Prognozy: co czeka gospodarkę, dolara, giełdę, obligacje w czasie drugiej kadencji Trumpa

Donald Trump w poniedziałek rozpocznie drugą kadencję w fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tuż przed tym wydarzeniem Bankier.pl zapytał analityków rynkowych, co pod jego rządami może czekać amerykańską gospodarkę i rynki finansowe. Czy hossa na Wall Street będzie kontynuowana? Co z wysokimi ostatnio rentownościami obligacji? Czy dolar dojdzie do parytetu z euro? I chyba najważniejsze – jakie „czarne łabędzie” mogą krążyć nad rynkami za sprawą amerykańskiego przywódcy?

Prognozy Co Czeka Gospodarke Dolara Gielde Obligacje W Czasie Drugiej Kadencji Trumpa A1d50b9, NEWSFIN

/ Shutterstock

Zacznijmy od amerykańskiej gospodarki, która wciąż jest zdecydowanie największa na świecie.

Gospodarka Trumpa 1.0. Było lepiej niż za Busha czy Obamy, gorzej niż za Bidena

Donald Trump powtarza, że w czasie jego poprzedniego urzędowania, w latach 2017-2021, gospodarka USA miała się świetnie. Trudno się z nim jednak zgodzić, bo średnie roczne tempo wzrostu realnego wzrostu PKB wyniosło wtedy jedynie 1,42 proc., najmniej spośród wszystkich prezydentów rządzących Stanami od 1947 r., odkąd dostępne są porównywalne dane. Weźmy też jednak poprawkę na to, że tylko Trumpowi przyszło mierzyć się z pandemią, która na pewien czas zatrzymała działalność gospodarczą w wielu sektorach. Zatem bez postpandemicznej, największej w powojennej historii recesji wzrost PKB za pierwszej kadencji Trumpa wyniósłby nieco poniżej 2,7 proc. – to wynik umiarkowany, lepszy od Geralda Forda, George’a H.W. Busha seniora, George’a W. Busha juniora oraz Baracka Obamy, ale gorszy od dziewięciu pozostałych prezydentów, włączając Joe Bidena (średni wzrost rzędu 3,4 proc.).

Bankier.pl na podst. U.S. Bureau of Economic Analysis

Pod innymi względami było różnie. Niska za czasów pierwszej kadencji Trumpa była w USA inflacja, która ani razu nie przekroczyła 2,4 proc. Liczba miejsc pracy zmalała o 2,7 mln etatów, choć gdyby nie uwzględniać pandemii, to wzrosłaby o 6,7 mln. Wbrew obietnicom Trumpowi nie udało się w żadnym z lat prezydentury ograniczyć deficytu budżetowego, czego chciał dokonać mimo obniżania podatków.

Zobacz takżePostaw pierwsze kroki ku bezpiecznym inwestycjom — przeczytaj nasz poradnik o Obligacjach Skarbowych!

Gospodarka Trumpa 2.0. Deregulacja pomoże, ale jest wiele niewiadomych, w tym cła

Jeśli chodzi o oczekiwania co do sytuacji w gospodarce USA w dobie Trumpa 2.0, analitycy wskazują, że swoimi decyzjami może on jej pomóc, ale i tak czeka ją w najbliższym czasie raczej spowolnienie w stosunku do ostatnich lat. – Wśród amerykańskich przedsiębiorców panuje przekonanie, że prezydentura Trumpa przyniesie przede wszystkim zmniejszenie regulacji dotyczących prowadzenia biznesu, co poprawi funkcjonowanie przedsiębiorstw. Również wśród nich istnieje przekonanie, że inflacja przestanie być problemem, a wzrost gospodarczy będzie nadal solidny. To pozwoli zachować niską stopę bezrobocia i podnieść ogólny dobrobyt w społeczeństwie – wskazuje Daniel Kostecki, analityk CMC Markets Polska.

– Choć przekładając plany na potencjalną przyszłość, gospodarka USA powinna rozwijać się szybciej, to jednak mamy wiele czynników niepewności, które mogą wpłynąć na kształtowanie się wzrostu gospodarczego. Obecnie oczekuje się, że wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych w 2025 r. zmniejszy się do 2-2,1 proc. w porównaniu do wzrostu rzędu 2,7 proc. z 2024 r. W kolejnych latach wzrost ma stabilizować się blisko poziomu 2 proc. – dodaje Michał Stajniak, wicedyrektor działu analiz w XTB.

Marek Rogalski, analityk Domu Maklerskiego BOŚ, zauważa pewien paradoks, który polega na tym, że Trump zamierza walczyć z niektórymi zjawiskami, które raczej gospodarkę wspierały, a nie jej szkodziły – co może ograniczać jej tempo wzrostu.

– Siła amerykańskiej gospodarki wynika z tego, co się Trumpowi nie podoba. Chodzi o to, że rynek pracy jest wspierany przez imigrantów, amerykańskie przedsiębiorstwa korzystają z dobrodziejstw globalnego handlu, wydatki rządowe nakręcają koniunkturę w strategicznych inwestycjach, a status dolara pozwala zadłużać się bez większych konsekwencji. Nadmierny protekcjonizm, interwencjonizm i izolacjonizm – bo to de facto proponuje Trump – raczej tej gospodarce nie pomoże. Nie można porównywać Trumpa do Reagana, który był przecież zwolennikiem wolnego handlu – mówi Rogalski.

Sporą niewiadomą są taryfy handlowe, które mają być wprowadzane przez rozpoczynającego kadencję prezydenta. – Jeśli Trump zdecyduje się pójść na całość, czyli wprowadzić 60-proc. cła na chińskie produkty, 25-proc. cła na kanadyjskie i meksykańskie, 20-proc. na europejskie i 10-proc. na produkty z reszty świata, może to oznaczać najgorszy scenariusz dla najmniej zamożnych Amerykanów. Nawet przy obniżkach podatków będą oni płacić za produkty na tyle dużo, że ostatecznie ich bogactwo będzie się kurczyć. Oczywiście taki scenariusz wystąpi tylko w wypadku pełnego wprowadzenia zapowiadanych ceł handlowych, działań zwrotnych i braku podpisania nowych umów handlowych. Niemniej w tym scenariuszu przychody z ceł wzrosną znacząco. Wskazuje się, że z obecnych przychodów z ceł na poziomie ok. 100 mld dolarów mogą one wzrosnąć do 300-400 mld dolarów w kolejnych latach – wskazuje Michał Stajniak.

Prognozy dla dolara. Choć Trump chce słabszej waluty, przejściowo może nawet zrównać się z euro

Jeśli siłę dolara mierzyć notowaniami Dollar Index, to w czasie pierwszej kadencji Trumpa amerykańska waluta osłabiła się o kilka procent – indeks ten spadł z ok. 102 do ok. 96. Co ciekawe, według badań to zwykle prezydenci z Partii Demokratycznej bardziej sprzyjają dolarowi niż prezydenci Partii Republikańskiej. Trump wpisał się więc w ten schemat. Czy w jego drugiej kadencji „zielony” także straci?

– Poprzednia kadencja Trumpa przyniosła osłabienie dolara, teraz może być podobnie. I to nie tylko dlatego, że pewnie powrócą tzw. werbalne interwencje przedstawicieli amerykańskiej administracji. Klucz może tkwić w tym, co będzie robić Fed ze stopami procentowymi – wskazuje Marek Rogalski.

– Z jednej strony Donald Trump ma narzędzia administracyjne, aby wpływać na kurs dolara, z drugiej może także naciskać na partnerów USA, aby kupowali długoterminowe obligacje USA, co obniży ich rentowności i osłabi dolara. Słaby dolar to jest to, co zapowiadał Trump, aczkolwiek żadne prognozy instytucji finansowych tego nie potwierdzają. Zdecydowana większość spodziewa się dalszego umocnienia dolara. Zatem mamy tu pewne sprzeczności i ponownie czekamy na decyzje polityczne, które mogą nadać kierunek amerykańskiej walucie – zaznacza Daniel Kostecki.

– Amerykański dolar ma się wyśmienicie i perspektywy inflacji, gospodarki i działań Fedu wskazują, że nie ma dla niego w tym momencie alternatywy, nawet w przypadku chwilowej słabości gospodarki USA. Choć dolar jest obecnie wykupiony najmocniej od wielu lat, to nic nie wskazuje na większe ożywienie w strefie euro, dlatego najprawdopodobniej w pierwszych miesiącach prezydentury Trumpa uda się osiągnąć parytet na EUR/USD. Z drugiej strony później pojawia się na tyle dużo czynników niepewności, że trudno oczekiwać dalszego umocnienia dolara. Ten rok najprawdopodobniej na parze EUR/USD zakończymy wyżej niż obecnie (aktualny kurs to 1,03 – red.), choć w dużej mierze będzie to zależało od sukcesu gospodarczego Trumpa – zastrzega Michał Stajniak.

Amerykańskie akcje, czyli „korekta wisi w powietrzu” vs „Wall Street nie ma konkurencji”

W czasie pierwszej kadencji Trumpa notowania indeksu S&P 500 wzrosły o blisko 70 proc. i był to jeden z najlepszych wyników wśród wszystkich prezydentów. Za Bidena rynek jednak dalej spisywał się doskonale, rosnąc o niemal 56 proc., i wyceny akcji są już teraz na tyle wysokie, że można mieć obawy, czy trend za jakiś czas się nie zmieni. To ryzyko dostrzega też część ekspertów.

Bankier.pl na podstawie danych Bloomberga

– Amerykański rynek akcji przeszedł przez fazę ekspansji mnożników, czyli o wiele szybszego wzrostu cen akcji, niż wynikałoby to ze wzrostu wyników finansowych – w oczekiwaniu, że przyszłe zyski będą jeszcze większe. Wydaje się, że po tej fazie przejdziemy do etapu stabilizacji mnożników lub kontrakcji, czyli ich obniżania. To może dokonać się na dwa sposoby. Pierwszym byłby spadek cen akcji, a drugim ich stabilizacja przy jednocześnie wzroście zysków. Niemniej wydaje się, że największe zwyżki są już za nami – uważa Daniel Kostecki.

– Trump obejmuje prezydenturę po okresie dwóch niezwykle udanych lat na Wall Street (wzrost powyżej 23 proc.), co statycznie sugeruje, że 2025 r. wiąże się z ryzykiem niższych stóp zwrotu. Widać to również w oczekiwaniach co do prognozowanej stopy zwrotu (rzędu 9-12 proc. w tym roku). „Story” rynkowe zakłada, że zapowiadana obniżka podatków korporacyjnych powinna wesprzeć mniejsze i średnie spółki (z indeksu Russell 2000) w USA i w konsekwencji nieco „rozlać” dotychczasową hossę również poza grupę Mag 7 (tzw. Wspaniałą siódemkę) – mówi Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ.

– Gdyby takie stopy zwrotu, jakie S&P 500 osiągnął w latach 2023-24, miały się powtórzyć, to mielibyśmy powtórkę z końcówki lat 90. Czy teraz są ku temu takie warunki? Chyba zachwyt wokół AI jest nazbyt duży. Jakaś korekta wisi w powietrzu, wiele będzie zależeć od tego, co będzie robić Trump i jaką postawę finalnie przyjmie Fed. W perspektywie całej czterolatki indeksy w USA mają jednak szanse być wyżej niż obecnie – dodaje Marek Rogalski.

– Amerykańskie akcje mają się obecnie bardzo dobrze i perspektywy obniżek podatków powinny działać pozytywnie na rynki akcji. Z drugiej strony pojawia się niewiadoma dotycząca międzynarodowego handlu i różnego rodzaju ograniczeń handlowych. Jednocześnie jednak globalny rynek akcji jest mało konkurencyjny w stosunku do Wall Street, choć jednocześnie wyceny amerykańskich spółek są bardzo wysokie i znacząco przewyższają te z Europy czy z Azji – mówi Michał Stajniak.

Obligacje i stopy procentowe. Mniej cięć Fedu, amerykańskie papiery dla zagranicy

W ostatnich tygodniach przed objęciem władzy przez Trumpa ponownie dość istotnie zaczęła rosnąć rentowność amerykańskich obligacji skarbowych (co oznacza, że papiery te zaczęły tanieć). W pierwszych dniach stycznia rentowność papierów 10-letnich doszła nawet do 4,8 proc., poziomu najwyższego od kilkunastu miesięcy, odzwierciedlając coraz mocniejsze oczekiwania dotyczące powrotu inflacji oraz mniejszej liczby (lub nawet braku) obniżek stóp procentowych przez Fed. W czasie pierwszej kadencji Trumpa rentowności tych papierów najpierw przez dwa lata rosły, dochodząc z 2,5 proc. do nieco ponad 3 proc., a następnie tąpnęły do zaledwie 0,5 proc. po wybuchu pandemii, gdy Fed ściął stopy praktycznie do zera. Teraz rynek jest w zupełnie innym punkcie, a spadki rentowności wydają się mało prawdopodobne.

– Rentowności amerykańskich obligacji wykazują oznaki niepewności inflacyjnej. Już w tym momencie 10-letnia stopa breakeven, która jest różnicą obligacji TIPS oraz zwykłych, wskazuje na kształtowanie się długoterminowych oczekiwań inflacyjnych na poziomie 2,5 proc., co oznacza brak spełnienia celu inflacyjnego Fedu. Prognozy dla rentowności zwykłych obligacji wskazują, że powinny się one utrzymać w okolicach 4 proc. w kolejnych dwóch latach. To oznacza, że perspektywy na obniżki stóp Fedu są już obecnie niewielkie. Rynek widzi niecałe dwie obniżki stóp procentowych w tym roku – mówi Michał Stajniak.

– Rentowności amerykańskiego długu przetestowały 14-miesięczne maksima, podczas gdy jeszcze parę tygodni temu rynek zakładał kilka cięć stóp przez Fed. Obecnie spekulacje dotyczą raczej tego, czy jakiekolwiek cięcia w ogóle nastąpią. Większość sugerowanych działań Trumpa ma charakter proinflacyjny, a więc skutkujący docelowo środowiskiem wyższych stóp procentowych – dodaje Konrad Ryczko.

– Rynki lubią przesadzać w szacunkach tego, co może zrobić Fed. Rzeczywistość często okazuje się być inna. W perspektywie najbliższych tygodni mogą pojawić się preteksty do większego odbicia przecenionych amerykańskich obligacji. Długa perspektywa pozostaje jednak zagadką ze względu na czynniki geopolityczne (postrzeganie USA), które również mogą zacząć grać rolę poza zwyczajowymi parametrami obserwowanymi przez ekonomistów – wskazuje Marek Rogalski.

Daniel Kostecki szuka przyczyn ostatnich zmian na rynku w spodziewanym odmiennym podejściu administracji Trumpa do emisji długu. – Bazując na dotychczasowych danych, można zakładać, że istotnej zmianie ulegnie struktura emisji amerykańskiego długu. Janet Yellen od 2022 r. preferowała emisje krótkoterminowych bonów skarbowych, a nie obligacji. Natomiast nowa administracja może odwrócić ten trend i skłonić się ku długoterminowym obligacjom. To oznacza ich dużą podaż, czego rynek mógł się obawiać już teraz i przeceniać amerykańskie obligacje skarbowe w ostatnich tygodniach. Wydaje się, że przy większej podaży długoterminowego długu administracja będzie musiała pobudzić popyt zagraniczny, aby to ten stał się istotnym nabywcą tych papierów. To już kwestia polityczna, w jaki sposób Donald Trump do tego doprowadzi, ale może być to duże wyzwanie – uważa analityk CMC Markets Polska.

Wojny handlowe, inflacja/deflacja, kryzys, nowy porządek świata, czyli czarne łabędzie

Na koniec poprosiliśmy ekspertów, aby popuścili wodze wyobraźni i zastanowili się, jakie potencjalne czarne scenariusze mógłby przynieść rynkom i gospodarce Donald Trump. Nowy-stary prezydent obecnie wydaje się dzisiaj jeszcze bardziej nieobliczalny niż kiedyś – przypomnijmy jego ostatnie groźby dotyczące aneksji Grenlandii czy przejęcia kontroli nad Kanałem Panamskim – i dlatego inwestorzy powinni brać pod uwagę także takie scenariusze z jego udziałem, które wydają się nawet mało prawdopodobne. Warto nad niektórymi się zastanowić.

– Obecnie głównym ryzykiem na horyzoncie jest scenariusz rozpętania globalnej wojny handlowej na osi USA-Chiny-UE, która skutkowałaby wyższą inflacją, wyższymi stopami procentowymi oraz pogorszeniem perspektyw wzrostu gospodarczego – ocenia Konrad Ryczko. – Rynek obawia się też ciągle zaognienia sytuacji wokół Tajwanu oraz szerszych tendencji narodowościowych na świecie. Wydaje się, że trwa również kryzys ideowy wokół niektórych polityk, np. w zakresie zielonego ładu czy innowacji technologicznych, co docelowo skutkować może reorganizacją instytucji np. na płaszczyźnie obronnej czy regulacyjnej – dodaje.

– Czarnym łabędziem mogłaby być przede wszystkim wojna handlowa taka jak w roku 1930 r., gdy także Stany Zjednoczone wprowadziły cła, a odwet innych krajów był tak duży, że załamał się międzynarodowy handel, gospodarka i giełda – wskazuje Daniel Kostecki.

– Inny czarny scenariusz może polegać na tym, że warunki finansowe w USA zaczną się zacieśniać (obecnie są najluźniejsze od 2021 r.). Czyli np. Fed nie będzie pośpiesznie ciąć stóp procentowych, pojawi się inflacja związana z cłami czy z cenami surowców. Do tego duże emisje obligacji spowodują wzrost rentowności, co podniesie nie tylko koszty obsługi długu, ale także koszty finansowania firm przez wzrost spreadów kredytowych. To doprowadzić mogłoby do wzrostu bankructw, których już jest najwięcej od 14 lat, wzrostu stopy bezrobocia, spadku cen akcji, zmniejszania efektu majątkowego, spadku konsumpcji, wzrostu niespłacanych kart kredytowych i finalnie zagrożenia deflacją – dodaje Kostecki.

– Co może zaskoczyć w prezydenturze Trumpa? Z pewnością może to być polityka dotycząca Bliskiego Wschodu, nie tylko w kontekście toczącej się wojny, ale również kartelu OPEC. Donald Trump będzie chciał doprowadzić do wzrostu produkcji ropy w USA oraz zwiększenia produkcji przez OPEC, aby obniżyć ceny paliw i jednocześnie zniwelować perspektywy inflacyjne. To powinno doprowadzić do większego wzrostu gospodarczego. Jeśli jednak to się nie uda, inflacja może zacząć znowu szaleć, co wpłynęłoby na znaczne obciążenie odsetkowe w USA i mogłoby ostatecznie prowadzić do odwrotu inwestorów z amerykańskiego rynku. Ważnym aspektem może być również stosunek do Chin oraz Tajwanu. Jeśli polityka Trumpa doprowadziłaby do dalszego zaostrzenia sytuacji w tamtym rejonie, ponownie moglibyśmy doświadczyć zwiększonej presji cenowej na świecie, a jednocześnie spowolnienia gospodarczego – wskazuje Michał Stajniak.

Chyba najdalej idzie Marek Rogalski, którego zdaniem liczne międzynarodowe napięcia czy trwające konflikty mogłyby za prezydentury Trumpa doprowadzić ostatecznie do Jałty 2.0, czyli ustalenia nowego podziału wpływów na świecie. – To mogłoby ustawić wiele rynków w zupełnie innym położeniu – zaznacza Rogalski.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *