Danuta Walewska
Awaria nastąpiła w oknie po prawej stronie kabiny pilotów i została wykryta po 40 minutach lotu. Kapitan zdecydował o powrocie na lotnisko New Chitose w Sapporo, skąd wystartował. Jak poinformował przewoźnik podczas awarii nie ucierpiał żaden z członków załogi, ani którykolwiek z 60 pasażerów, którzy znajdowali się na pokładzie.
Pęknięcie zostało zauważone na jednej z 4. warstw szyby kokpitu. Teraz Ministerstwo Ziemi, Infrastruktury, Transportu i Turystyki oraz Boeing prowadzą śledztwo w celu wyjaśnienia przyczyn tego incydentu. Rzecznik linii ANA poinformował, że nie doszło do utraty ciśnienia w kabinie, ani jakichkolwiek zaburzeń w kontroli nad maszyną.
John Strickland, ekspert rynku lotniczego, oceniając tę sytuację nie ukrywał, że takie wypadki się zdarzają. – Czasami jest to wynik zderzenia z ptakiem, czy z kawałkiem lodu. Zdarza się również, że jest to efekt zmęczenia materiału. Ale to są bardzo rzadkie sytuacje – mówił w CNN Strickland. Jego zdaniem przewoźnik będzie musiał wymienić całe okno, bo tylko wtedy samolot będzie mógł wrócić do bezpiecznych operacji.
Nie zmienia to faktu, że jest to już drugi przypadek awarii w Boeingu w ciągu tylko 10 dni. A Boeing tym razem natychmiast zaoferował współpracę z przewoźnikiem. Reakcja producenta była nawet jeszcze szybsza, niż w przypadku z 5 stycznia, kiedy z powodu niedokładności producenta w B737 MAX-9 należących do Alaska Airlines doszło do wyrwania zapasowych drzwi w samolocie znajdującym się na wysokości ok. 5 tys. metrów. Podobnie jak załodze ANA, tak i w przypadku Alaska Airlines udało się bezpiecznie zawrócić na lotnisko wylotu. Ostatecznie amerykański regulator ruchu lotniczego nakazał uziemienie wszystkich 171 operujących w tym kraju maszyn MAX-9. Na ziemi pozostają także maszyny tego typu, jakimi latają Turkish Airlines, Copa, Aeromexico i Islandair.
Zmiana podejścia Boeinga do błędów produkcyjnych
Od tego czasu widać wyraźnie, że doszło do zmiany w podejściu Boeinga do błędów produkcyjnych. Amerykanie już nie zrzucają winy na użytkowników maszyn. Prezes Boeinga, David Calhoun otwarcie przyznał: popełniliśmy błąd. A sama FAA, która wcześniej wiele z czynności z certyfikowania samolotów delegowała do Boeinga, teraz znacznie uważniej śledzi rozwiązywanie problemów przez producenta.
Okazało się, że serwisowanie B737 MAX-9 nie będą prostą operacją, którą wcześniej szacowano na 4-8 godzin, bo FAA nawet nie zatwierdziła jeszcze planu tych przeglądów.
– Nowe zasady będą kolejną fazą tysięcy kontroli, jakie dotychczas przeprowadzaliśmy. Zespół Boeinga uważnie także przyjrzy się procedurom w kontroli jakości we własnych fabrykach, ale także i u naszych dostawców – mówił dyrektor generalny Boeing Commercial Stan Deal.
W ostatni weekend, mimo że ostateczne procedury nie zostały jeszcze zatwierdzone, Alaska Airlines już zaczęły inspekcje na własną rękę. Ze swojej strony przyjrzy się także procesom produkcyjny w Boeingu, ze szczególnym uwzględnieniem kontroli jakości. W oświadczeniu przewoźnik poinformował o „tajnych” rozmowach z Davidem Calhounem i innymi członkami zarządu Boeinga , a dotyczyły one konieczności poprawy jakości, tak aby kolejne maszyny, jakie zamówiły Alaska Airlines były już bez zarzutu. Ta linia ma w swojej flocie 65 B737 MAX-9, które obecnie są uziemione, a zamówiła jeszcze kolejnych 25.
FAA ze swojej strony zapowiedziała audyt całego procesu produkcyjnego w Boeingu i nie wyklucza, że dla pewności, będzie to ocena niezależna zamierza go zlecić firmie zewnętrznej.
Boeing z kolei zapewnia, że nie ma nic do ukrycia i otwiera się na kontrolę procesu produkcyjnego przez swoich klientów. Takie posunięcie było dotychczas nie do pomyślenia.
Opóźnione testy samolotu, który ma być przełomem w transporcie lotniczym
FAA jest w tym wszystkim niesłychanie ostrożna. Równolegle do wyjaśnienia incydentu w Alaska Airlines prowadzi w tej chwili prace nad dopuszczeniem do testów ponaddźwiękowej maszyny nazwanej roboczo Boom Supersonic. Boeing miał nadzieję otrzymania zgody na testy już w tym tygodniu, FAA wysłała jednak komunikat: poczekajmy. Ten samolot ma być przełomem w lotniczych technologiach, bo poleciałby korytarzami, które w tej chwili są wykorzystywane jedynie przez wojskowych.
Boom uzyskał już certyfikację w roku 2023, ale problem jest w tym, że amerykańskie prawa zakazuje lotów pasażerskich samolotami ponaddźwiękowymi. Pojawiły się także kłopoty z silnikami dla Booma.
A FAA w wydawaniu jakichkolwiek dokumentów dla Boeinga zrobiła się w tej chwili wyjątkowo ostrożna.