszłym roku. Jak zatem takie kraje można chłostać „procedurą nadmiernego deficytu”?
Tak samo sprawa ma się w przypadku Cypru, który dzięki sporym nadwyżkom fiskalnym spłaca swoje długi. Na tegorocznej „czarnej liście” nie znalazły się też Niemcy, Finlandia, Austria i Słowenia. Tam relacja długu do PKB nieco przekracza dopuszczalne 60%, ale kraje te trzymają w ryzach deficyt. Można też jakoś zrozumieć nieuwzględnienie Estonii, która ma odrobinę przekraczać deficyt, ale przy bardzo niskim (ok. 20% PKB) zadłużeniu państwa.
Trudno jednak znaleźć wyjątek, jaki Komisja uczyniła dla Hiszpanii. Jest to państwo zadłużone na przeszło 100% PKB i które po raz ostatni zmieściło się w 3-procentowym limicie deficytu w roku… 2018. Zresztą był to jedyny taki przypadek po 2007 roku. Co więcej, prognozy KE zakładają, że hiszpański deficyt w 2025 roku wyniesie 2,8% PKB – czyli tylko nieznacznie poniżej limitu.
Krytyczne wyjątki systemu
Cała reszta krajów objętych procedurą nadmiernego deficytu nie budzi żadnych wątpliwości – wszystkie sobie na nią zasłużyły i choćby ze względu na własny interes gospodarczy powinni ograniczyć nadmierne wydatki publiczne. Tutaj krytyczna sytuacja panuje w Rumunii (7% PKB rocznego manka w kasie państwa i dług powyżej 50% PKB). Niewiele lepiej jest na Słowacji (ponad -5% i blisko 60% PKB długu) oraz na Węgrzech (ponad 70% długu do PKB). Źle wygląda też Polska, gdzie zarówno ekipa PiS-u, jak i PO prowadzi polityków równoczesnego zwiększania wydatków socjalnych, jak i militarnych. To droga niemożliwa do utrzymania na dłuższą metę i grozi nam zderzeniem się z konstytucyjnym limitem zadłużenia już w roku 2026.
Ale prawdziwy strach powinna budzić sytuacji Francji i Włoch, czyli dwóch z trzech największych gospodarek eurolandu. W obu dług publiczny grubo przekracza 100% PKB, a bieżące i prognozowane deficyty fiskalne sięgają 4-5%. Oznacza to, że realne PKB obu tych gospodarek rośnie wolniej od nominalnego przyrostu zadłużenia. To po pierwsze bardzo niebezpieczna sytuacja dla wypłacalności obu rządów. A po drugie pokazuje, że obie gospodarki działają nieefektywnie – jedno euro dodatkowego długu przekłada się na mniej niż jedno euro dodatkowego PKB. To sytuacja niemożliwa do utrzymania na dłuższą metę. Zwłaszcza gdyby inflacja trwale znalazła się w ramach 2-procentowego celu Europejskiego Banku Centralnego (wysoka inflacja sprzyja dłużnikom, zwłaszcza tym pobierającym podatki).
Może warto przy tym odnotować, że tego typu problemy nie dotyczą jedynie krajów europejskich. Ani Stany Zjednoczone, ani Wielka Brytania, ani Japonia nie miałyby żadnych szans na spełnienie kryteriów z Maastricht i przystąpienie do strefy euro. Wujek Sam pod rządami duetu Biden/Harris zadłuża się niczym pijany żeglarz o poranku i generuje roczne deficyty fiskalne rzędu 6-8%. I to przy relacji zadłużenia publicznego do PKB rzędu 122%. Nie lepiej jest w Japonii, gdzie legendarnemu już długowi państwa (264% PKB) w ostatnich latach towarzyszą deficyty rzędu 5-6% PKB. Nie najlepiej prezentuje się także Wielka Brytania z mankiem w kasie państwa prognozowanym na 4-5% PKB i z długiem publicznym wielkości własnego PKB.
Co to oznacza dla Polski?
Ekonomiści są dość zgodni co do tego, że unijna procedura nadmiernego deficytu nie będzie miała większego wpływu na Polskę. Owszem, rząd będzie zmuszony w przyszłorocznym budżecie ograniczyć WZROST wydatków, ale o cięciach nawet najbardziej szkodliwych pozycji wydatkowych (wszelakie dopłaty i zasiłki) na razie nie ma nawet mowy. Wydatki polityków nadal będą rosły, tyle że wolniej niż w roku wyborczym i powyborczym.
– Konieczność dostosowania deficytu strukturalnego o około 0,5 proc. PKB – jakie wstępnie zakłada resort finansów – oznacza, że w 2025 r. realne tempo wydatków będzie dużo niższe od tego z roku wyborczego 2023 i to jest jakaś pozytywna zmiana. Wciąż jednak może ona być niewystarczająca dla zapanowania nad wzrostem długu w relacji do PKB. Kalendarz wyborczy także nie pomaga – powiedział PAP Biznes główny ekonomista ING Bank Śląski Rafał Benecki.
– W związku z tym, że nie jesteśmy członkiem strefy euro, możliwości Komisji w zakresie dyscyplinowania Polski w przypadku nieosiągnięcia rekomendowanych celów fiskalnych jest nieco mniejsza niż w krajach będących członkami wspólnego obszaru walutowego – dodał Benecki (podkreślenia od redakcji).
Aby nie drażnić tych wyborców, którzy wciąż dają się przekupywać własnymi pieniędzmi, poważniejsza „konsolidacja” fiskalna zapewne zostanie odłożona do roku 2026. Czyli na okres po wyborach prezydenckich. Będzie to ostatni moment, aby zmienić trajektorię długu publicznego nawet w rządowych dokumentach zmierzającego niebezpiecznie blisko konstytucyjnego limitu 60% PKB.
– Rząd będzie zapewne chciał przedstawić plan, w którym bardziej zdecydowane zacieśnienie deficytu rozpocznie się po 2025 (bacloaded), podczas gdy KE będzie zapewne rekomendowała jak najszybsze podjęcie działań korygujących nadmierny deficyt (frontloaded) – zaznaczył Rafał Benecki z ING.
Zamiast cięć wydatków zapewne czekają nas nowe podatki lub podwyższenie dotychczasowych danin. W tym kierunku podążają np. niekorzystne dla podatników zmiany w fundacjach rodzinnych, nałożenie myta na kolejne odcinki dróg krajowych czy kuriozalne zmiany w podatku od nieruchomości albo pogorszenie warunków ulgi dla programistów. To nie jest przypadek, że pomysły te wychodzą na jaw akurat teraz.
Przeczytaj także
Władza się zmienia, ale podatki ciągle rosną. 10 wyższych danin na 2024 rok
Aha, i najważniejsze. Najprawdopodobniej możecie zapomnieć o obiecanych w kampanii wyborczej obniżkach podatków. Zapewne nie będzie ani zapowiadanego podwojenia kwoty wolnej od PIT, ani niewielkiego poluzowania podatku Belki, a zmiany w składce zdrowotnej zapewne okażą się symboliczne. O waloryzacji progów podatkowych choćby o oficjalną kwotę inflacji nawet nie wspominając.
Oprócz zamiarów dociśnięcia nam podatkowej śruby rząd zapewne chciałby „wyrosnąć” z długów poprzez szybszy wzrost PKB i konsumpcji. Wszakże urzędnicy KE od nikogo nie wymagają nominalnej redukcji deficytów i długów, lecz jedynie w relacji do PKB. Wystarczy więc, że to drugie znów zacznie szybko nominalnie rosnąć (np. za sprawą wyższej inflacji), aby w rządowych i brukselskich excelach wszystko grało.
– Zapowiadany brak cięcia nominalnych wydatków nie oznacza, że nie można z nich 'wyrastać' względem wartości referencyjnej, którą w przypadku finansów publicznych jest zwykle PKB. Pamiętajmy, że punktem odniesienia dla deficytu w przypadku EDP jest właśnie jego relacja do PKB. Wystarczy, że wydatki będą rosły nominalnie wolniej od PKB, wówczas ich relacja względem tego agregatu makroekonomicznego będzie spadać – zaznaczył Dawid Pachucki z PZU.
Świat Zachodu ma problem z długami
To wszystko odnosi się do sytuacji średnioterminowej. Ale na dłuższą metę obecne parametry fiskalne największych gospodarek świata Zachodu są w moim przekonaniu nie do utrzymania. A już z pewnością nie w otoczeniu relatywnie wysokich stóp procentowych i powolnego wzrostu gospodarczego jak to ma miejsce obecnie. Czego zatem można się spodziewać? Moim zdaniem czterech rzeczy:
- Powrotu do niższych (ale już nie tak niskich jak w poprzedniej dekadzie!) stóp procentowych, co z pewnym opóźnieniem przełoży się na wyższą inflację w przyszłości.
- Wzrost inflacji cenowej, która utrzyma się na mniej lub bardziej podwyższonych poziomach przez większość tej dekady.
- Wzrostu podatków i nasilenia represji fiskalnych wobec każdego, kto cokolwiek posiada i generuje jakikolwiek dochód z własnej pracy lub przedsiębiorczości.
- Możemy też zapomnieć o jakichkolwiek znaczących obniżkach podatków i nie zważać na słowa tych polityków, którzy zapowiadają ich obniżanie bez wskazania cięć budżetowych.
W długim terminie matematyka i twarde realia finansowe zawsze wygrywają z obietnicami i zaklinaniem rzeczywistości. Dotyczyć to będzie też wszelkiej maści „zdobyczy socjalnych” w postaci zasiłków, dopłat, subwencji, jak również obiecanych przez władze emerytur. To wszystko będzie cięte równo z trawą, gdy tylko skończą się możliwości pożyczania takich ilości pieniędzy jak obecnie. Nie wiem, kiedy to nastąpi, ale jeśli nic się nie zmieni, to nastąpi to z pewnością.