Przed południem doszło do gwałtownego umocnienia złotego, który mocno tracił przez ostatnie kilka dni. Na rynku spekuluje się, że za tym ruchem stać mogła interwencja Narodowego Banku Polskiego.
Jeszcze o poranku pisaliśmy, że złoty „znalazł się na równi pochyłej”, dynamicznie osłabiając się względem euro i dolara. Łącznie od niespodziewanej decyzji RPP o głębokiej obniżce stóp procentowych kurs euro wzrósł był o przeszło 20 groszy.
Ale po 9:40 kurs euro zawrócił „na południe”, obniżając się z ok. 4,6750 zł do 4,6550 zł. Kolejne uderzenie nastąpiło równiutko o 10:40, gdy notowania euro wciągu minuty spadły o ok. 3 grosze. Był to bardzo duży i szybki ruch w dół, zwykle niespotykany na polskim rynku walutowym.
ReklamaZobacz takżePolecamy: płatności za granicą bez dodatkowych kosztów, z bonusem do 200 zł za nowe konto w Banku Pekao
Zbiegł się on w czasie z wypowiedzią Pawła Borysa, szefa PFR i doradcy premiera Morawieckiego. Prezes Borys powiedział, że złoty jest obecnie za słaby i że optymalny poziom kursu EUR/PLN to przedział 4,40-4,60 zł. Borys dodał też, że Polska ma narzędzia do przeciwdziałania nadmiernej deprecjacji polskiego złotego.
I być może dokładnie w tej samej chwili te narzędzia zostały użyte. Trudno bowiem przyjąć hipotezę, że rynek walutowy tak mocno i nagle zareagowałby na słowa bądź co bądź niedecyzyjnego polityka obozu władzy. – Jednocześnie nie możemy jednak wykluczyć potencjalnej interwencji na rynku walutowym ze strony NBP – napisali analitycy XtB.
Do 11:40 kurs euro zdążył spaść do poziomu 4,6181 zł, co oznacza ruch o ponad 5 groszy względem porannego maksimum. Nie zmienia to faktu, że złoty wciąż jest znacząco słabszy niż przed zeszłotygodniową decyzją RPP.
Co więcej, tego typu interwencje walutowe banku centralnego mogą co najwyżej spowolnić tempo deprecjacji krajowej waluty, ale nie są w stanie odwrócić trendu. Ten bowiem wynika z przesłanek natury „fundamentalnej”: trwale niższych stóp procentowych w otoczeniu wciąż wysokiej inflacji i utraty wiary w to, że Polska kiedykolwiek osiągnie 2,5-procentowyc cel inflacyjny NBP.
Tym bardziej że kolejni członkowie RPP wypowiadają się w bardzo „gołębim” tonie, podtrzymując narrację prezesa Adama Glapińskiego. Dzisiaj Wiesław Janczyk usiłował tłumaczyć, że stopy procentowe NBP powinny być znacznie niższe przy inflacji wynoszącej 10%, niż były przy inflacji rzędu 18%. Problem w tym, że w obu przypadkach były (i nadal są) one zdecydowanie niższe od samej inflacji.
Tymczasem pierwsi ekonomiści ostrzegają, że w 2024 roku trend inflacyjny może ulec odwróceniu. Przy wciąż bardzo silnej presji płacowej, podwyżce stawki VAT na żywność (z 0% do 5%) i oczekiwanym „odmrożeniu” taryf na energię elektryczną przyszłoroczna inflacja CPI może utrwalić się na poziomach przekraczających 5%.