Wielkimi krokami zbliża się wprowadzenie w Unii Europejskiej ceł na samochody elektryczne produkowane w Chinach. Pekin odpowiedział restrykcjami dotyczącymi importu brandy z UE. Branża alkoholowa na razie zachowuje spokój, ale boi się przyszłości. Ostrzega przed konsekwencjami.
Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping (Getty Images, DALE DE LA REY)
Chiny to obecnie największy producent samochodów elektrycznych na świecie. Między innymi dlatego, że państwo udziela znaczącego wsparcia tej branży. Chodzi nie tylko o dotacje i ulgi podatkowe, ale też o ułatwiony dostęp do gruntów. To wszystko sprawiło, że Unia Europejska – chcąc chronić rodzimy przemysł przed konkurencją „na sterydach” – od 1 listopada obejmie chińskie elektryki 45-procentowymi cłami.
Chiny odpowiedziały. Już od piątku, 11 października, importerzy brandy z Unii Europejskiej będą musieli wpłacać „kaucje zabezpieczające na rzecz organów celnych”. Nie jest to zaskoczeniem. Nałożenie ceł na luksusowy alkohol, jeśli Bruksela uderzy w chińską branżę motoryzacyjną, Pekin zapowiadał od miesięcy.
Odwet Chin to cios głównie we Francuzów, którzy odpowiadają za 99 proc. eksportu brandy z UE. Dlatego w maju w Paryżu prezydent Francji Emmanuel Macron podarował przewodniczącemu Xi Jinpingowi koniak. Media okrzyknęły to koniakową dyplomacją. Nie odniosła ona jednak sukcesu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Europa "ekologicznym sumieniem świata". Eksperci o roli Chin i USA
Dziś brandy, jutro polska wódka?
O ewentualny wpływ chińskich ceł odwetowych na polską branżę spytaliśmy m.in. Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, w którego szeregach są np. lokalne oddziały firm Stock czy Moët Hennessy. Producenci alkoholi nie oczekują, że Polska dostanie rykoszetem, ale obawiają się, że napięcia na linii Bruksela-Pekin będą eskalować.
„W odniesieniu do naszego eksportu brandy, należy zauważyć, że jest on marginalny, a Chiny niestety nie stanowią dla nas znaczącego rynku zbytu dla napojów spirytusowych (w żadnej kategorii). W związku z tym, wprowadzenie ceł na brandy w eksporcie do Chin nie wywrze bezpośredniego wpływu na działalność firm z branży spirytusowej w Polsce” – stwierdzają przedstawiciele związku. Zauważają jednak, że stworzy to precedens.
Dlatego uważamy, że państwa członkowskie powinny przeciwdziałać takim restrykcjom dostępu do rynków krajów trzecich, gdyż jeśli dziś cłami zostanie objęta europejska brandy, jutro może to dotyczyć polskiej wódki lub innego naszego eksportowego produktu – wskazuje Aneta Wasilewska ze Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
Powodów do paniki ws. decyzji Chińczyków nie widzi natomiast Krajowy Sekretariat Przemysłu Spożywczego i Rolnictwa NSZZ „Solidarność”, który ma organizacje związkowe także w branży alkoholowej. Nie docierają do niego żadne niepokojące sygnały, mające zwiastować problemy pracowników.
Mleczarze w napięciu
Przed eskalacją wojny celnej ostrzega jednak branża mleczarska. Chiny już kilka miesięcy temu wszczęły postępowanie, które ma zbadać m.in. unijne dotacje dla tego sektora. Polska, zaznaczmy od razu, nie znalazła się na razie pod lupą chińskich urzędników. Ale nasi sąsiedzi – Czesi – nie mieli już takiego szczęścia.
Pekin sprawdza programy wsparcia dla przemysłu mleczarskiego w Irlandii, Austrii, Belgii, Włoszech, Chorwacji, Finlandii, Rumunii i właśnie Czechach. Jak mówiła w czerwcu w rozmowie z serwisem portalspozywczy.pl Agnieszka Maliszewska, dyrektorka biura Polskiej Izby Mleka, Polacy nie mogą ignorować chińskiego śledztwa.
Obawiamy się, że chińscy importerzy mogą ograniczać import z UE i nasze firmy mocno to odczują. Pewne ograniczenia w handlu z Chinami mogą także zwiększyć podaż produktów mleczarskich na świecie. Inne kraje będą szukały dywersyfikacji eksportu, co może mieć negatywny wpływ na ceny – powiedziała Maliszewska.
Marcin Hydzik, prezes Związku Polskich Przetwórców Mleka i przewodniczący Porozumienia dla Mleczarstwa, zaznaczył natomiast, że unijne programy wsparcia dla branży są zgodne z zasadami Światowej Organizacji Handlu. Wszczęcie postępowania przez Pekin uznał za „strzał ostrzegawczy”, ale uspokajał branżę.
– Zarówno unijne, jak i polskie mleczarstwo przeżyło już tyle kryzysów, wśród nich m.in. zamknięcie rynku rosyjskiego, pandemię, załamania rynków, górki maślane i proszkowe, a jednak za każdym razem wykazują niezwykłą odporność na tego typu zdarzenia. Również tym razem z pewnością dadzą sobie doskonale radę – komentował po wszczęciu przez Chiny dochodzenia ws. produktów mlecznych z UE.
Chiny mają potężny rynek zbytu do stracenia
Europejski rynek jest bardzo ważny dla Pekinu, który w 2023 r. przyjął towary z Chin o wartości 516 mld euro. Wysokiej rangi dyplomata jednego z państw Unii Europejskiej nieoficjalnie (i anonimowo) komentuje na łamach „Rzeczpospolitej”, że wielki odwet nie jest w interesie Chińczyków.
„Nie opłaca im się więc iść na wojnę handlową z Europą, tym bardziej, że i tak traktujemy ich znacznie łagodniej niż inni partnerzy handlowi. USA razem z Kanadą czy Australia nałożyły na chińskie elektryki 100-procentowe cła” – czytamy w dzienniku.
– Ze strony Pekinu można spodziewać się odwetu, ale należy również pamiętać, że chińskie władze nie chcą obecnie nadmiernie zaogniać już napiętych relacji z UE – ważnym rynkiem zbytu dla różnego rodzaju chińskich produktów – tłumaczyła w rozmowie z „Rz” Alicja Bachulska, ekspertka think tanku ECFR.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl