Polska jest na dobrej drodze, żeby oddać walkowerem dochodowy rynek, który mógłby przynosić jej miliardy złotych z podatków. Ustawa o rynku kryptoaktywów jest daleka od uchwalenia, a działające na nim firmy dowiedziały się ostatnio, że mają dwa miesiące by dostosować się do szeregu nowych wymogów. Co czeka polską branżę kryptowalut?
"Rolą legislatora jest stworzenie mądrej, zrównoważonej regulacji, która będzie chroniła konsumentów, nie szkodząc przy tym nadmiernie rynkowi" – mówi w rozmowie z Bankier.pl mecenas Artur Bilski – Head of Legal Binance Poland. Zdaniem naszego rozmówcy powinno na tym zależeć również przeciwnikom kryptowalut. W najgorszym scenariuszu nasz kraj opuszczą uczciwi przedsiębiorcy, wykwalifikowani specjaliści i wpływy podatkowe, a oszuści będą działać nadal poza prawem.
Misiura Michał, Bankier.pl: W niedawnym materiale Sylwestra Latkowskiego, przedstawiciel KNF nazywa kryptowaluty hazardem, a prezes giełdy kryptowalut Zondacrypto mówi, że oddanie KNF-owi nadzoru nad branżą można porównać do sytuacji, w której szatan wydawałby licencje na kościoły w Watykanie. Oglądając to, można pomyśleć, że przyszły nadzorca i branża są w otwartym konflikcie. Są?
Artur Bilski, Binance Poland: Pamiętajmy, że część podmiotów świadczących usługi dla polskich użytkowników nie jest nawet zarejestrowana w Polsce. Działają one z zagranicy, nie są obecnie nadzorowane przez KNF i nie wydaje się, by miało się to zmienić, zwłaszcza przy obecnym otoczeniu prawnym i nastawieniu regulatora. O ile podejście przyjęte przez decydentów nie ulegnie zmianie, możemy spodziewać się odpływu za granicę kolejnych firm i wzrostu liczby podmiotów działających poza granicami prawa. Stracą na tym uczciwi przedsiębiorcy.
Nie mogę odpowiadać za całą branżę, ale ja nie mam poczucia pozostawania w konflikcie z KNF. Wręcz przeciwnie, to część branży odpowiada za niepotrzebne zaostrzenie języka dyskusji, na co Komisja jedynie reaguje. Wszystko to powoduje niestety, że zamiast skupiać się na merytoryce, wzajemnej dyskusji i konstruktywnej współpracy, wchodzimy w język oparty o awanturę, co uważam za zbędne i szkodliwe.
Polski nadzorca jest też nawiasem mówiąc nie tylko kluczowym elementem całej regulacyjnej układanki, ale także jednym z pionierów regulacji w obszarze kryptoaktywów – stanowisko w tym zakresie wydał jeszcze w 2020 r. Nie można od niego oczekiwać, że nie będzie starał się egzekwować przepisów i wymogów wobec sektora, co siłą rzeczy może wywoływać niezadowolenie tych, którzy będą musieli się dostosować. Muszą oni jednak zrozumieć, że prowadzenie działalności kryptowalutowej w nowej, regulowanej rzeczywistości, wiązać się będzie z określonymi obowiązkami.
Mówienie o hazardzie należy traktować jako nieporozumienie. Oczywiście nie neguję tego, że rynek kryptoaktywów jest zmienny, a tego rodzaju inwestycje wiążą się z ryzykiem. Podobnie jest zresztą z forexem, czy rynkiem finansowym w ogólności. KNF sam we wspomnianym materiale mówi wprost, że “rynek kryptowalut to rynek bardzo podobny do rynku kapitałowego”. Czy wobec tego inwestycje giełdowe również powinniśmy traktować jako hazard?
O ustawie o kryptoaktywach i jej wadach, które mogą skłonić polskie firmy do płacenia podatków za granicą, rozmawialiśmy 2 miesiące temu. Co zmieniło się w jej sprawie od tego czasu?
Wiemy o tej sprawie tylko jedno – niewiele. Trzecia wersja projektu ustawy nie została udostępniona publicznie. Ale stawiam bitcoiny przeciwko orzechom, że nic. Zarówno ja osobiście, jak i sektor, próbujemy zwrócić uwagę decydentów na ten problem już od dłuższego czasu.
Jakie są szanse na to, że ustawa o kryptoaktywach zostanie uchwalona w tym roku?
Najprawdopodobniej niewielkie z uwagi na czas, jaki pozostał i wymagania procesu legislacyjnego. Mamy już początek listopada, a projekt (jego trzecia wersja) nie trafił też jeszcze pod obrady Sejmu. Konsekwencje trudno przewidzieć, natomiast z całą pewnością będzie to skutkować potężną niepewnością na rynku. Brak ustawy opóźni też proces ubiegania się polskich dostawców o licencję MiCA, co nie pozwoli im na oferowanie usług transgranicznych, znacząco zmniejszając konkurencyjność polskich przedsiębiorstw na rynku europejskim.
Polskie firmy z branży krypto mają jeszcze jeden poważny problem. Pod koniec października podlegający Ministerstwu Finansów GIIF nakazał im wdrożyć wymogi rozporządzenia Travel Rule (TFR) do 30 grudnia. To dużo obowiązków i bardzo mało czasu, ale kontrowersje budzi też podstawa takiej interpretacji.
Kontrowersje to mało powiedziane. Komunikat nr 87, który nakazuje stosowanie TFR od 30 grudnia 2024 r., jest niezgodny z prawem Unii Europejskiej, zarówno na poziomie samego TFR, jak i rekomendacji i wytycznych wydanych przez organy unijne. I nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Nie jest to zresztą wyłącznie moja opinia. Tę konkluzję podzielają bez wyjątku wszyscy prawnicy, z którymi o tym rozmawiałem, także ci niezwiązani z sektorem. W tym szanowani profesorowie prawa.
Komunikat ten został opublikowany na ostatnią chwilę, dając branży niecałe dwa miesiące na wdrożenie nowych systemów, które mają służyć przesyłaniu danych osobowych milionów Polaków. Zmuszanie dostawców, by modyfikowali teraz na szybko swoje platformy transakcyjne może skończyć się katastrofą i wyciekiem danych osobowych użytkowników. Z kolei rozpoczęcie przesyłania takich danych bez ważnej podstawy prawnej (którą komunikat nie jest) może stanowić naruszenie RODO i narażać podmioty z sektora na dodatkowe konsekwencje i ryzyka prawne.
Oczywiście zaraz ktoś powie “rozporządzenie wydano już rok temu i firmy miały czas się przygotować”. Tylko to nie tak. Rozporządzenie mówi wprost – masz czas do momentu uzyskania licencji. Nikt nie zakładał, że nagle ten czas skróci się do końca roku. Przedsiębiorstwa planują swoje wdrożenia technologiczne, związane z tym prace i wydatki w oparciu o określone budżety i terminy.
Dodam, że Polska chyba jako jedyna przyjęła zasadę pełnego aplikowania TFR względem podmiotów w okresie przejściowym (no właśnie – skoro przejściowy, to chyba właśnie po to, by dać czas branży na dostosowanie się). Np. Włochy, czy Hiszpania wprost doprecyzowały w swoich projektowanych przepisach prawa, że TFR nie dotyczy firm działających w okresie przejściowym. Czyli znów, na przekór Europie, robimy swoim własnym przedsiębiorcom pod górkę, odwrotnie niż wszyscy inni.
Być może nastąpił tutaj jakiś błąd, bo z rozporządzenia jasno wynika, że ma ono zastosowanie wyłącznie do podmiotów posiadających nową licencję MiCA, a nawet względem nich pełne stosowanie wymogów TFR zostało w ramach wytycznych EBA odroczone do 1 sierpnia 2025 r.
Czy rynek kryptowalut w ogóle opłaca się Polsce?
Krótka odpowiedź brzmi: tak. To podatki płacone w Polsce, miejsca pracy i rozwój innowacyjnej technologii, która została przez Ministerstwo Cyfryzacji w ramach strategii do 2035 roku uznana za przełomową dla rozwoju kraju. Jeśli chcemy pozostać konkurencyjni, to musimy postawić na rozwój nowych technologii i umożliwić krajowym przedsiębiorcom prowadzenie działalności.
Tu kwestia dotyczy czegoś więcej, niż tylko opłacalności. Pamiętajmy też, że mówimy o usługach świadczonych elektronicznie, które można łatwo dostarczać z zagranicy. Wypchnięcie dostawców z Polski nie spowoduje, że pozbędziemy się kryptowalut, bo rynek nie znosi próżni. Te usługi dalej będą oferowane, tylko z zagranicy. Obecny projekt ustawy de facto promuje podmioty z zagranicy, kosztem rynku krajowego.
A straci na tym nie tylko budżet, ale i konsumenci, którzy zamiast skarżenia się do polskich regulatorów będą musieli polegać na nadzorze w innych krajach. Do zarzutu tego zresztą odniosły się organy, wskazując, że “jeśli klienci wybrali dostawcę zagranicznego, to ich problem”. Tego rodzaju retoryka nie pomaga. Zamiast zabraniać i siłą wypychać dostawców z Polski należy edukować, co zresztą robimy w ramach szkoleń Binance Academy.
Niedawno ukazała się też książka “Kryptoaktywa i blockchain. Technologia, prawo, biznes”, której jestem autorem (wraz z Rafałem Kiełbusem, jednym z najlepszych polskich programistów blockchain). Staramy się tam w praktyczny sposób przybliżyć opisywane tu tematy.
Jeśli się opłaca, dlaczego oddajemy ten rynek walkowerem?
Warto w tym miejscu dodać, że rynek blockchain to nie tylko tradycyjnie rozumiane kryptowaluty. Również Binance, choć zazwyczaj kojarzony z giełdą kryptoaktywów, jest dostawcą infrastruktury i technologii, którą udostępnia innym podmiotom. Może ona służyć do wielu różnych celów, a blockchain wykorzystują też przecież polskie banki, czy instytucje publiczne.
Co do oddawania rynku walkowerem – moim zdaniem wynika to po części z obaw, po części z niezrozumienia tego, czym jest blockchain. Wiele z tych obaw jest uzasadnionych – na rynku wciąż działa sporo nierzetelnych podmiotów, z którymi należy zrobić porządek, a oferowanie kryptoaktywów powinno podlegać regulacjom. Nikt rozsądny tego nie neguje. Chodzi jednak o to, by nie wylać dziecko z kąpielą, bo zbyt restrykcyjne przepisy utrudnią życie uczciwym podmiotom, a oszuści i tak zostaną. Wiele się też mówi obecnie o przeregulowaniu, wspominała o tym ostatnio szefowa Europejskiego Banku Centralnego, Christine Lagarde – jest to coś, z czym należy walczyć. Rolą legislatora jest stworzenie mądrej, zrównoważonej regulacji, która będzie chroniła konsumentów, nie szkodząc przy tym nadmiernie rynkowi.
Powiem więcej – to co poruszyłem wcześniej powinno rezonować także wśród przeciwników kryptowalut, czy osób uważających je za ryzykowne. Bo tylko objęcie przedsiębiorców świadczących usługi realnym, polskim nadzorem jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo dla konsumentów. W innym przypadku pozbywamy się nie tylko korzyści związanych z rozwojem innowacyjnych technologii, ale także kontroli nad ich dostawcami. A brak kontroli będzie tutaj promował zwłaszcza podmioty nierzetelne.
Czego branża kryptowalut oczekuje od Ministerstwa Finansów?
Nie mogę się wypowiadać w imieniu całej branży lub czegoś oczekiwać, ale mając na względzie dobro rynku kryptowalut w Polsce można wskazać kilka postulatów. Pierwszym byłoby wprowadzenie obowiązku złożenia kompletnego wniosku o licencję dla podmiotów, które dalej chcą świadczyć usługi w zakresie kryptoaktywów, również w okresie przejściowym – pozwoliłoby to na szybką eliminację podmiotów fasadowych i zapewniło nadzorcy lepszą kontrolę nad rynkiem.
Druga kwestia to przedłużenie okresu przejściowego do co najmniej 12 miesięcy (tak jak to było w pierwszym projekcie ustawy) albo zapewnienie możliwości kontynuowania działalności w okresie przejściowym do momentu rozpatrzenia przez KNF wniosku o licencję – oczywiście pod warunkiem jego złożenia i nie dłużej niż do 1 lipca 2026 r. albo przynajmniej końca 2025 r. Obecnie w rejestrze firm kryptowalutowych znajduje się ponad 1500 firm, nawet jeśli tylko 5% z nich złoży wniosek o licencję, to nie wydaje się możliwe rozpatrzenie tylu wniosków w ciągu pół roku – zwłaszcza, że zgodnie z raportem Unii Europejskiej Polska to najwolniejszy w Europie kraj pod kątem wydawania licencji płatniczych – z licencjami MiCA może być podobnie. Brak zmiany spowoduje więc tutaj, że legalnie działające podmioty będa de facto karane za opieszałość po stronie nadzorcy, bo termin jest na uzyskanie licencji, nie złożenie wniosku.
Trzecim postulatem byłaby zmiana struktury opłat za nadzór, bo obecnie zaproponowana opłata liczona od przychodu nie bierze w ogóle pod uwagę realnej dochodowości podmiotów działających na rynku. Ktoś mógłby tu podnieść argument “podobne opłaty obowiązują domy maklerskie” – to prawda, ale wprowadzono je dopiero kiedy rynek dojrzał (nie było ich od początku), a poza tym większość domów maklerskich działa też stacjonarnie, a nie tylko internetowo, i nie mogą sobie pozwolić na pełną “wyprowadzkę” z Polski i świadczenie usług wyłącznie transgranicznie – w przypadku rynku krypto jest inaczej.
Czwarty punkt to rewizja przepisów dot. tzw. “czarnej listy” (rejestru domen internetowych), a docelowo także listy ostrzeżeń publicznych KNF. Wpis na którąś z tych list oznacza de facto biznesową śmierć danego przedsiębiorcy, a nie wprowadzono żadnej sądowej kontroli nad tego typu działaniami. Brak możliwości złożenia skargi sądowej skutkuje tutaj odebraniem dostawcom prawa do sądu, co jest równoznaczne z naruszeniem polskiej Konstytucji. Dodam, że to są pomysły ściśle krajowe, żadna regulacja UE nie wymaga wprowadzenia od nas tego rodzaju obostrzeń. Poza tym nie są skuteczne w przypadku nieuczciwych podmiotów. Podobną listę “zakazanych domen” prowadzi się dla internetowych stron z grami hazardowymi. Tylko co z tego, skoro nieuczciwi dostawcy otwierają nowe strony (dodając kolejną cyferkę, np. “gra 2138”, po jej zablokowaniu “gra 2139, itd.), a ministerstwo nie nadąża z ich blokowaniem. Jest to przykład tego, jak państwo udaje, że coś robi, a w praktyce pozostaje bezradne wobec działań podmiotów naruszających prawo. Tu będzie tak samo.
W sprawie regulacji dla branży kryptowalut Europa nie będzie czekać na Polskę. Czy rozporządzenie MiCA wpłynie korzystnie na jej rozwój na terenie UE, a jeśli tak, kto na tym skorzysta?
Europa już dawno nas wyprzedziła. Do wyścigu o przyciągnięcie innowacyjnych technologii nawet nie przystąpiliśmy, a teraz podkładamy sobie kłody pod nogi. Jest to o tyle przykre, że Polska ma wyśmienitych programistów i jeden z najbardziej rozwiniętych sektorów blockchain w Europie, którego na własne życzenie się pozbywamy. Wiele powstałych w Polsce projektów zdecydowało się już na emigrację z kraju, w przypadku pozostałych to kwestia czasu.
Ja osobiście uważam, że MiCA to wielka szansa dla całego rynku. Rozporządzenie ujednolica bowiem przepisy w tym zakresie dla całej Europy, a ponadto daje wyraźną podstawę do wejścia w obszar kryptowalut bankom, firmom inwestycyjnym i funduszom. Myślę, że wiele podmiotów już na to czeka – inicjatywy w obszarze blockchain podejmowały w Polsce m.in. PKO BP i Pekao S.A., a kontrakty różnicowe na kryptowaluty kupimy chociażby w Alior Banku. Póki co wciąż jest to obszar dość niszowy, ale może się to wkrótce zmienić.
Na MiCA korzystają różne kraje, jak choćby Francja, czy Irlandia, które przyciągnęły do siebie wiele renomowanych firm. Dotyczy to jednak także krajów z naszego regionu, jak choćby Austrii, czy Słowenii, w której licencję MTF otrzymała niedawno firma Bitstamp. My zostaliśmy daleko w tyle.
Artur Bilski – Head of Legal Binance Poland, największej platformy kryptoaktywów w Polsce. Radca prawny, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego (prawo) i Szkoły Głównej Handlowej (finanse i rachunkowość). Wcześniej przez ponad 12 lat związany z bankami i instytucjami finansowymi (w tym na stanowiskach kierowniczych, m.in. jako dyrektor działu prawnego w Ramp Network i Alior Banku) oraz polskimi i międzynarodowymi kancelariami prawnymi. Specjalizuje się w regulacjach rynku kapitałowego, usługach płatniczych i innowacjach finansowych.