Zaproszenie prezydenta i premiera Polski na spotkanie z prezydentem USA oznacza tylko jedno – że jest spore zagrożenie. Ta wizyta jest po to, żeby Polska w jasny sposób wykorzystała sytuację, w której możemy być zjednoczeni i żebyśmy zdali sobie sprawę z zagrożenia – powiedział PAP b. premier Jerzy Buzek.
PAP: Obchodzimy 25. rocznicę przystąpienia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Biorąc pod uwagę sytuację za naszą wschodnią granicą, w jakiej sytuacji byłaby Polska, gdyby nie była w NATO?
Jerzy Buzek: Na tak trudne pytanie, historyczne, przeczące temu, co się naprawdę stało, bo jesteśmy w NATO, dam pani odpowiedź ekstremalną: Polska byłaby w fatalnej sytuacji. Bylibyśmy tak, jak przez cale stulecia krajem osamotnionym, mielibyśmy pełne obawy, że ta wojna może nas dotyczyć i to w najbliższej przyszłości. Będąc w NATO, przygotowując się na ewentualny konflikt wojenny, bo wojna jest nieobliczalna, mamy bardzo wiele nadziei, że do tego nigdy nie dojdzie, właśnie dlatego, że tak solidnie się przygotowujemy, że robimy wszystko, aby odstraszyć agresora. Ale w sytuacji gdybyśmy nie byli na to przygotowani, mielibyśmy w gruncie rzeczy Rosję u siebie. Trzeba mieć świadomość, że wejście do NATO 25 lat temu uratowało nas od najstraszniejszego.
PAP: W rocznicę wejścia Polski do NATO, 12 marca prezydent USA Joe Biden przyjmie na wspólnym spotkaniu prezydenta Andrzeja Dudę i premiera Donalda Tuska. Pan również jako szef rządu razem z Aleksandrem Kwaśniewskim byliście z delegacją w Ameryce.
J.B.: Jako premier polskiego rządu wyjechałem z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim w tym samym czasie na szczyt NATO w 1999 roku. To była 50. rocznica powstania NATO. Jechaliśmy tam, już jako pełnoprawni członkowie Sojuszu Północnoatlantyckiego, na czym mi bardzo zależało. Zaproponowałem, żebyśmy weszli jeszcze przed szczytem do Sojuszu, a nie w jego trakcie, tak aby na szczycie być już rzeczywistymi członkami.
Byliśmy tam też przyjmowani wspólnie, aczkolwiek nie byliśmy w Gabinecie Owalnym w Białym Domu z prezydentem Kwaśniewskim. Między nami była wtedy dobra kooperacja, chociaż prezydent był z zupełnie innej opcji politycznej niż ja, wywodzący się z Solidarności. Nie mieliśmy jednak w zasadzie żadnych różnic co do tego, w jaki sposób się przygotować i działać. Rząd miał ogromne ilości pracy do wykonania, aby spełnić warunki przyjęcia do NATO. Cały rząd działał na szczeblu dyplomatycznym, również prezydent Kwaśniewski był bardzo aktywny, bo trzeba było przekonać 16 krajów NATO, a przede wszystkim Kongres amerykański i nad tym pracowaliśmy. Muszę powiedzieć, że ta wizyta przebiegła bardzo dobrze, w atmosferze radości i tryumfu.
PAP: Wizyta prezydenta Dudy i premiera Tuska będzie pierwszą, kiedy prezydent i szef polskiego rządu spotkają się w tym samym czasie z głową Stanów Zjednoczonych. Co pana zdaniem ma na celu Joe Biden, organizując je?
J.B.: Trzeba mieć świadomość, że zaproszenie prezydenta i premiera na spotkanie z prezydentem Stanów Zjednoczonych teraz, oznacza tylko jedno: że jest spore zagrożenie. Nie chciałbym w żaden sposób straszyć, ani powodować nastroju napięcia, ale ta wizyta jest po to, żeby Polska w jasny sposób wykorzystała sytuację, w której możemy być zjednoczeni jako kraj, jako naród, wspólnota narodowa, żebyśmy zdali sobie sprawę z zagrożenia, które nas w tej chwili dotyczy i żeby prezydent i premier razem rozmawiali na temat naszego bezpieczeństwa z prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Trzeba wykorzystać tę wizytę do wspólnego działania w naszym kraju. Powinna ona być symboliczna dla działania nas Polek i Polaków, wszystkich razem, w kierunku prawdziwej solidarności i tworzenia podstaw bezpieczeństwa kraju i całej Unii Europejskiej. Bo zagrożenie dotyczy dzisiaj w znacznie większym stopniu krajów Unii Europejskiej niż Stanów Zjednoczonych. Dobrze, że prezydent USA podkreśla strategiczną rolę Polski. Tym spotkaniem chce także zwrócić uwagę, że jako Europa musimy się zjednoczyć i działać na rzecz obronności i bezpieczeństwa.
Jak się okazuje, bezpieczeństwo jest ważniejsze niż dostawy energii, a nawet niż dostawy żywności, bo dotąd myśleliśmy, że to jest najważniejsze. Fizyczne bezpieczeństwo, które teraz budujemy jest absolutnie najważniejsze. Ta wizyta symbolizuje przekonanie Stanów Zjednoczonych o naszej roli.
PAP: Czy uważa pan, że wojska państw NATO powinny się znaleźć na Ukrainie?
J.B.: Jesteśmy w tak niestabilnej sytuacji, że przewidywanie czegokolwiek i mówienie, że coś się zdarzy lub nie na 100 procent jest niemożliwe. Doskonale wiemy, że kiedy zaczynała się ta bestialska agresja Rosji przeciwko Ukrainie, to w ciągu dwóch tygodni Unia Europejska, która do tej pory nigdy nie podejmowała takich decyzji, postanowiła pomóc Ukrainie także przez zakup sprzętu wojskowego, wyposażenia armii. To wcześniej wydawało się w ogóle niemożliwe. Z tego punktu widzenia Unia Europejska jest bardziej zdecydowana pomagać Ukrainie niż NATO, które jako instytucja nie pomaga wprost, a robią to państwa członkowskie.
Proszę zauważyć, że działania Unii Europejskiej są niewiarygodnie odważne. Unia finansuje także bieżące życie Ukraińców. Nie mieliby pieniędzy na emerytury, pomoc społeczną, szpitale, gdyby nie to, że im pomagamy. Mamy w tym oczywiście wielki interes. Nie chciałbym powiedzieć, że wykonujemy wielką, ofiarną pracę. Robimy to, co do nas w gruncie rzeczy należy.
Nie można planować działań ani w sposób jednoznaczny przewidzieć, co się może zdarzyć w przyszłości, skoro mamy do czynienia z nieobliczalnym satrapą, despotą, człowiekiem – jak widać – zdecydowanym na działania ekstremalne. Jest to sygnał alarmowy dla Europy. Musimy naprawdę poważnie pomyśleć o swoim bezpieczeństwie w ramach NATO. Unia Europejska, jeśli chodzi o liczbę ludności to ponad połowa państw sojuszu Północnoatlantyckiego, a ma 18 proc. potencjału wojskowego. Musimy w Unii Europejskiej mieć 40 proc. uzbrojenia NATO-wskiego i NATO-wskiej gotowości. To byłoby zupełnie naturalne. Filar europejski musi być budowany w pełnym porozumieniu we współpracy z NATO. Trzeba odpowiednio podzielić obowiązki, na pewno Unia może przejąć obronę cywilną, która – jak widać na Ukrainie – jest bardzo ważna. Do Polski należy utrzymanie odpowiedniej atmosfery zwłaszcza w Europie, a także jeśli się da – w Stanach Zjednoczonych, żeby pomoc na Ukrainę płynęła i żebyśmy jednoznacznie opowiadali się za Ukrainą.
PAP: Czy Ukraina powinna już dostać akceptację państw członkowskich ws. dołączenia do NATO?
J.B.: Nie chciałbym się wypowiadać za 32 członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. To będą indywidualne decyzje i ta decyzja, w jaki sposób działać wobec Ukrainy, powinna być podjęta na najbliższym szczycie w Waszyngtonie.
Rozmawiała: Olga Łozińska