W przyszłym roku likwidacja składki od sprzedaży środków trwałych i obniżenie poziomu składki minimalnej, a szersza reforma, jeśli w ogóle, dopiero od 2026 roku – tak według ustaleń money.pl wygląda plan rządu na zmiany w składce zdrowotnej. Autopoprawkę wprowadzającą taki scenariusz rząd może przyjąć już we wtorek.
Rząd Donalda Tuska coraz bliżej przyjęcia autopoprawki do projektu ws. składki zdrowotnej (Getty Images, Andrzej Iwanczuk)
Przeciągający się serial pt. „Reforma składki” zmierza do finału. Z informacji money.pl wynika, że w tym tygodniu rozmawiać mają liderzy koalicji, by ostatecznie rozstrzygnąć zakres zmian. Czasu jest niewiele, bo reforma ma wejść w życie z początkiem przyszłego roku.
Z tego względu pod koniec października minister zdrowia Izabela Leszczyna złożyła projekt ustawy, zakładający plan minimum, czyli odejście od obowiązku opłacania składki zdrowotnej przy sprzedaży środków trwałych (np. samochodu firmowego). Projekt został przyjęty na ostatnim październikowym posiedzeniu Rady Ministrów.
Autopoprawka już gotowa
Jak nieoficjalnie słyszymy w resorcie finansów, koszt tego rozwiązania szacowany jest na 500-800 mln zł. Tymczasem minister Andrzej Domański na zmiany w składce zabezpieczył kwotę 4 mld zł. To oznacza, że jest przestrzeń na kolejne modyfikacje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Biznes na sprzedaży okularów. "Marże nawet 90%" – Mateusz Matula, prezes Kodano w Biznes Klasie
Do rządowej ustawy o składce zdrowotnej zostanie zgłoszona autopoprawka, która obniży wymiar minimalnej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Zmiana ma wejść w życie od przyszłego roku, natomiast docelowa wersja ustawy wejdzie w życie od 2026 roku – mówi money.pl minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, która z ramienia Polski 2050 negocjuje z MF zmiany w składce.
Obecnie (od 1 lutego 2024 r. do 31 stycznia 2025 r.) ryczałtowa minimalna składka zdrowotna za każdy miesiąc roku składkowego wynosi 381,78 zł. Stanowi to 9 proc. minimalnego wynagrodzenia. Taką minimalną składkę ryczałtową mają obowiązek płacić przedsiębiorcy, których dochód jest niższy niż minimalne wynagrodzenie.
Szykowana zmiana przewiduje, że będzie to 9 proc., ale liczone od 75 proc. minimalnego wynagrodzenia. Jeśli taki pomysł wejdzie w życie, będzie to oznaczało, że przyszłoroczna składka minimalna byłaby niższa niż w tym roku i wyniosłaby 314,95 zł zamiast 419,94 zł, które trzeba by płacić w scenariuszu, w którym do żadnych zmian w przepisach nie dochodzi.
Tym samym zysk przedsiębiorców wyniósłby 105 zł miesięcznie i blisko 1300 zł rocznie.
Autopoprawka z taką propozycją w najbardziej optymistycznym scenariuszu może zostać przyjęta już na najbliższym posiedzeniu rządu – tak, by procedowany w Sejmie rządowy projekt zmian w składce mógł zostać uzupełniony o ten komponent.
– Tak jak zostało zapowiedziane i obiecane. Chcemy już w przyszłym roku dać ulgę mikroprzedsiębiorcom. Nie możemy od razu wprowadzić docelowej wersji, ponieważ jest zbyt późno, by tak rozbudowana zmiana została wdrożona przez systemy informatyczne ZUS – podkreśla minister Pełczyńska-Nałęcz. Do tego dochodzą względy finansowe, bo przyszłoroczny budżet jest napięty.
ZUS może mieć problem
Szersza reforma miałaby wejść w życie od 2026 roku. Zgodnie z jej założeniami do pewnego poziomu dochodu przedsiębiorcy płaciliby ryczałt, a powyżej progu – składkę liniową. Szczegółów ostatecznej wersji tego rozwiązania nie znamy, natomiast ostatnia opisywana przez nas wersja zakładała, że próg wyniósłby 144 tys. zł. Powyżej niego składka to 4,9 proc. dochodu. Nieco inaczej mieliby być rozliczani ryczałtowcy – w ich przypadku próg byłby wyższy.
Dziś przedsiębiorcy rozliczający się według skali podatkowej płacą ryczałtową składkę zdrowotną do poziomu dochodu w wysokości minimalnego wynagrodzenia. Jeśli zarabiają więcej, płacą 9 proc. od dochodu. Liniowcy płacą z kolei 4,9 proc. składki od dochodu, a ryczałtowcy mają trzy poziomy składki ryczałtowej, której wysokość zależy od przychodu.
Rozmówcy z rządu przyznają, że wszyscy są już zmęczeni przedłużającymi się dyskusjami w sprawie składki. – Trzeba w końcu zamknąć ten temat. Zmiany nie będą na poziomie, który wszyscy by chcieli. Pytanie więc, czy jest sens to robić w tej formule. Bo wydamy na to dużo pieniędzy, a na koniec nikt nie będzie z tego zadowolony, włącznie z tymi, dla których te zmiany są robione, czyli przedsiębiorcami – mówi nam osoba z otoczenia premiera Donalda Tuska.
Wcale nie jest jednak przesądzone, że w 2025 roku ZUS będzie w stanie bezproblemowo zaabsorbować nawet dosyć ograniczoną zmianę, ponieważ czasu zostało bardzo mało. Rutynowo w przypadku tego typu zmian Zakład chce mieć przynajmniej pół roku na ich wdrożenie.
– Wszystkie zmiany wymagają szczegółowej analizy ich wpływu na systemy informatyczne ZUS. Zakres tych zmian, skala oraz stopień komplikacji wpływają na czas niezbędny dla ZUS do dostosowania systemów informatycznych ZUS – tłumaczy w rozmowie z money.pl prezes ZUS Zbigniew Derdziuk.
Na pytanie, czy możliwe jest wprowadzenie dodatkowych zmian od stycznia, prezes zauważa, że na czas niezbędny do dostosowania systemów informatycznych wpływa zakres zmian w przepisach, tzn. im rozwiązania prostsze, mniejsze, tym czas ich implementacji krótszy. Same zmiany dotyczące likwidacji naliczania składki od środków trwałych mają nie mieć wpływu na systemy ZUS. Derdziuk wyjaśnia, że to na płatniku ciąży ustalenie podstawy wymiaru składki, również w przypadku dochodu pomniejszonego o środki trwałe.
Jednak należy pamiętać, że czasem prosta zmiana dla ustawodawcy to skomplikowana zmiana systemów informatycznych, gdyż może wpływać na wiele reguł weryfikacji już dziś istniejących w oprogramowaniu. Dlatego też Zakład odnosi się zawsze do konkretnych zapisów ustawowych, a na ich podstawie może ocenić praco- i czasochłonność zmian w swoich systemach informatycznych, jak również zaproponować zmiany, które zapewnią oczekiwany efekt, a są łatwiejsze do wdrożenia – podkreśla prezes ZUS.
Co zrobią koalicjanci?
Problemem może się okazać przeforsowanie szykowanego rozwiązania w Sejmie. Opisywany przez nas scenariusz to efekt negocjacji głównie pomiędzy Polską 2050 a kierownictwem Ministerstwa Finansów. To partia Szymona Hołowni naciskała na przynajmniej częściowe wprowadzenie zmian. Jednak rozwiązania, które miałyby wejść w życie w 2025 i 2026 roku, są dalekie od pomysłów na kompleksową reformę, z którymi wychodziła PL2050, która w programie zapowiedziała „stałą składkę zdrowotną zamiast daniny zależnej od zarobków”.
Jej pierwotna propozycja zakładała trzy poziomy ryczałtowej składki. Co więcej, beneficjentami zmian mieli być nie tylko przedsiębiorcy, ale także pracownicy, jednak te pomysły były nie do udźwignięcia przez budżet. Ostatecznie Polska 2050 skorygowała swoje pomysły i zbliżyła żądania do tego, z czym pierwotnie wychodziła Koalicja Obywatelska (likwidację składki od sprzedaży środków trwałych Donald Tusk obiecał jeszcze w kampanii, z kolei zmianę podstawy naliczenia składki z pełnego minimalnego wynagrodzenia na 75 proc. już w marcu zaproponowali ministrowie Andrzej Domański i Izabela Leszczyna).
Okoniem w sprawie zmian w składce stanąć może Lewica – zwłaszcza gdy mowa o zmianach wykraczających poza plan minimum, czyli kwestię środków trwałych, czemu formacja jest przeciwna.
Pytanie też o ludowców, którzy niespecjalnie angażowali się w rozmowy dotyczące składki, a ich propozycje – do tej pory nieskonkretyzowane np. w postaci projektu ustawy – de facto zakładały powrót do rozwiązań składkowych sprzed Polskiego Ładu, a więc 9-proc. składki z możliwością odliczenia 7,75 proc. przy okazji rozliczenia PIT.
Od początku było jednak jasne, że po reformie wprowadzonej przez Polski Ład prostego powrotu do poprzednich rozwiązań nie będzie, także z uwagi na koszty. Tyle że politycy PSL mają problem na innym politycznym froncie, dotyczącym ich pakietu mieszkaniowego (z „Kredytem na start” włącznie), nad którym pracuje resort rozwoju i technologii Krzysztofa Paszyka. Pytanie więc, czy poparcia dla projektu reformującego składkę zdrowotną nie będą uzależniali od zielonego światła dla ich pakietu mieszkaniowego.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl