Fala zwolnień zalewa Polskę. Kiedy się zatrzyma? „Dwa sprzeczne trendy”

Fala zwolnień przetacza się przez Polskę. Według ekspertów nie ma jednak powodów do obaw, bo to efekt ubiegłorocznego spowolnienia gospodarczego. Natomiast perspektywy dla firm są na tyle obiecujące, że bilans powinien być dodatni.

Kumulacja zwolnień w Polsce. Czy gospodarka wysyła nam złowieszczy sygnał? (East News, Tomasz Kawka)

Zwolnienia w dużych firmach nie napawają optymizmem. We wtorek media obiegła informacja, że Michelin przenosi produkcję opon ciężarowych z Olsztyna do Rumunii. Powodem są duże koszty produkcji Polsce.

To duży zakład produkcyjny, który zatrudnia 430 osób. Jak dowiedział się money.pl, likwidacja jednej linii produkcyjnej nie oznacza, że wszyscy pracownicy stracą pracę. Koncern ma zaproponować im przeniesienie do innych zakładów w ramach firmy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Program Money.pl 16.11 | Firmy będą zwalniać. Rynek pracy dostał zadyszki

Nie jest to jednak jednostkowy przypadek. Do czerwca produkcję w Płocku wygasi Levi Strauss, zwolnienia w Polsce planuje również Nokia. Więcej o czarnej serii na rynku pracy w Polsce piszemy TUTAJ.

Fala zwolnień zalewa Polskę

Początek roku zazwyczaj „obfituje” w doniesienia o zwolnieniach, ale jak wskazują eksperci pytani przez money.pl, 2024 r. nie różni się znacząco od kilku wcześniejszych lat. 

To w dużej mierze kwestia sezonowości. Przełom roku na rynku pracy jest zwykle najsłabszy, bo część sektorów wygasza swoją aktywność, by powrócić na wiosnę. Jednocześnie to również czas przełomu roku, gdy wprowadzane są restrukturyzacje czy plany naprawcze w firmach – mówi nam Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytuty Ekonomicznego (PIE). 

Wyjaśnia, że rynek pracy wolniej reaguje na spowolnienie gospodarcze. To, co obserwujemy teraz, czyli raportowane urzędom pracy plany zwolnień grupowych, to efekt zeszłorocznej stagnacji gospodarczej. Zdaniem ekonomisty za jakiś czas powinniśmy zobaczyć większy popyt na pracę i więcej inwestycji.

– Patrząc na dane GUS dotyczące liczby bezrobotnych zwolnionych z przyczyn zakładu pracy (to kategoria szersza niż tylko zwolnienia grupowe, ale uwzględniająca również grupowe), nadal jesteśmy na minimach z ostatnich 15 lat – zauważa Mariusz Zielonka, ekonomista Konfederacji Lewiatan. 

Z tego powodu w ostatnich latach w urzędach pracy rejestrowało się średnio 33-47 tys. bezrobotnych rocznie. Stanowią oni mniej niż 5 proc. ogólnej liczby zarejestrowanych tam osób.

– Oczywiście zwolnienia grupowe to dotkliwe straty dla regionów. Kłopoty mają też osoby tracące pracę – dodaje Zielonka. 

Przemysł w odwrocie 

Kondycja rynku pracy w Polsce nie daje powodów do obaw o nagłe załamanie. Natomiast dane o zwolnieniach grupowych, które spływają z urzędów pracy, nie mówią nam całej prawdy o gospodarce.

– To zaledwie wycinek szerszego obrazu. Firmy zwykle zgłaszają do urzędów pracy więcej pracowników, niż faktycznie zwalniają. W toku restrukturyzacji firmy przesuwają część tych osób do spółek powiązanych. To częsta praktyka, która wynika z formalności względem choćby związków zawodowych – wyjaśnia nam Andrzej Kubisiak.

Nasz rozmówca nie wątpi, że część firm wycofuje się z Polski, by obniżyć koszty działalności. Według niego nie zmienia to faktu, że Polska wciąż jest konkurencyjna w porównaniu z innymi krajami Europy – w szczególności Europy Zachodniej.

Jak pokazują dane Eurostatu, w Niemczech średnia stawka godzinowa dla pracownika jest trzykrotnie wyższa niż w Polsce, a średnia unijna – dwukrotnie wyższa.

Młodsze od nas stażem kraje członkowskie jak Rumunia czy Bułgaria, do których przenoszą produkcję niektóre firmy, oprócz niższych kosztów pracy mają też inne przewagi nad nami – choćby więcej pracowników. Problemy demograficzne tych krajów nie są aż tak zaawansowane jak u nas czy w innych krajach naszego regionu. I mają też całkiem dobrze wykwalifikowanych pracowników, w szczególności Rumunia.

Według ekonomisty PIE przemysł europejski, w tym również polski, nie jest obecnie w najlepszej formie. W przeciwieństwie do sektora usługowego przemysł przeszedł przez pandemię suchą stopą, za to cierpi teraz, podczas gdy usługi radzą sobie dobrze. A to dlatego, że w trakcie izolacji covidowych ludzie kupowali głównie środki trwałe, w tym elektronikę czy meble, praktycznie nie korzystając wówczas z usług. Rzecz w tym, że proporcje się odwróciły.

Do tego doszedł kryzys energetyczny z powodu sankcji nałożonych na Rosję. W Europie koszty energii wystrzeliły, mocno obciążając energochłonny przemysł. Zdaniem naszych rozmówców to właśnie te czynniki mogą skłaniać firmy do przenoszenia produkcji do tańszych krajów.

Na świecie zmienia się też trend. Po doświadczeniach covidowych i wojennych gospodarki dążą do skracania łańcuchów dostaw, zwiększenia bezpieczeństwa i partnerstw z państwami o zbliżonych wartościach mimo wyższych kosztów działalności.

– Warto przypomnieć, że to właśnie koszty energii były jednym z większych zmartwień dużych i średnich przedsiębiorstw. Drugim elementem długoterminowym są ciągle rosnące koszty pracy w Polsce, w tym ciągle obecna od dobrych trzech lat presja płacowa – podkreśla Mariusz Zielonka. 

Zgodnie z danymi Narodowego Banku Polskiego, presję płacową odczuwa nadal ponad 70 proc. przedsiębiorstw w Polsce, z czego 20 proc. uważa, że presja rośnie z kwartału na kwartał. Trzecim czynnikiem skłaniającym firmy do opuszczenia Polski, na który wskazuje Mariusz Zielonka, jest nieprzewidywalność prowadzenia działalności. Naszemu rozmówcy chodzi w szczególności o rozwiązania podatkowe wprowadzane bez większego zastanowienia i konsultacji jak m.in. Polski Ład.

Dobra perspektywa 

Według Andrzeja Kubisiaka duża część światowego biznesu rewiduje swoje koncepcje, dlatego obserwujemy dwa sprzeczne trendy: jedne firmy wychodzą z Polski, inne tutaj inwestują. Nie widzi jednak podwód do obaw o wzrost bezrobocia czy kryzys gospodarczy.

Sytuacja na rynku pracy jest stabilna. Potwierdzają to wszystkie wskaźniki, od stopy bezrobocia, przez poziom zatrudnienia, po liczbę wakatów w gospodarce. W Polsce nigdy przedtem nie pracowało tyle osób, co teraz – 17 mln. To absolutny rekord – mówi ekonomista PIE.

Dodaje, że rynkowi pracy sprzyja powszechny trend polegający na tzw. chomikowaniu pracowników, czyli zatrzymywania ich na lepsze czasy. Wyjaśnia, że firmy wolą przecierpieć zastój gospodarczy niż zredukować zatrudnienie, byle nie musieć szukać i zatrudniać pracowników, gdy na rynek powróci dobra koniunktura.

Prognozy wskazują, że przed polską gospodarką dobry rok. Według szacunków PIE PKB Polski wzrośnie o 2,6 proc. rok do roku. Komisja Europejska szacuje, że polska gospodarka urośnie o 2,7 proc., z kolei Ministerstwo Finansów w budżecie na ten rok założyło 3-procentowy wzrost.

Te prognozy powinny zwiększyć popyt na pracę. Niewykluczone, że powstanie więcej miejsc pracy w nowych segmentach rynku, podczas gdy w innych liczba ta spadnie, niemniej bilans powinien być dodatni – uważa ekspert PIE.

Sądząc po wynikach finansowych, firmy radzą sobie dobrze w Polsce – są rentowne, a wzrosty różnią się w zależności od branży. Możliwe, że w jednostkowych przypadkach – uważa ekspert Konfederacji Lewiatan – decyzje o zamknięciu produkcji i przenoszeniu niekoniecznie wynikają z uwarunkowań krajowych, ale od globalnej sytuacji firmy i decyzji na najwyższych szczeblach zarządzania.

Popularne kierunki eksodusu to wspomniana już wcześniej Rumunia czy Bułgaria, ale również odległe Indie. Według Mariusza Zielonki decyzja o kierunku przeniesienia produkcji wynika w głównej mierze z dostępności infrastruktury w kraju docelowym, ale również od tego, czy dana firma istnieje tamtym rynku. 

Nie chce mi się wierzyć, że firmy decydują się na przenoszenie produkcji do kraju, w których musiałyby zaczynać budowę np. parku maszynowego od nowa – mówi rozmówca money.pl. 

Wskazuje jednocześnie, że zagraniczne firmy cały czas chętnie inwestują w Polsce.

Karolina Wysota, dziennikarka money.pl

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *