Chociaż w pierwszym odruchu rzucałbym kamieniami razem z internetowym tłumem, po chwili namysłu uznałem, że jest w tym ziarno pewnej głębszej refleksji – pisze ekonomista Jan Oleszczuk-Zygmuntowski dla money.pl, odnosząc się do słów prezesa firmy Panek w jednym z odcinków programu Biznes Klasa.
Maciej Panek to założyciel i właściciel firmy carsharingowej Panek S.A. (East News, Paweł Wodzyński)
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Maciej Panek opisuje sytuację z własnej perspektywy, narzekając, że pracownicy „nie powiedzą, że jest mi źle, że chcą, żeby to i to poprawić, że nie podoba im się to i tamto.” Stawia przy tym fundamentalne pytanie: „Nie wiadomo dlaczego. Boją się czy co?”.
Pracownik w Polsce się boi
Otóż tak, pracownicy w Polsce mają powody do obaw. Większość ma oszczędności dosłownie na czarną godzinę, a dom i auto na kredyt, więc są jedną niespłaconą ratę od wpadnięcia w spiralę długów. Przy wciąż ogromnym udziale umów śmieciowych i coraz powszechniejszym wypychaniu ludzi na samozatrudnienie, problem braku stabilności cały czas jest poważny i dominuje na polskim rynku pracy. Optymalizacja podatkowa (np. poprzez wprowadzenie podatku liniowego na B2B) osładza życie prekariusza od przedłużenia do przedłużenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: "Jeden samochód zarabia kilka tysięcy miesięcznie." Maciej Panek – Biznes Klasa #4
Mamy niezliczone obserwacje problemu na linii firma-pracownik. Według badań CBOS, coraz więcej pracowników deklaruje ograniczanie swobody zrzeszania się w swoich miejscach pracy. W 2021 r. było to aż 40 proc. respondentów, najwięcej w 20-letniej historii tego badania. Zamiast podwyżek oferuje się owocowe wtorki. Bezpłatne „staże” dla wykwalifikowanych ludzi w wiodących kancelariach czy na ogólnopolskich festiwalach to dalej norma.
Nic dziwnego, że pracownicy boją się, jeśli Panek sam w rozmowie rzuca pomysłami zupełnie nieludzkimi – przykładowo, by zmniejszać wynagrodzenia pracowników, bo w toku pracy spada im motywacja. Jak w takich warunkach „wychylać się” przed szereg i ryzykować ściągnięcie na siebie gniewu pana prezesa?
Rynek pracownika to kłamstwo
Jedną z teorii ekonomicznych wyjaśniających inflację jest ujęcie jej jako „konfliktu dystrybucyjnego”, czyli sporu o to, kto narzuci komu swoje wyższe ceny, a kto będzie zmuszony płacić bez możliwości przerzucania kosztów na kogoś innego. Ten kto skutecznie przerzuci swoje koszty i zwiększy stan posiadania – np. mierzony udziałem danego czynnika produkcji w PKB – tego należy uznać za stronę silniejszą negocjacyjnie.
Jeśli ktoś wciąż wierzy w rynek pracownika, to jak może racjonalnie wytłumaczyć spadek udziału płac w PKB przy jednoczesnym wzroście udziału zysków? A taki jest skutek obecnej fali inflacji. Nie tylko okołokryzysowy spadek udziału płac w PKB w Polsce należał do najwyższych w UE. Najnowsze prognozy Komisji Europejskiej sugerują, że mimo konsekwentnego wzrostu zatrudnienia i spadku stopy bezrobocia, w latach 2023-2025 wskaźnik będzie rósł wolniej niż w większości krajów UE.
Rynek pracownika widzą ci, którzy po raz pierwszy zobaczyli, że nie mogą pozwolić sobie na dosłownie wszystko w relacji szef-pracownik. We wciąż feudalnej kulturze polskiego zarządzania, którą tak celnie krytykuje np. prof. Monika Kostera-Kociatkiewicz, taka zmiana jest postrzegana jako zagrożenie dla niepodważalnego autorytetu właścicieli i prezesów, którym do bycia prawdziwymi liderami daleko.
Czy biznes może słuchać pracownika?
Zadam jednak prowokacyjne pytanie: czy świat opisany przez Panka nie jest rzeczywiście uczciwszy i lepszy? Pracownicy przychodzą, formułują otwarcie swoje potrzeby i żądania, a szef stara się je spełnić i jest rozliczany, jeśli słabo wywiązuje się ze swojej roli menedżera. Jeśli czują, że ich możliwości rozwoju się wyczerpały, szukają nowej pracy otwarcie o tym mówiąc, jednocześnie nie zaniedbując podstawowych obowiązków.
Wiemy doskonale, jak doprowadzić do takiej wizji. Udział związków zawodowych w firmach ułatwia zgłaszanie problemów, negocjacje i nie tylko spory, ale również porozumienia zbiorowe, w konsekwencji prowadząc nie tylko do większych płac, ale i mniejszych rotacji (zainteresowanych dowodami, odsyłam do tekstu Nadii Oleszczuk-Zygmuntowskiej w darmowej książce Regeneracja). Podobnie w większości bogatych krajów Zachodu, jak Francja czy Niemcy, działają obowiązkowe rady pracownicze czy nawet reprezentacja pracowników w zarządach i radach nadzorczych.
Współzarządzanie nie jest dziś infantylnie nazywane „komunizmem”, jak sugerują niekompetentni poganiacze niewolników postawieni w roli menedżerów. Jest jedyną możliwością, aby wspomniana przez Panka motywacja nie wygasła, kiedy początkowa energia nowej osoby – często mającej w głowie innowacyjne usprawnienie procesów – zostanie zmielona przez tryby odbierania i wykonywania poleceń.
Nie można oczekiwać motywacji nie dając przestrzeni do realizacji własnego pomysłu na rozwój biznesu. Nie można oczekiwać odpowiedzialności, jeśli wychodzi się z założenia, że premię za sukces zbiera właściciel, a pracownik to tylko chwilowy kontraktor do budowy prywatnego imperium szefa. Na drodze idealnego świata Macieja Panka nie stoi nieuczciwy pracownik, ale jego własne ramy dla relacji z pracownikami.
Laboratorium współodpowiedzialności
Najbardziej oczywistym miejscem, w którym zaciera się granica między szefem a pracownikiem, jest spółdzielnia. Można powiedzieć, że spółdzielnia to biznes, w którym nie jesteś sam. Choć istnieją organy zarządcze i nadzorcze, odpowiadają one przed walnym zgromadzeniem równych członków. Członkowie pracują i decydują, kto będzie ich pracą kierował. To świat obustronnej odpowiedzialności – prezesa wobec pracowników i pracownika wobec całej spółdzielni.
Nic dziwnego, że dla pokolenia Z spółdzielnia czy kooperatywa jest bardziej zrozumiała, niż dla pokolenia, które po transformacji rzucono na dziki rynek tzw. „Januszy biznesu” i wielkich hierarchicznych korporacji zagranicznych. Paradoksalnie współdecydowanie i współodpowiedzialność to odwrotność „urawnilowki”, raczej symfonia różnorodnych głosów. Indywidualista odnajdzie się w spółdzielni, bo znajdzie w niej zarówno przestrzeń na swój głos, jak i stabilność wynikającą z oparcia się o innych.
Rozumiem potrzebę Panka, aby ludzie angażowali się, utrzymywali wysoką motywację i uczciwie komunikowali swoje potrzeby i intencje. Jednak jako praktyk spółdzielczości wiem, jak ciężko przychodzi nam wyzwolenie się do twórczego wspólnego życia i pracy, o co apelował przeszło sto lat temu polski myśliciel i spółdzielca Edward Abramowski. Podstawą do tego jest zdjęcie ramy „pana i niewolnika” przez stworzenie ludziom przestrzeni, w której mogą wyprostować kark i poczuć się równi w biznesie.
***
Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, ekonomista, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii i dyrektor zarządzający CoopTech Hub. Wykładowca, doktorant Akademii Leona Koźmińskiego