Wystarczyło niecałe dziesięć dni, a cena uncji złota z rekordowego poziomu 2150 dolarów spadła poniżej 2 tysięcy. Ekonomiści są zdania, że najwyższe w historii notowanie kruszcu było w dużym stopniu dziełem przypadku. Nie oznacza to jednak, że złoto nie ma szans wrócić do maksymalnych poziomów. O gwałtownych zmianach cen „królewskiego metalu” w 2024 roku mogą decydować napięcia międzynarodowe i zmiany w polityce pieniężnej kluczowych banków centralnych.
/123RF/PICSEL
- W 2024 roku złoto może zyskać na skomplikowanej i niebezpiecznej sytuacji politycznej na świecie. Odbędą się bowiem wybory prezydenckie, najpierw w Rosji, a potem w USA i zapewne nie wygasną konflikty na Bliskim Wschodzie
- W ostatnich dniach złoto potaniało z powodu wzmocnienia się dolara, który zareagował na wyjątkowo dobre dane z amerykańskiego rynku pracy
- Na rynku polskim od dłuższego czasu za uncję złota płaci się około 8000 złotych, a najtańsze monety o wadze uncji trojańskiej (31,1 g) kosztują około 8250 złotych
Reklama
Nieco ponad tydzień temu, w nocy z niedzieli na poniedziałek (z 3 na grudnia) cena uncji złota w kontraktach terminowych wspięła się do rekordowego poziomu 2150 dolarów. Był to jednak specyficzny ruch na wykresie. O krótkotrwałym skoku notowań „żółtego metalu” zdecydował budzący się jako pierwszy po weekendzie rynek azjatycki, czyli głównie inwestorzy z Japonii.
Już kilkanaście godzin później za uncję złota płacono około 2040 dolarów, czyli 40 dolarów mniej niż wynosił poprzedni rekord wszech czasów. Na początku tego tygodnia uncja kruszcu zaczęła mieć problemy z utrzymaniem się na poziomie 2000 dolarów.
ZŁOTO
1 994,00 0,80 0,04% akt.: 13.12.2023, 06:34
- 1 997,90
- 1 992,55
- -2,10%
- 2,67%
- 3,03%
- 1,18%
- 11,27%
- 11,87%
Kruszec geopolityczny
Michał Tekliński, dyrektor do spraw rynków międzynarodowych w Grupie Goldenmark, podkreśla, że rekord wszech czasów z początku grudnia można uznać za przypadkowy. Zapewne zbiegły się tutaj kwestie operacji wykonywanych w skrajnych strefach czasowych oraz chwilowy brak płynności na rynku.
Wielu komentatorów za polityczną przyczynę „rekordowego incydentu cenowego” uznaje fakt, że w tamten weekend jemeńscy rebelianci z szyickiej milicji Huti na wodach międzynarodowych w południowej części Morza Czerwonego uderzyli w trzy statki handlowe. Amerykański okręt wojenny USS Carney odpowiedział na ten atak zestrzeleniem trzech dronów, które leciały w jego kierunku (choć być może przypadkowo).
Jemeńczycy podkreślają, że ich działania były formą poparcia dla strony palestyńskiej w konflikcie z Izraelem. W oświadczeniu wydanym przez Centralne Dowództwo Wojsk Lądowych USA stwierdzono, że choć ataki na Morzu Czerwonym przeprowadzili Huti, to stoi za nimi Iran.
Liczni analitycy nie wykluczają, że złoto w najbliższych miesiącach znajdzie się na cenowej huśtawce, skoro Tel Awiw nadal prowadzi operację lądową w Strefie Gazy, a w Stanach Zjednoczonych trwa dyskusja na temat dalszego wsparcia dla Ukrainy i Izraela, czy ogólnej obecności Amerykanów na morzach i oceanach całego świata.
Sytuacja na świecie może się w przyszłym roku skomplikować, gdyż odbędą się wybory prezydenckie, najpierw w Rosji, a potem w USA i zapewne nie wygasną konflikty na Bliskim Wschodzie. W dodatku, należy spodziewać się rosnących cen energii i zmian w polityce pieniężnej najważniejszych banków centralnych.
Banki gromadzą złoto
Prezes JP Morgan Jamie Dimon nie wyklucza, że czeka nas najniebezpieczniejszy okres, jaki świat widział od dziesięcioleci. Jego zdaniem, konflikty w Ukrainie i Izraelu to dopiero początek. W tle wciąż pozostają napięcia pomiędzy USA i Chinami, zwłaszcza w kwestii Tajwanu.
W tej sytuacji trzeba zwrócić uwagę na rekord wszech czasów, jaki padł w zeszłym roku, kiedy to banki centralne zakupiły łącznie 1100 ton złota. Co więcej, w ciągu tylko trzech pierwszych kwartałów tego roku banki powiększyły zapasy o następne 800 ton kruszcu. Takie działania świadczą o silnej potrzebie zapewnienia sobie bezpieczeństwa przez wiele państw.
Za wyjątkowo wysokimi na początku grudnia cenami złota stały spekulacje inwestorów, że złagodzona zostanie polityka monetarna wielu banków centralnych, a przede wszystkim amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Szef Fed, Jerome Powell, co prawda niezmiennie twierdzi, że jego instytucja jest przygotowana do zaostrzenia polityki pieniężnej, jeśli będzie to konieczne. Jednak nie ucina już dyskusji na temat możliwości obniżania stóp procentowych.
Michał Tekliński z Goldenmark podkreśla, że zakończenie cyklu podwyżek stóp w Stanach Zjednoczonych można uznać za pewnik. Rynki spekulują teraz, że możliwe będzie cięcie stóp o 25 punktów bazowych już w marcu 2024 roku.
„Zgadzałoby się to z obserwowaną do tej pory historyczną zależnością, że po zakończeniu cyklu podwyżek, stopy procentowe pozostawały na podwyższonym poziomie średnio przez osiem miesięcy. Ostatnia podwyżka nastąpiła w lipcu 2023 roku. Tak naprawdę wszystko będzie jednak zależało od sytuacji w amerykańskiej gospodarce i na rynku pracy, oraz tego, czy inflacja zacznie ustępować” – konkluduje w swoim raporcie Michał Tekliński.
Mocniejszy dolar szkodzi złotu
Wiele wskazuje na to, że najnowsze, dobre sygnały z rynku pracy w USA przyczyniły się do ostatniego spadku notowań złota. Zostały odebrane jako dowód, że amerykańska gospodarka wcale nie zmierza w stronę recesji, a to może być dla decydentów z Fed argument, by nie obniżać zbyt szybko stóp procentowych.
Podana oficjalnie pod koniec zeszłego tygodnia liczba nowych miejsc pracy w USA okazała się wyraźnie wyższa w sektorze pozarolniczym i nieco niższa od oczekiwań w sektorze prywatnym. Ważniejsza jednak była stopa bezrobocia, która spadła z 3,9 proc. do 3,7 proc. Szybciej od prognoz rosły też płace, co nie jest zaskoczeniem przy niskim i spadającym bezrobociu. W dodatku, Indeks Uniwersytetu Michigan wzrósł niespodziewanie z 61,3 do 69,4 punktu. Wskaźnik ten obrazuje potencjał nabywczy amerykańskich konsumentów.
Wszystkie te czynniki przyczyniły się do słabo tolerowanego przez złoto wzmocnienia dolara. W ciągu kilku dni euro potaniało z 1,09 do 1,075 dolara. Na naszym rynku cena amerykańskiej waluty wzrosła w tym czasie z 3,97 do ponad 4,02 złotego.
Trzeba też pamiętać, że złoto jest skorelowane z rentownością obligacji USA, a ta w wypadku 10-letnich papierów skarbowych w ostatnich dniach znów ruszyła w górę – z 4,10 proc. 6 grudnia do 4,24 proc. niecały tydzień później. Każdy wzrost rentowności jest równoznaczny z podniesieniem atrakcyjności aktywów konkurencyjnych dla złota, które swoim właścicielom „nie wypłaca żadnych procentów”.
Nadal jednak jest wielu ekspertów, którzy spodziewają się cenowego rajdu złota w 2024 roku. Zdaniem prezesa VerifiedInvesting.com, Garetha Solowaya, na nienormalne zachowanie „żółtego metalu” po pierwszym weekendzie grudnia złożyło się połączenie oczekiwań rynkowym względem polityki Fed oraz poziomy techniczne, które skłoniły inwestorów do podjęcia decyzji zakupowych. Zdaniem Solowaya, przyszłoroczny cel dla złota jest bardzo wysoki i wynosi 2534 dolary za uncję. Taka cena miałaby być następstwem awersji do ryzyka wobec zagrożeń recesją, inflacją, ewentualnym dodrukiem pieniędzy i sytuacją geopolityczną.
Złoto po polsku
Na polskim rynku w tej chwili za uncję metalu w transakcjach kasowych płaci się około 8000 zł. Kruszec ciągle nie traci waloru dobrej inwestycji długoterminowej. Kurs „żółtego metalu” wyrażony w złotych ma za sobą pięć z rzędu lat zakończonych na plusie.
Na początku 2015 roku uncja złota kosztowała 4200 zł. To oznacza, że w ciągu niespełna 9 lat podrożała o około 90 proc. Żeby mieć pełny obraz, trzeba też wiedzieć, jaka była w tym czasie skumulowana inflacja. Jak się okazuje, dużo niższa od zysku osiągniętego na kruszcu, bo wyniosła około 50 proc.
Trzeba jednak pamiętać, że za 8000 zł za uncję nikt nam nie sprzeda sztabki lub monety bulionowej. Za fizycznie istniejące złoto musimy zapłacić więcej. Najtańsze monety o wadze uncji trojańskiej (31,1 g) kosztują około 8250 złotych.
Jacek Brzeski