Przyszłoroczna wyższa płaca minimalna pogrąży niektóre spółki Skarbu Państwa oraz instytucje publiczne. Na Poczcie Polskiej przyjęcia do pracy są wstrzymane, chociaż zarząd spółki temu zaprzecza. Również konkursy do służby cywilnej w budżetówce są przeciągane w czasie i mrożone.
11 października na Poczcie Polskiej planowany jest strajk ostrzegawczy (PAP, FRIEDEMANN VOGEL)
11 października na dwie godziny staną – ostrzegawczo – urzędy pocztowe w całym kraju. Taką decyzję wspólnie podjęło siedem organizacji związkowych, które działają w spółce Poczta Polska – dowiedział się money.pl.
– Sytuacja ekonomiczna Poczty Polskiej jest fatalna. Gdyby nie ubiegłoroczna sprzedaż nieruchomości należących do Poczty, strata finansowa za ubiegły rok wyniosłaby ok. 400 mln zł, ale nieruchomości w końcu się skończą – mówi przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Piotr Moniuszko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Zaniżone ceny paliw w Polsce. "Tej władzy podoba się ręczne sterowanie gospodarką. Mamy PRL bis"
Według niego przysłowiowym gwoździem do trumny będzie dla spółki przyszłoroczna, skokowa podwyżka płacy minimalnej: od stycznia do 4242 zł brutto miesięcznie, a następnie w lipcu do 4300 zł brutto miesięcznie.
Gaszenie pożaru benzyną?
Zdaniem Piotra Moniuszki spółka będzie musiała wyrównać do nowego limitu wynagrodzenia ok. 40 tysiącom pracowników i wydać na ten cel ok. 600 mln zł. – Te podwyżki dla najmniej zarabiających będą eskalowały presję płacową ze strony osób lepiej zarabiających, więc pewnie tylko na 600 mln zł się nie skończy, a skąd brać pieniądze na to wszystko skoro zarząd nie zrobił jak dotąd nic, by spółka miała odpowiednie przychody ? – pyta związkowiec.
Ocenia, że pracownicy Poczty Polskiej należą do grupy najgorzej wynagradzanych pracowników w spółkach Skarbu Państwa.
– Jednak nie przeszkadza to zarządowi spółki podnosić wynagrodzenia kadrze menadżerskiej i wypłacać im premii i nagród za realizację zadań oraz planów na poziomie 60 proc. – zauważa.
Moniuszko informuje, że spółka próbuje ugasić pożar w ten sposób, że wstrzymuje nowe przyjęcia do pracy. Naczelnicy urzędów pocztowych w kraju nie mogą swobodnie prowadzić żadnych naborów.
Zarząd spółki wysłał do nich 15 września pismo, z którego wynika, że z powodu sytuacji finansowej spółki nie mogą oni zatrudnić nikogo bez zgody działu kadr w Warszawie.
Dostajemy sygnały z kraju, że nawet wnioski o zatrudnienie na tzw. zastępstwo, są obecnie odrzucane – informuje Moniuszko.
Zaznacza jednocześnie, że nie ma w kraju urzędu pocztowego, w którym nie byłoby wakatów. Pracownicy przechodzą na emerytury, idą na urlopy macierzyńskie oraz wychowawcze, ale również wypowiadają umowy o pracę. Rotacja w spółce jest duża. Ci, którzy pozostają muszą wykonywać pracę za kilku osób, bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia.
W odpowiedzi na nasze pytania biuro prasowe Poczty Polskiej zaprzecza, że zostały wstrzymane rekrutacje i wskazuje na oferty pracy, które są zamieszczone na ich stronie internetowej.
Kondycja finansowa spółki jest stabilna, czego koronnym dowodem jest wywiązywanie się ze wszystkich zobowiązań – zarówno względem pocztowców, jak i naszych kontrahentów. Już za kilka dni, jak co rok, naszym pracownikom zostanie wypłacona 'trzynastka’ – napisano w komunikacie.
Staną pociągi. Paraliż w urzędach?
Sytuacja w Poczcie Polskiej to tylko wierzchołek góry lodowej. Decyzja rządu dotycząca skokowej podwyżki płac dla najmniej zarabiających może zachwiać finansami wielu sektorów publicznych, spółek z udziałem Skarbu Państwa oraz spółek samorządowych.
Decyzją związków zawodowych działających w zachodniopomorskim i mazurskim Polregio 10 października staną wszystkie pociągi w tych regionach. Zacznie się tam strajk.
„Pociągi będące w drodze po godzinie 0:01 zostaną doprowadzone do stacji docelowych” – czytamy w komunikacie Federacji Związków Zawodowych Maszynistów Kolejowych z 25 września.
