Stopy procentowe znów w dół. Adam Glapiński tłumaczy decyzję

Rada Polityki Pieniężnej obniżyła w środę stopy procentowe o 25 punktów bazowych. Miesiąc wcześniej, zaskakując wszystkich, zdecydowała o ostrym cięciu stóp aż o 75 punktów. Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński wyjaśnił powody ostatnich decyzji. – Przechodzimy do normalności – stwierdził.

Stopy procentowe znów w dół. Adam Glapiński tłumaczy decyzję

Adam Glapiński jest prezesem Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącym Rady Polityki Pieniężnej (Getty, Piotr Malecki / Bloomberg)

Prof. Adam Glapiński środową konferencję zaczął nietypowo.

– Zanim przejdę do wyjaśniania przyczyn wczorajszej decyzji i argumentacji, powiem tylko tyle: niestety, żyjemy w trudnym czasie kampanii wyborczej, jest jakieś ogólne wzmożenie. Polityków szczególnie, ale też ekonomistów, którzy ulegają emocjom politycznym. Ja się do tego w ogóle nie będę odnosił – stwierdził na początku.

– One są niezmiernie głupie, często idiotyczne. Można je określić jednym zdaniem: inflacja bardzo spada, ale w rzeczywistości rośnie. Wprowadzono nowe pojęcie, chyba w mojej ulubionej stacji telewizyjnej, „inflacji prawdziwej

– dodał.

Ci ludzie są nierzeczywiści jacyś, powinni się otrząsnąć. Powinni pamiętać, pseudoekonomiści, że wszystko zostaje w internecie. Inflacja spada, gwałtownie, szybko, w ostatnim miesiącu ponad połowę. W ostatnich pięciu miesiącach ceny nie rosną, patrząc miesiąc do miesiąca, ceny lekko spadły. W ostatnim półroczu ceny mniej więcej utrzymały się na tym samym poziomie – podkreślił prezes NBP.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: 05.10 Konferencja prezesa Narodowego Banku Polskiego Adam Glapińskiego

– Inflacja CPI, która tak gwałtownie spadła, to średnia z danego miesiąca do średniej z danego miesiąca z poprzedniego roku. Dlatego średnio z miesiąca, bo poprzednio jak RPP podjęła decyzję o rozpoczęciu cyklu obniżki, to inflacja była jednocyfrowa. Z całą pewnością w tym dniu była, choć średnio w całym miesiącu była leciutko ponad 10 – przekonywał.

Prezes NBP o „płaskowyżu”

– Inflacja we wrześniu 2023 odniesiona do września 2022 to jest to CPI, które podajemy. Niespotykanie szybki spadek, ponad połowę. To odniesienie do tego, co poprzednio. Drugi, ważniejszy fakt dla konsumentów, inflacja mniej więcej od pół roku jest jednakowa. Ten płaskowyż, który tak został obśmiany, a wszedł do powszechnego użytku. Właściwie jest równo, ceny są stałe – mówił Glapiński.

– Poszczególne rodzaje chleba, napojów, żywności, czegoś tam, co wchodzi w skład koszyka, może się zmienić. Ale średnio od pięciu miesięcy ceny lekko spadły, a od sześciu miesięcy dokładnie wzrosły o 0,1 proc. Ta informacja jest czymś, czego media nie chcą dopuścić do opinii publicznej, tej prawdy – stwierdził.

– Zeszliśmy z wysokiej inflacji. Wszyscy się z tego cieszmy. Zeszliśmy do inflacji umiarkowanej. Idziemy bardzo szybko do inflacji tzw. pełzającej. Kiedyś to już powiedziałem i rzuciło się na mnie stado rozszalałych buhajów. Polityków i zatrudnionych przez nich oszalałych ekonomistów. Że Glapiński powiedział, że inflacja 5-proc. to jest dobra inflacja. Nigdy takiego czegoś nie mówiłem. Naszym celem inflacyjnym jest 2,5 proc. Do tego dążyły z całych możliwych sił, w granicach rozsądku – powiedział.

– Przy tych 5 proc. nadal będziemy z taką samą siłą i pewnością dążyć do 2,5 proc. Jak wejdziemy w margines odchyleń, na przykład 3,5 proc., to już w ogóle będziemy w domu. To nie jest cel, jak się mówi w strzelectwie, że rozrzut ma być niewielki. Nie da się utrzymać w punkcie, to jest żywa gospodarka. Chyba że gospodarka jest martwa, nie żyje, rozwija się. Na cmentarzu jest idealna równowaga, spokój i cisza – mówił podczas konferencji prasowej.

„Mam gdzieś tę kampanię” i „dyrdymały” na konferencji prezesa NBP

– Kraj, który się rozwija szybciej, ma zawsze wyższą inflację. Dlatego we Francji, Niemczech, krajach Beneluksu, inflacja jest niższa. Ich cel inflacyjny wynosi 2 proc., a u nas 2,5 proc. To nie zostało wyliczone, to zostało wzięte z sufitu, bankierzy policzyli i tak jest. To nie jest Święty Graal, przyjęliśmy to, co ustalono w dyskusji. Ale u nas jednak wyżej – dodał.

Odniósł się też do spadku inflacji przed wyborami. – Mówiono, że grozi nam scenariusz turecki. Nie wnikam, czy (ci, którzy to mówili – przyp. red.) są tak zaczadziali ideologicznie, politycznie. Na Boga, panowie profesorowie, panie profesorki, takich idiotyzmów proszę nie mówić. Jesteśmy świadkami wielkiego sukcesu. Przepraszam bardzo, że ten sukces przyszedł teraz przed wyborami. Równie dobrze mógłby się zdarzyć miesiąc po wyborach, bo inflacja leci na łeb na szyję – przekonywał.

Wiem, że inflacja, drożyzna, miały być tematem przewodnim kampanii. Ja mam gdzieś tę kampanię – powiedział szef banku centralnego.

– To jest świństwo, to jest szkodzenie krajowi. To jest zdrada Polski – stwierdził.

– Możecie mówić, że inflacja spadła, ale istnieją liczne zagrożenia i niepewność. Mówcie to, ale nie jakieś dyrdymały, za przeproszeniem. Teraz (mówią – przyp. red.), że ta inflacja sztucznie została obniżona. Sztucznie prezes kampanii naftowej obniżył cenę paliw i dzięki temu inflacja jest obniżona. Nie mówię o paliwach, nie wtrącam się. Mam swoje zdanie. Ale co do inflacji – nie. Jak państwo myślą, jaki jest wpływ spadku cen paliw na spadek inflacji z miesiąca na miesiąc? Wiem, że jestem trochę zdenerwowany. Ale jaki jest wpływ? 0,0. Panowie profesorowie, doktorzy, politycy, opamiętajcie się, jak można tak kłamać, całą dobę, na okrągło? – mówił Glapiński.

Szef banku centralnego przekonywał, że NBP dysponuje najbardziej wiarygodnymi danymi z gospodarki.

Zatrudniamy najlepszych, głównie ludzi w średnim wieku, ale jak trzeba będzie, zatrudnimy 15-letnich geniuszy, jak się pojawią. Mamy wszystko, co najlepsze i wychodzi nam to – powiedział prezes NBP, wskazując na wykres inflacji.

– Prowadzę wykłady z ekonomii od 51 lat, tak ogłupionych młodych ludzi jeszcze nie było – stwierdził.

„Inflacja spadła. Czy wam się to podoba, czy nie”

– Inflacja spadła, czy wam się to podoba, czy nie. Przed wyborami, bardzo mi przykro, nie mieliśmy na to wpływu. Zaraz będzie 7 proc., na koniec roku będziemy między 6 a 7 proc., a w przyszłym roku będzie 5 proc., czyli będziemy szli w stronę inflacji pełzającej. Niektórzy analitycy wyliczyli, że będzie 4 proc., a to już prawie górna granica odchylenia od naszego celu – mówił.

– Wczoraj po obradach RPP były tutaj jakieś konferencje prasowe polityków, że inflacja jest niska, ale w rzeczywistości jest wysoka. Że jest ten miesiąc, ale inny, że jest dzień, ale w rzeczywistości noc. Nie wiem, co poradzić, bo nie odnoszę się do polityki i nie mam nic wspólnego z polityką – dodał.

Następuje wylew złości, że jest lepiej. Jest taka ilość osób z tytułami, które życzą Polsce źle, które są rozeźlone, że udało się w Polsce wysoką inflację przezwyciężyć – powiedział.

– Gdyby było źle, to bym powiedział, że jest źle. Nie dajcie się ogłupić, jest bardzo dobrze. Jest bardzo dobrze w tej trudnej sytuacji – podkreślił. Po czym przypomniał środową decyzję Rady Polityki Pieniężnej.

Rada Polityki Pieniężnej o stopach i inflacji

W środę, 5 października, RPP postanowiła obniżyć stopy procentowe NBP o 0,25 pkt. proc., w tym stopę referencyjną do 5,75 proc. To już druga obniżka w ostatnim czasie. Na początku września RPP nieoczekiwanie ścięła stopy aż o 0,75 pkt. do 6,0 proc. w przypadku referencyjnej.

Dalsze decyzje Rady będą zależne od napływających informacji dotyczących perspektyw inflacji i aktywności gospodarczej – stwierdziła RPP w środowym komentarzu.

Dodała, że po spadku inflacji konsumenckiej we wrześniu spodziewa się też spadku inflacji bazowej.

Od września 2022 r. RPP utrzymywała stopy proc. na poziomie najwyższym od ponad 20 lat (6,75 proc. referencyjnej). Od października 2021 r. zdecydowała o 11 podwyżkach z rzędu. Było to najszybsze tempo podwyżek stóp w historii Rady Polityki Pieniężnej.

„Czy radość jest widoczna na ulicach? Nie”

Miesiąc temu bardzo gwałtownie obniżyliśmy stopy procentowe i powiedziałem, że dalsze decyzje będziemy podejmować stosownie do sytuacji – powiedział prof. Adam Glapiński na czwartkowej konferencji prasowej.

– Nie jesteśmy wyspą, jesteśmy gospodarką otwartą. Inflacja bardzo szybko się nadal obniża, ten proces trwa. Prognozy wskazują dalszy, istotny spadek w kolejnych kwartałach. Wczorajsza decyzja o stopach nie odnosi się do sytuacji dzisiaj i teraz, ona oddziałuje na sytuację gospodarki za cztery lub pięć kwartałów. Musimy mieć projekcję gospodarki za 4-5 kwartałów i do niej dostosowujemy stopy procentowe. I dlatego są dalej wysokie, są wyższe od inflacji, która wtedy będzie – mówił prezes NBP.

– Szczegółów dyskusji nie mogę zdradzić. Tym razem bardzo różne stanowiska były prezentowane. Po pierwsze, istotne jest, że we wrześniu inflacja wyniosła już tylko 8,2 proc., a od lutego obniżyła się o ponad 10 pkt. proc. Czyli w siedem miesięcy spadła o ponad połowę, proszę pokazać drugą taką sytuację? Czy jakaś radość jest widoczna wśród ludzi na ulicach, że spychamy z siebie tę chorobę? Nie – mówił.

– To tak, jakbym przyszedł do kogoś na urodziny, albo na ślub i zepsuł całą tę atmosferę. Do Polaków nie dotarło, że poziom inflacji jest niższy – przekonywał.

„Cena jest ceną”

– Nasze projekcje są cały czas najlepsze. Nikt w Polsce ani na świecie nie ma lepszych. My jesteśmy najbliżej tego, co się później w rzeczywistości okazuje. Tak było, jest i zapewniam, że będzie w przyszłości – mówił Glapiński.

– Podejmując decyzję, braliśmy pod uwagę, że ogólny poziom cen nie tylko nie rośnie, ale nawet się obniżył. A tuż przed samą decyzją spadł o 0,4 proc. w ujęciu miesiąc do miesiąca. Też nie wiem, czy to do ludzi dotarło, czy nie. Pewnie nie. Ceny spadły, niewiele, ale szczególnie ceny żywności się obniżyły. Można dyskutować, czy to sezonowość, czy nie. Ale fakt jest faktem. Cena jest ceną – mówił.

– Tak jak na stacji, idziesz i płacisz. Nikt ci nie mówi „proszę pana, ta cena jest fałszywa, będzie pan musiał dopłacić”. Nikt nie wskazuje zresztą, że tu jest jakaś manipulacja, to nie moja sprawa – dodał prezes NBP.

– Spadek inflacji w ogóle nie wynika ze spadku cen paliw. I to jest chyba najbardziej bolesny punkt dla wszystkich ekspertów. Niech się teraz z tego wytłumaczą. Do wczoraj wszędzie było, że spadek cen paliw spowodował spadek inflacji. No nie, kłamstwo i to takie absolutne – przekonywał prof. Glapiński.

„Macie różne karty lojalnościowe w portfelach”

– Każda sieć handlowa wprowadza różne karty lojalnościowe, ogromne upusty z cen. Klienci płacą w rzeczywistości mniej. Ale Główny Urząd Statystyczny nie bierze tego pod uwagę. Ale to jest bardzo duży upust. Państwo sami robią zakupy, a nie jakiś inny podmiot z waszej rodziny, też macie różne karty w portfelu, to płacicie mniej. Podobnie z paliwami, to nie jest brane pod uwagę, to jest poniżej inflacji, poniżej tych cen – mówił.

Przypomniał też odczyty cen produkcji sprzedanej przemysłu, czyli inflację PPI.

– Presja kosztowa radykalnie spadła. W sierpniu produkcja sprzedana przemysłu była ujemna, ceny w przemyśle spadają. Nastroje są takie, że trudno będzie uzyskiwać niższe ceny – mówił Glapiński.

– Radykalnie spadły oczekiwania inflacyjne, także tych, którzy mnie słuchają. Społeczeństwo, przedsiębiorcy radykalnie obniżyli oczekiwania inflacyjne. Już nie mówią o tej Turcji, nie mówią, czego słuchają, o czym czytają. Biorą poprawkę i nie spodziewają się takiego szaleństwa. Gospodarstwa domowe nie mówią, że nie będzie inflacji, ale że będzie niższa – dodał.

„Najwięcej ostatnio dostają niezamożni”

– To że się idzie do sklepu i widzi, ile co kosztuje teraz, a ile miesiąc temu. No bo rok temu, to wiadomo, 8,2 proc. W tych warunkach trudno jest podnosić ceny, bo nie ma komu sprzedawać w tych cenach wyższych. Ożywienie będzie stopniowe, mniej dynamiczne niż przewidywaliśmy. Nie utrafiliśmy w lipcowej projekcji, gospodarka ma się trochę gorzej. Inflacja jest niższa, ale i gospodarka ma się trochę gorzej – dodał.

W tej chwili mamy o 7 proc. wyższe PKB niż przed pandemią – mówił Glapiński.

– Rozwijamy się szybciej od strefy euro, już mamy dużo więcej od średniej unijnej. Zbliżamy się do najbogatszych krajów. W latach 2016-2022, za mojej kadencji, realny PKB Polski wzrósł o 32 proc. Prawie o jedną trzecią. Sześć lat. Niesamowite. Mówimy o realnych, odejmując wzrost cen, likwidując wpływ inflacji. Zazdroszczę młodym ludziom, że żyją w takim momencie. Jesteśmy wszyscy statystycznie bogatsi, tyle tego przypada na każdego Polaka. Ale nierówno, jedni coś dostali, inni nie. Najwięcej ostatnio dostają ci niezamożni – dodał.

Glapiński o dogonieniu Zachodu i zbieraniu szparagów

– Dlatego całkowicie aktualne, realistyczne, nie roszczeniowe, są oczekiwania, że Polska osiągnie w ciągu 10 lat PKB per capita, czyli na głowę, wyższy niż we Włoszech, a nawet Wielkiej Brytanii. To są bogate kraje, Polacy jeśli jechali gdzieś, to tam. Na szczęście wracają. My w ciągu 8-10 lat będziemy od nich odrobinę bogatsi, natomiast dużo bardziej bogaci od takich krajów jak Hiszpania czy Włochy. Włochy są nieszczęsną ofiarą przyjęcia waluty euro. To mogę mówić bez wtrącania się we włoskie sprawy. Przyjęli euro, bardzo żałują, nie ma jak się z tego wycofać – twierdził.

– Włochy są bogatym krajem, ale mniej bogatym niż Francja czy Niemcy. Im to euro nie służy. Euro służy krajom Beneluksu, Austrii, ale już nie Włochom. Ponoszą ciężar tego i on głównie polega na spowolnieniu tempa wzrostu, albo nawet zahamowaniu. I to jest to, co nam grozi, gdybyśmy weszli do strefy euro. Znowu się pojawiają ekonomiści, którzy nawołują do wejścia do strefy euro. To by nie oznaczało, że Wisła wystąpi z brzegów, to by oznaczało, że nasze tempo rozwoju spadnie. Że zawsze będziemy szparagi zbierać, będziemy „ci biedniejsi”, będzie tania siła robocza. Nie chcemy tego. Chcemy w ciągu 8-10 lat doścignąć je – przekonywał Glapiński.

Kto z państwa chciałby, żeby Polska skoczyła na poziom Wielkiej Brytanii? I miała ich problemy. No może z wyjątkiem tego uchodźczego, tego nie chcemy – mówił prezes NBP.

– To są ich kolonie, często mordowali ludzi. Rewolucja przemysłowa, ich skok cywilizacyjny dokonał się dzięki koloniom. Ale my nie mieliśmy kolonii, raczej byliśmy kolonią. A te kraje miały kolonie. Nie nasze zmartwienie, ale apelujemy do tych krajów, by nam swojego obciążenia i wyrzutów sumienia za kolonializm, nie przerzucały do nas. Byśmy nie musieli tworzyć obozów, trzymać ludzi o odmiennym kolorze skóry. Oni będą chcieli tylko uciec, a my ich będziemy trzymać. My byliśmy kolonią, my byliśmy okupowani, podzieleni, pod zaborami i teraz mamy być obwiniani za kolonializm? Polacy, nie można tak, nie jesteśmy idiotami. Polska w 2032 r. będzie bogatsza od Francji dzisiaj. Niech Francja, daj Bóg, rozwinie się i będzie jeszcze bogatsza. Ale dla nas jakiś bonusik i będzie nieźle – mówił.

– Wszystkie problemy mieszkaniowe, edukacyjne, będą lepiej wyglądać. Wszystkie te kraje, we Francji nawet pracowałem, mają ogromne problemy. Ale to jest inny poziom problemów. Gdyby tak sprawnie zarządzali tym, jak my w Polsce, to by mieli mniejszy problem. Natomiast będziemy bogatsi od dzisiejszych Włoch, Hiszpanii i Portugalii. Czy to jakaś fantazja? Nie, to wynika czarno nia białym – dodał.

„Ja często jeżdżę do Sopotu”

– Wyraźnie niektórzy martwią się sukcesem gospodarczym Polski, martwią się, że doganiamy Niemcy, Hiszpanię i Włochy. I to nie są Hiszpanie czy Włosi. Stąd Polska jest atrakcyjnym miejscem do lokowania kapitału zagranicznego. Mogą państwo słyszeć, że ucieka kapitał zagraniczny z Polski, a on napływa drzwiami i oknami – przekonywał.

– Polska jest bardzo atrakcyjnym miejscem do inwestowania. Bo się szybko i stabilnie rozwija, bo nie ma nierównowag, konfliktów jakichś wielkich, bo jest stabilna władza. Jesteśmy wreszcie dobrze zarządzanym krajem i mówmy to – stwierdził.

– Dlaczego turystyka tak w Polsce wzrasta? Nie dlatego, że Bałtyk jest ciepły i są piękni ludzie, chociaż jesteśmy Polakami, to Polacy są dla nas piękni. Ale dlatego, że jest bezpiecznie. Ja często jeżdżę do Sopotu, od dziecka jeżdzę. I w Sopocie tak na oko połowa w sezonie, to są Szwedzi. Nie jakieś tam kawalerskie wieczory, jak Anglicy robią w Krakowie czy gdzieś. To rodziny ze Szwecji, z wózkami. Siedzę z nimi w restauracjach i kawiarniach. Dlaczego przyjeżdżają? Bo mówią, że jedzenie najlepsze w Europie, ale i bezpieczeństwo. Bo nawet o 22 mogą pójść na spacer po plaży i na molo po ciemku – powiedział.

„Ekonomiści kłamią”

– Prawie wszystkie kraje Europy znam dobrze, bo długo żyję. Jakiego nie znam, gdzie nie byłem? W Irlandii. Proszę mi pokazać, gdzie jest większy pluralizm? W Niemczech dziesięć stacji telewizyjnych i mówią to samo. A u nas możecie wybrać, potrzeba do tego odrobinę rozumu. Jako jedni z pierwszych na świecie mieliśmy prawa wyborcze kobiet, nigdy nie było problemu, że kobiety w miejscach pracy zajmują gorsze stanowisko. To jest skrajnie sfeminizowana instytucja, mówię o NBP. Z tego się trzeba cieszyć i to nie jest dane raz na zawsze – przekonywał.

– Wolność i demokracja to nie jest coś zdefiniowane w Wikipedii. To jest stan. A kraj wolny i demokratyczny jest wtedy, kiedy jest pluralizm. Kiedy jest wiele partii, kiedy jest wielu ekonomistów, którzy mają różne zdanie, ale nie kłamią, jak jest teraz. Po raz pierwszy mamy ekonomistów, profesorów, którzy kwestionują dane NBP, GUS, Europejskiego Banku Centralnego – mówił prezes NBP.

Najlepiej sięgać do danych, ale kto to potrafi? – pytał retorycznie.

„Zaciskaliśmy ręce na szyi biednych kredytobiorców”

– Widoczne są efekty silnego, potężnego zacieśnienia polityki pieniężnej NBP. To jest niedoceniane. My jako bank centralny, taka była nasza rola przy wysokiej inflacji, my zaciskaliśmy ręce na szyi tej biednej gospodarki, tych biednych przedsiębiorców, biednych kredytobiorców. Zaciskaliśmy im ręce na szyi, żeby zdusić inflację. Mówiłem o tym, że polityka pieniężna to jest bardzo gorzkie lekarstwo. Wmuszacie swojemu dziecku gorzkie lekarstwo i tłumaczycie: Stasiu, Gosiu, to dla twojego dobra. Ale dziecko płacze – powiedział Glapiński.

– To było rekordowe w historii Polski i Rady Polityki Pieniężnej. To jest lekceważone, banki się cieszą, bo jak stopy rosną, to więcej zarabiają. Rok trzymaliśmy 6,75 proc., to jest bardzo wysoko. Prawie całkowicie zdusiliśmy kredyt konsumpcyjny, produkcyjny, podrożyliśmy bardzo spłaty kredytu mieszkaniowego. Ubolewaliśmy nad tym. My zaczęliśmy zacieśnianie i podwyżki stóp o wiele wcześniej niż główne banki centralne. Kłamstwo powszechne było takie, że Glapiński spóźnił się z podwyżką stóp. A my podnieśliśmy je natychmiast, jak tylko była racjonalna przesłanka. Pięć miesięcy przed amerykańskim bankiem centralnym i dziewięć miesięcy, pełną ciążę, przed Europejskim Bankiem Centralnym – wyliczał prezes NBP.

Relacja kredytów do PKB pozostaje najniższa od kilkunastu lat – podkreślił.

– Teraz proszę posłuchać, co powiem. W ujęciu rocznym cały czas obniża się wartość gotówki w obiegu. Idiotyzmem jest stwierdzenie, że za dużo gotówki wylano do gospodarki i przez to wysoka jest inflacja – dodał.

– W sierpniu gotówki w obiegu było 5 mld zł mniej niż przed rokiem. Ciągle się powtarza, że NBP nadrukował pieniądza i stąd inflacja. Głównie radia słucham w samochodzie, ale jadę godzinę w jedną, godzinę w drugą, to się nasłucham. Ile NBP nadrukował inflacja? Zero przecinek zero. Mamy zakaz konstytucyjny, zakaz ustawowy, zakaz europejski. Nie my decydujemy o podaży pieniądza w gospodarce. Kto zwiększa podaż pieniądza w gospodarce? Banki komercyjne. Jak państwo biorą kredyt, bank pieniądze przelewa, to jest właśnie pieniądz, którego nie było. Za każdym razem, gdy to jest 5 zł i gdy to jest 500 mln zł. My to obsługujemy tylko – tłumaczył szef NBP.

„To nie jest cudowne działanie NBP”

– Oczywiście, zaistniało po raz pierwszy u nas luzowanie ilościowe w pandemii. Zrobiliśmy to, co banki w Zachodniej Europie robią od dawna, u nas na niewielką skalę. Jeśli banki komercyjne chciały się pozbyć obligacji, my wkraczaliśmy na rynek i w aukcjach skupowaliśmy ten nadmiar. Na niewielką skalę, jakieś sto kilkadziesiąt miliardów – dodał.

Po pandemii gospodarki wybuchły aktywnością. I te uwarunkowania były wczoraj przedmiotem dyskusji. Z tego wynika, że inflacja będzie dalej spadać w kierunku celu inflacyjnego, wzrost gospodarczy będzie przyspieszać. To bardzo dobre informacje. Na koniec tego roku między 6 a 7 proc., zgodnie z przewidywaniami – mówił.

– Wszystko się dzieje szybko. To nie jest cudowne działanie NBP, cudowne działanie rządu. To się dzieje we wszystkich krajach, ale u nas sprawnie, szybko i dobrze. Reakcja naszego banku centralnego była podręcznikowa. Adekwatna co do momentu i co do zakresu, a cały czas są kubły pomyj wylewane o błędach, które popełniliśmy. Gdybyśmy należeli do strefy euro, nic z tego nie byłoby możliwe. Czekalibyśmy na decyzje podejmowane we Frankfurcie. Taki był los krajów bałtyckich – przekonywał.

– Dzięki temu, że mamy złotego, możemy stosować tę politykę adekwatnie do potrzeb. Kto rządzi euro? No Niemcy. Gdybyśmy byli w strefie euro, czekalibyśmy dziewięć miesięcy, inflacja by szalała – stwierdził Glapiński.

– W sierpniu inflacja HICP, liczona przez Eurostat, wynosiła u nas 9,2 proc. Jak to się ma do tego, że u nas inflacja jest wyjątkowo uporczywa? Nie podaję nazwisk tych profesorów, ekspertów, polityków. Podjeżdżają mi tu pod bramę i wykrzykują jakieś idiotyzmy. Nikt nie zwraca uwagi, a ja ich nie przeganiam, bo jest wolność słowa – powiedział.

Czy jakoś radykalnie odbiegamy? Koń widzi, jak to jest. Różnica między Węgrami i Estonią jest duża, ale generalnie kraje się mieszczą. U nas nic szczególnego się nie wydarzyło, ani inflacja nie wybuchła szczególnie. Teraz szybko spada. To nie jest jakiś cud, ale jesteśmy w czołówce – dodał.

„Bezrobocie to najgorsza rzecz”

– Bezrobocie jest najgorszą rzeczą, jaka może dotknąć społeczeństwa. To najgorsza rzecz – mówił dalej. – Bezrobocie często spycha w otchłań, z której człowiek się już nie wydobywa i jego rodzina. Potem jest praca, ale nie jest w stanie się jej podjąć – mówił.

– Płace spadły, ale ten spadek nie był dramatyczny. To jest spadek taki, że były płace jak dwa lata wcześniej, gdy nie było tragedii. Wydobyliśmy się z tego i płace rosną. Niewielki, bardzo krótki okres spadku płac. To mówię przeciwko propagandzie katastrofy, która jest sączona ciągle. Pandemia i kryzys spowodowały spadek płac realnych, ale bardzo niewielki i udało się go przezwyciężyć – przekonywał.

– W Polsce realne płace nawet po spadku pozostały wyższe niż przed pandemią. A teraz w tej chwili są wyższe o około 3 proc. niż przed pandemią. Od końca 2015 r., mówię moją kadencją, przeciętne wynagrodzenie realne w Polsce wzrosło o 23 proc., prawie o jedną czwartą. Ja to widzę, bo te dane muszę oglądać codziennie. Nie dzięki mnie, ale tak jest – wyliczał prezes NBP.

– Na koniec odniosę się do kolejnego mitu, że finanse publiczne są w złym stanie. Jeden z członków RPP stworzył i upowszechnił pojęcie „podatku inflacyjnego”. Że rząd uzyskał niezwykle duże sumy z tego tytułu, a inflację rozpętuje się celowo, by zebrać podatek inflacyjny od ludzi i obniżyć ich wynagrodzenia realne. To jest w ogóle, nie ma czegoś takiego, nie ma takiego pojęcia, jest aberracyjne, nigdy nie istniało. I w oczywisty sposób jest fałszywe. Były prezes NBP się tym nawet posługiwał, ale to są psychologiczne sprawy – mówił.

Glapiński o „hydrze inflacji”

Żyjemy w kraju cywilizowanym. Nie dopuszcza się do tego, żeby poziom życia ludzi gwałtownie spadł, żeby lądowano pod mostem, żeby dzieci nie miały co jeść. Nie dopuszczamy do tego – przekonywał.

– Największym osiągnięciem kultury europejskiej, poza kulturą, są ubezpieczenia społeczne, opieka zdrowotna, edukacja. Oczywiście, to jest koszt. Dania, która najdalej w tym zaszła, ponad połowa PKB przepływa przez budżet. Zdarzają się nadużycia, głupstwa, ale nie takie jak robi Komisja Europejska – mówił.

– W Europie jest socjalizm, skoro połowa PKB przepływa przez budżet, według decyzji politycznych. Z taką formą socjalizmu jestem gotów się pogodzić. Podoba mi się, że w krajach europejskich nie ma tej biedy i nędzy na ulicach. To się dopiero pojawia teraz, w związku z masową migracją. W Polsce tego nie ma i nie dopuścimy. Tezę o podatku inflacyjnym trzeba zmiąć i wyrzucić do kosza, a zostało przyjęte. Wyjątkowo szkodliwa i antypolska teza, żeby ktoś rozkręcał inflację. No kto? Proszę przyjść i pokazać, kto, kiedy i jaką decyzją – dodał.

Wszystkie władze były skoncentrowane, aby walczyć z tą hydrą inflacji. I to się udało. Cieszcie się i świętujcie ten dzień. Dosyć już mamy problemów, a przyjdą jeszcze gorsze – przekonywał.

Przypomniał też historię polskiego złota i przetrwania Narodowego Banku Polskiego na emigracji. – Jesteśmy w instytucji z komunistycznym rodowodem. Ale już się udało to odczynić i dziś NBP służy Polsce – mówił.

– W tej chwili mamy ogromne zasoby złota i kupujemy kolejne. 180 miliardów rezerw mamy w złocie, co czyni Polskę bardziej wiarygodnym, 10 proc. rezerw. Dalej będziemy kupować i marzeniem jest 20 proc. – powiedział.

Powiedziałem państwu wszystko, co chciałem powiedziećProszę pamiętać, że 6,75 przy inflacji 8,2 mocniej dusi, w porównaniu z 18 proc.. Nadal te stopy są bardzo wysokie, realnie wysokie – skwitował trwające ponad 1,5 godz. wystąpienie.

„Nie mogliśmy gospodarki zadusić na śmierć”

Po wystąpieniu prof. Adama Glapińskiego przyszedł czas na pytania dziennikarzy. Pierwsze z nich dotyczyło cyklu obniżek stóp procentowych. – Nie mogliśmy wcześniej tego zrobić, bo była niepewność, czy inflacja będzie lecieć w dół w następnych kwartałach. Jako bank konserwatywny jesteśmy zwolennikami płynnych zmian. Wolimy serię mniejszych działań niż skokowe – stwierdził.

Nie mogliśmy gospodarki zadusić na śmierć, dlatego popuściliśmy te pęta – podkreślił.

Zaznaczył, że zgodnie z formułą przyjętą przez EBC, Narodowy Bank Polski nie będzie informować, co zamierza zrobić w przyszłości. Decyzje mają być podejmowane w oparciu o dane. – Jak pani zobaczy, że utrwala się projekcja i inflacja spada, to wniosek jest prosty. Jeśli następuje spowolnienie tego spadku, to też jest prosty – odpowiedział.

Glapiński powiedział, że na razie plan dojścia do celu inflacyjnego jest zgodny z lipcową projekcją, czyli 2,5 proc. w 2025 r. – To 2,5 to jest przejściowe. Wtedy będziemy się martwić, czy nie ma za niskiej inflacji, bo to też jest niedobre dla gospodarki. Być może zejdziemy wcześniej, ja bym chciał, chciałaby dusza do raju, ale nie powiem, że się modlę o to – stwierdził.

Kolejny raz nawiązał do poglądów ekonomistów.

– Źle interpretują nasze hasło „Dbamy o wartość polskiego pieniądza”. To nie jest, że my dbamy o kurs złotego w danym dniu. W średnim i dłuższym okresie. Dbamy, żeby gospodarka była zrównoważona i się rozwijała, zabezpieczona. Nie jesteśmy bankiem Czech czy Węgier, które tak działają, w danym dniu. Ale to są małe gospodarki – powiedział.

Został zapytany również o to, czy w ostatnim czasie NBP interweniował na rynku walutowym. – Państwo pytają i dobrze wiedzą, że nie otrzymają odpowiedzi, chyba że się zapomnę. Nie informujemy, czy interweniujemy, czy nie. Można się domyślać, a po jakimś czasie to jest w danych. Nie było nic takiego, co by zmuszało do nagłych działań, nic takiego nie nastąpiło. Niezrozumienie, przekłamanie mogło spowodować, że coś mocniej wahnęło. Śledzimy, dyskutujemy, mamy ekspertyzy, ale się publicznie nie wypowiadamy – mówił.

Prezes NBP dodał, że w NBP jest „gotowość interwencji”, ale wtedy gdy „zmiana kursu następuje zbyt szybko”, ale nie do „utrzymania określonego kursu”.

Na koniec konferencji prasowej zaapelował:

Przechodzimy do normalności. Apeluję do wszystkich ludzi, cieszmy się, że hydra inflacji się kończy. Musieliśmy tę wysoką inflację zdusić i nie ma już jej. mamy umiarkowaną inflację, kroczącą, to nawet lepiej brzmi. Upokarzamy tę inflację i ona tam sobie pełza, a my ją dobijamy – skwitował prezes NBP.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *