W Dolomitach nasilają się trudności związane z nadmiernym natężeniem ruchu turystycznego. Podróżni korzystają z „lotniczych taxi”, aby dostać się na wierzchołki i wykonać fotografie, co spotyka się ze sprzeciwem Włoskiego Klubu Alpejskiego. Organizacja domaga się wprowadzenia uregulowań w transporcie lotniczym, zaznaczając, że „góry nie są parkiem rozrywki”, a obszar ten znajduje się pod opieką UNESCO.
/123RF/PICSEL
W ciągu ostatnich lat górzysty region Dolomitów zmaga się z lawinowym wzrostem liczby przyjezdnych, co stanowi istotne obciążenie dla przyrody i mieszkańców. W 2022 roku obszar Trydentu-Górnej Adygi, gdzie zlokalizowane są Dolomity, przyjął rekordowe 34 miliony gości.
Foto-sesje ze śmigłowcem w tle. Stanowczy głos Włoskiego Klubu Alpejskiego
Członkowie Włoskiego Klubu Alpejskiego zaobserwowali niepokojące zjawisko. Podróżni wykorzystują helikoptery, by dotrzeć na szczyty wyłącznie w celu wykonania pamiątkowych zdjęć – alarmują aktywiści sprzeciwiający się tej nowej praktyce. Organizacja postuluje wprowadzenie zasad regulujących lotniczy transport, podkreślając: „Te tereny to nie plac zabaw”.
Reklama
Klub przypomina również, że obszar ten jest wpisany na listę UNESCO, a stały hałas generowany przez śmigłowce negatywnie wpływa na lokalną przyrodę – donosi money.pl.
Walka z masową turystyką. Wprowadzono opłaty za popularne lokalizacje
Konflikty związane z nadmiernym ruchem turystycznym występują także na szlakach prowadzących na Secedę i w rejonie Drei Zinnen. Każdego dnia dociera tam do 4000 osób, często kierowanych chęcią zdobycia „perfekcyjnych” kadrów do mediów społecznościowych.
W reakcji na zalew turystów właściciele terenów zdecydowali się na opłatę dostępową w kwocie 5 euro za wejście na szczyt Secedy – miejsce o wyjątkowej panoramie na masyw Geisler, często wybierane przez fotografów w Południowym Tyrolu. Jak tłumaczą – ich intencją nie jest zarobek, ale redukcja liczby osób, które bez odpowiedniego doświadczenia wspinaczkowego ruszają w wysokogórskie rejony.
Choć system opłat został czasowo zablokowany przez administrację Parku Narodowego, inicjatorzy przywrócili go, określając swoje działanie jako „sygnał alarmowy” mający uwidocznić szkody w środowisku wynikające z przeludnienia szlaków – informuje global-agriculture.com.
Włoska minister ds. turystyki, Daniela Santanchè, zwraca uwagę, że trzy czwarte podróżnych koncentruje się na zaledwie 4% powierzchni Włoch. Jednocześnie zaznacza, że nie można mówić o „przeładowaniu turystycznym”, wskazując na rozdźwięk w opiniach – podczas gdy jedni skarżą się na tłumy, inni, jak przedsiębiorcy znad jeziora Garda, niepokoją się spadkiem rezerwacji w sezonie letnim.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News