Wstrzymanie ruchu pociągów to wynik braku reakcji urzędów marszałkowskich na postulaty związkowców dotyczące podwyżek płac.
Przewodniczący Krajowego Sekretariatu Transportowców NSZZ „Solidarność” Henryk Grymel w rozmowie z money.pl mówi, że przyszłoroczne podwyżki płac mogą okazać się dla całej grupy PKP dużym wyzwaniem.
Z szacunku związkowców wynika, że prawie co drugi zatrudniony tam pracownik dostaje już teraz dodatek wyrównawczy do minimalnego wynagrodzenia. Jednak, jak podkreśla nasz rozmówca, w PKP nie może oszczędzać na etatach lub zamrażać przyjęć. Zarząd musi wypełniać normy BHP dotyczące zatrudnienia, bo wiąże się to z zapewnieniem bezpieczeństwa pasażerom.
– Wystąpiliśmy w środę do władz spółki o informację, ilu pracownikom w 2024 r. trzeba będzie podnieść wynagrodzenie do nowego minimalnego i ile będzie to kosztowało. Czekamy na odpowiedzi – mówi krótko maszynista i związkowiec.
Redakcja money.pl również wysłała w tej sprawie w ubiegłą środę pytania do zarządu grupy PKP. Wciąż czekamy na odpowiedź.
Z podobnym pytaniem o skalę dopłat do zarządu ZUS zwrócił się również przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników ZUS „Niezależni” Robert Braniak.
Nasz rozmówca uważa, że pracodawca ma problem z przyciągnięciem do pracy wartościowych pracowników z powodu bardzo niskich zarobków, które są im oferowane. – Wielu pracowników ZUS odchodzi na emerytury. Nie ma kim ich zastąpić. Niskie zarobki i nawał obowiązków powodują, że nowi szybko odchodzą, jest duża rotacja – ocenia Braniak.
Najtańsza siła robocza?
Na brak pieniędzy na podwyżki do nowej płacy minimalnej dla pracowników socjalnych zwraca uwagę również przewodniczący Polskiej Federacji Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej Paweł Maczyński, który na co dzień pracuje jako pracownik socjalny w Ośrodku Pomocy Społecznej w Warszawie.
– Wieloletnie zaniedbania płacowe ze strony rządu i samorządu sprawiają, że problem ten dotyczy dziś ok. 70 proc. pracowników naszego sektora – ocenia nasz rozmówca. Jego zdaniem kryzys będzie się tylko nasilał, co doprowadzi do kolejnej fali odejść z pracy.
Podwyżki płacy minimalnej dla pracowników cywilnych Policji tylko do kwoty 4242 zł brutto miesięcznie pochłoną – według Komisji Krajowej Związku Zawodowego Pracowników Policji – ok. 120 mln zł.
Jak informuje przewodnicząca tego związku zawodowego, Joanna Stec-Trzpil, na dzień pierwszego września w Policji było 800 wakatów w służbie cywilnej i 650 wśród etatów nieobjętych mnożnikowym systemem wynagradzania. – Tylko we wrześniu zwolniło się 400 pracowników, a przyjęto tylko 250 – informuje przewodnicząca.
Zdaniem naszej rozmówczyni przyjęcia nowych osób do pracy są przeciągane w czasie. Na 800 wakatów w całej służbie cywilnej ogłoszonych jest tylko 59 naborów. Efekt tych działań jest taki, że pracownicy wykonują dodatkowe zadania bez dodatkowego wynagrodzenia.
Według przewodniczącej związku ok. 24,4 tys. pracowników cywilnych Policji pracuje obecnie za minimalną krajową, wykonując pracę dwóch osób. – Jesteśmy najtańszą siłą roboczą w państwie polskim – ocenia Stec-Trzpil.
Zdaniem naszych rozmówców podnosząc skokowo płacę minimalną, rząd uderzył nie tylko w sektor prywatny, ale również w państwowe instytucje i spółki, pogrążając je w kryzysie i chaosie.
– W zdecydowanej większości jednostek sektora publicznego proponowana suma podwyżek ma charakter gaszenia pożaru, nieudolnej próby ratowania kryzysu kadrowego i kurczenia się państwa polskiego jako kluczowego, strategicznego operatora usług publicznych – uważa dyrektor ds. komunikacji w Forum Związków Zawodowych Grzegorz Sikora.
Dodaje, że może być jeszcze gorzej, bo nie ma pewności, że tempo inflacji po wyborach znów nie przyśpieszy.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl