Władze Egiptu dogadały się z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i otrzymają 8 mld dolarów pożyczki. Ceną była ostra dewaluacja krajowego pieniądza, mocna podwyżka stóp procentowych, ale bez niezbędnych reform strukturalnych.
W środę rynek wycenił dolara amerykańskiego na przeszło 50 funtów egipskich. W czwartek rano płacono ok. 49,46 EGP za jednego dolara. Wcześniej w Egipcie istniały dwa równoległe światy walutowe. Pierwszy – ten oficjalny – ustalał kurs dolara na 30,85 funtów. Drugi – zwany niezbyt poprawnie czarnorynkowym – kazał płacić za dolara nawet 60-70 funtów egipskich.
Uelastycznienie kursu walutowego było jednym z głównych postulatów Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Po wielu miesiącach negocjacji MFW zgodził się powiększyć swoją „linię kredytową” dla władz Egiptu z trzech do ośmiu miliardów dolarów. Ceną za tą pożyczkę było choćby częściowe uwolnienie kursu funta egipskiego, na co od nie chciały się zgodzić władze w Kairze. Dodatkowo egipski rząd otrzyma od MFW 1,2 mld USD na finansowanie „inwestycji klimatycznych”.
– To wszechstronny pakiet pomocowy mający na celu utrzymanie zrównoważonego rozwoju, obsługę długu, przywrócenie stabilności cenowej oraz wdrożenie dobrze funkcjonującego systemu walutowego, równocześnie kontynuujący głębokie reformy strukturalne promujące wzrost oparty o sektor prywatny i rosnące zatrudnienie – napisano w komunikacie Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Aby ratować resztki wartości krajowej waluty, bank centralny Egiptu zdecydował się też na skokową podwyżkę stóp procentowych. Zostały one podniesione o 600 pb., do poziomu 28,25% w przypadku stopy pożyczkowej i 27,25% dla stopy depozytowej. A to i tak niewiele zważywszy na fakt, że oficjalna inflacja CPI w Egipcie podchodzi pod 30%. Oznacza to, że oprocentowanie funta egipskiego wciąż jest niższe od tempa wzrostu cen za ostatnie 12 miesięcy.
Więcej na temat sytuacji gospodarczej w Egipcie pisaliśmy w ubiegłym tygodniu w tekście zatytułowanym „Kryzys gospodarczy w Egipcie. Kraj stoi na skraju bankructwa”. W dużym skrócie można powiedzieć, że konsekwencje wojny w Strefie Gazy uderzyły w już wcześniej słabą i fatalnie zarządzaną gospodarkę najludniejszego państwa Bliskiego Wschodu.
Wcześniej, bo pod koniec lutego, egipskie władze podpisały porozumienie ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Na jego mocy Egipt de facto sprzedał najbardziej atrakcyjny turystycznie 200-kilometrowy pas wybrzeża nad Morzem Śródziemnym w zamian za 35 mld dolarów inwestycji zagranicznych. Rząd Egiptu ma otrzymać 35% udziałów w tym przedsięwzięciu.
Jest to kolejne wielomiliardowe wsparcie, jakie rząd prezydenta Abdela Fattah al-Sisiego otrzymał od zamożnych krajów arabskich znad Zatoki Perskiej. Teraz jednak pomoc „bogatszych kuzynów” nie była bezinteresowna i w zamian wykupili spory kawałek egipskich plaż. Dzięki pozyskanym dewizom odwlekła się wizja bankructwa Egiptu, które byłoby bardzo nie na rękę innym krajom regionu. Cenę jak zwykle płacą zwykli mieszkańcy w postaci drastycznego spadku siły nabywczej krajowego pieniądza, wyższej inflacji oraz droższego kredytu.
KK