Planowany program budownictwa społecznego może nałożyć się na rekordową kumulację inwestycji w infrastrukturę. – Zapowiadana przez Lewicę budowa 140 tys. nowych lokali oraz remont 75 tys. pustostanów do 2030 roku wydaje się mało realna, jeżeli weźmiemy pod uwagę ogrom wyzwań organizacyjnych, który ma być przerzucony na samorządy – ocenia przedstawiciel branży budowlanej, Damian Kaźmierczak. Pomóc może prefabrykacja, która do tej pory w Polsce się z trudem przebijała.
/123RF/PICSEL
Wywalczony przez Lewicę program budowy mieszkań społecznych i komunalnych zakłada, że do końca 2030 budowę i remont ponad 200 tys. mieszkań komunalnych, TBS i miejsc w akademikach.
– Jeśli parlament przyjmie głosami Koalicji 15 X pierwszą część reformy mieszkaniowej autorstwa Nowej Lewicy, to będzie największy program budownictwa społecznego w historii II i III RP – zapowiadał po publikacji projektu wiceminister rozwoju Krzysztof Kukucki. Łącznie ma być na to przeznaczone 50 mld zł. Dużo, ale wprowadzenie tego programu w życie i budowa zapowiadanej liczby mieszkań może być trudniejsze od znalezienia finansowania.
Reklama
Nie chodzi tylko o zmianę jaka się szykuje na ministerialnym stanowisku, bo pilotujący ten program Kukucki wygrał w drugiej turze wyborów samorządowych wyścig o fotel prezydenta Włocławka (wcześniej, przed wyborami parlamentarnymi był tam wiceprezydentem i realizował program budowy mieszkań komunalnych i społecznych, który Lewica wskazuje jako wzorcowy przykład).
Eksperci, z którymi rozmawiała Interia uważają, że kierunek w stronę budowy mieszkań na wynajem po przystępnych czynszach jest dobry, ale nie będzie to w praktyce łatwe.
– Od początku lat 90. ubiegłego stulecia kolejne rządy w taki sposób kształtowały rozwój rynku mieszkaniowego, że dominującą pozycję osiągnęły na nim firmy prywatne. Deweloperzy odpowiadają dziś za blisko 60 proc. nowo budowanych mieszkań w Polsce, a w przypadku budownictwa wielorodzinnego odsetek ten przekracza 95 proc. Z kolei coraz większy udział na rynku najmu w największych polskich miastach mają komercyjne podmioty aktywne w segmencie PRS, które do końca dekady mogą posiadać pulę ponad 10 proc. mieszkań na wynajem w kraju (na razie jest to około 1 proc. – red.). W moim głębokim przekonaniu taka osobliwa struktura rodzimego rynku mieszkaniowego z bezsprzeczną dominacją prywatnych podmiotów jest nieoptymalna z punktu widzenia długofalowego rozwoju gospodarczego i społecznego Polski. Dlatego jestem przekonany, że brakującym elementem, który stanowiłby doskonałe uzupełnienie polskiego rynku mieszkaniowego, jest segment budownictwa społecznego, którego rozwój powinien być konsekwentnie wspierany zarówno przez obecną władzę, jak i kolejne rządy – mówi Interii Biznes dr Damian Kaźmierczak, członek zarządu i główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
50 mld zł na budownictwo społeczne i komunalne
Jednak jego zdaniem, Lewicy łatwiej jest kwotę 50 mld zł na budowę mieszkań na wynajem obiecać, niż efektywnie ją spożytkować. – Kilka lat temu rząd Zjednoczonej Prawicy zadeklarował budowę 100 tys. nowych mieszkań w ramach programu Mieszkanie Plus, natomiast w rzeczywistości powstało ich kilka razy mniej – mówi Damian Kaźmierczak. Dlatego jego zdaniem wyzwaniem będzie zderzenie planów z rzeczywistością, bo budowa tak dużej liczby mieszkań nie jest łatwa, tym bardziej, że czasowo zbiegnie się z kumulacją na rynku budowlanym.
– Zapowiadana przez Lewicę budowa 140 tys. nowych lokali oraz remont 75 tys. pustostanów do 2030 roku wydaje się mało realna, jeżeli weźmiemy pod uwagę ogrom wyzwań organizacyjnych towarzyszących planowanemu procesowi inwestycyjnemu, który ma być przerzucony na samorządy. Myślę, że już kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt tysięcy nowych mieszkań będzie nie lada sukcesem, ale zacznijmy je wreszcie budować. Wiele regionów ma już doświadczenie w realizacji projektów dla budownictwa społecznego w ramach uruchomionych niedawno programów SIM, ale należy pamiętać, że każdy projekt należy najpierw spiąć finansowo, następnie znaleźć wykonawcę, a na końcu bezproblemowo inwestycję zrealizować. Co istotne, zapowiadany boom w segmencie budownictwa społecznego może nałożyć się na rekordową kumulację inwestycji w obszarze infrastruktury transportowej i energetycznej, której należy spodziewać się już po roku 2024 – uważa Damian Kaźmierczak.
Jak podkreśla, jest niemal pewne, że na polskim rynku budowlanym będzie w tym czasie dramatycznie brakowało rąk do pracy, podstawowych materiałów, a koszty budowy mogą po raz kolejny w ostatnich latach wyraźnie wzrosnąć. Jedną ze najbardziej racjonalnych koncepcji rozwoju budownictwa społecznego wydaje się wykorzystanie technologii prefabrykacji, która doskonale nadaje się do projektów o dużej powtarzalności w warunkach deficytu pracowników i wysokich cen. Jak tłumaczy, mowa tu o technologii betonowej lub drewnianej, która może być lepszą odpowiedzią na aktualne wyzwania klimatyczne. – Na polskim rynku działają dziś podmioty, które są w stanie dostarczyć odpowiednią ilość prefabrykatów na potrzeby budownictwa społecznego, o ile będą miały przekonanie, że nowy program rządu ma charakter długookresowy, a nie jest ulotnym pomysłem jednego z ugrupowań politycznych. Producenci są w stanie zwiększyć produkcję, jeżeli na ich produkty będzie określony zbyt. Co istotne, aby maksymalnie ułatwić i przyspieszyć proces inwestycyjny wszystkie samorządy powinny korzystać z tego samego lub maksymalnie kilku projektów, który będą promowały podobne rozwiązania architektoniczne w skali całego kraju – uważa członek zarządu PZPB.
W budowie mieszkań komunalnych może pomóc technologia prefabrykacji
Jego zdaniem, takie rozwiązanie mogłoby ułatwić identyfikację nowego programu mieszkaniowego, a nawet nadać mu walor historyczny, jeżeli nowe mieszkania powstaną w dostatecznie dużej liczbie w stosunkowo krótkim czasie.
Jak pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, eksperci mają zastrzeżenia do projektu ustawy, bo zwiększeniem finansowania nie idzie reforma zasad korzystania z zasobu komunalnego. To jest obecnie dużym i obciążającym finansowo problemem, m.in. duża skala niepłacenia czynszów przez lokatorów i braku rozwiązań, żeby się z tym skutecznie uporać. Wpisanie do ustawy zakazu prywatyzacji w przyszłości nie wystarczy.
Monika Krześniak-Sajewicz
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News