Dążenie do neutralności klimatycznej to słuszny cel, ale Europa musi zachować równowagę między troską o środowisko a tempem rozwoju gospodarczego. Obecna polityka klimatyczna UE wymaga złagodzenia – pisze Piotr Arak w opinii dla money.pl.
Szefowa KE Ursula von der Leyen i gazowiec z amerykańskim LNG (GETTY, Pier Marco Tacca, Brett Coomer, Houston Chronicle)
Opinia Piotra Araka, głównego ekonomisty VeloBanku i wykładowcy Wydziału Nauk Ekonomicznych UW, powstała w ramach projektu #RingEkonomiczny money.pl. W naukach społecznych, w tym w ekonomii, na jedno pytanie istnieje często wiele różnych odpowiedzi. O takich spornych kwestiach dyskutują zaproszeni do Ringu ekonomiści. Tematem przewodnim piątej edycji tego projektu jest polityka klimatyczna UE i jej wpływ na konkurencyjność europejskiej gospodarki. Arak polemizuje z Jackiem Tomkiewiczem, profesorem Akademii Leona Koźmińskiego oraz Michałem Hetmańskim, prezesem think-tanku Instrat. W dyskusji udział wzięli również dr hab. Dorota Niedziółka oraz dr hab. Waldemar Rogowski, profesorowie Szkoły Głównej Handlowej.
Jacek Tomkiewicz przedstawia politykę klimatyczną UE jako pragmatyczne i moralne rozwiązanie, które nie musi ograniczać konkurencyjności gospodarki. Taka ocena pomija jednak szereg istotnych problemów, przed którymi stoi europejska gospodarka w wyniku wdrażania ambitnych celów środowiskowych. Część reform planowanych w poprzedniej kadencji Komisji Europejskiej uznawana jest za zbyt ekstremalne, bo grożą deindustrializacją kontynentu europejskiego. Z prof. Tomkiewiczem zgadzamy się pewnie bardziej niż się wydaje, ale moim zdaniem szala za bardzo przechyliła się na niekorzyść rozwoju UE, by uznawać, że obrany kierunek jest zadowalający.
Klimatyczni fundamentaliści, tacy jak Frans Timmermans, nie są już także w orbicie procesu decyzyjnego, bo większość stolic europejskich chce korekty Zielonego Ładu. Chcą tego także główne partie polityczne Europy i z takimi hasłami szły do wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Wzrost kosztów energii ma poważne konsekwencje
Raporty, takie jak opracowanie Mario Draghiego i jego zespołu, wskazują, że jednym z głównych czynników osłabienia konkurencyjności gospodarki europejskiej są rosnące koszty energii. Wynika to z regulacji, w tym ETS, czyli systemu handlu emisjami CO2.
Oddajmy głos Draghiemu, byłemu prezesowi Europejskiego Banku Centralnego: „Jeśli Europa nie stanie się bardziej produktywna, będziemy zmuszeni dokonać wyboru. Nie będziemy w stanie być jednocześnie liderem w nowych technologiach, wzorem odpowiedzialności klimatycznej oraz niezależnym graczem na arenie światowej. Nie będziemy w stanie finansować naszego modelu społecznego. Będziemy musieli ograniczyć niektóre, jeśli nie wszystkie, z naszych ambicji”.
Chociaż sektory usługowe i technologiczne odnotowują sukcesy, obciążenia te znacząco wpływają na tradycyjne gałęzie przemysłu, takie jak hutnictwo, przemysł chemiczny czy produkcja cementu. Sektory te stanowią wciąż istotną część europejskiej gospodarki, a ich nadmierne obciążenie może prowadzić do przenoszenia produkcji poza granice UE.
Stwierdzenie, że „reszta świata powinna się dostosowywać”, pomija realia globalnej gospodarki. Chiny i USA podejmują działania zmierzające do ograniczenia emisji, jednak ich podejście jest znacznie mniej restrykcyjne niż w UE. Koszty produkcji w tych krajach pozostają niższe, co daje im przewagę konkurencyjną.
Choć graniczny podatek węglowy (CBAM) może łagodzić skutki tej nierównowagi, jego efektywność budzi wątpliwości i spotyka się z zarzutami protekcjonizmu ze strony Indii, USA i Chin. Nie wiemy, w jakiej formule finalnie wejdzie w życie, bo jesteśmy na etapie jego pilotażu, a Donald Trump może pokrzyżować szyki UE przy jego wprowadzaniu.
Nadmiar regulacji zabija dynamizm firm
Wzrost cen energii wpływa nie tylko na koszty produkcji, ale również na ceny towarów i usług, co zmniejsza zdolność europejskich firm do konkurowania z przedsiębiorstwami spoza UE. Nadmiar regulacji i ambitne cele dotyczące redukcji emisji CO2 wymagają dużych nakładów inwestycyjnych, zwłaszcza w sektorach energetycznym i przemysłowym. Transformacja polskiej energetyki, bez względu na to, czy będzie realizowana szybko, czy powoli, pochłonie ponad 1,5 bln zł do 2040 r. Wariant węglowy jest droższy, ale klimatyczna terapia szokowa dla Polski może być bardzo kosztowna w krótkim terminie. Tego obawiają się wszyscy, którzy mówili, że przyjęte sposoby realizacji celów redukcji emisji są nierealistyczne.
Nagłe i intensywne zmiany w kierunku dekarbonizacji mogą prowadzić do trudności gospodarczych w krótkim okresie, takich jak spadek rentowności przedsiębiorstw, wzrost bezrobocia w regionach zależnych od przemysłu węglowego oraz wzrost cen energii i usług.
USA wykorzystuje gaz łupkowy, a Chiny nadal intensywnie korzystają z nieodnawialnych źródeł energii, jednocześnie eksportując do Europy technologie i produkty niezbędne do dekarbonizacji. Taka sytuacja tworzy strategiczną zależność UE od krajów spoza wspólnoty, co dodatkowo osłabia konkurencyjność europejskiej gospodarki, zwłaszcza w zakresie surowców krytycznych oraz mikroprocesorów, gdzie 75–90 proc. światowej produkcji jest w Azji. W obecnym niestabilnym środowisku geopolitycznym to nie jest dobra proporcja.
Europa bez węgla i stali?
Chociaż UE przoduje w produkcji wysokomarżowych produktów oraz usług, nie można ignorować znaczenia tradycyjnych sektorów przemysłowych. Wyliczenia Komisji Europejskiej pokazują, że realizacja pakietu „Fit for 55” doprowadzi do wolniejszej ścieżki wzrostu gospodarczego wspólnoty w porównaniu do scenariusza braku realizacji tych celów, głównie za sprawą ograniczenia konsumpcji. Aby utrzymać ścieżkę wzrostu przy jednoczesnej redukcji emisji, konieczne są ogromne inwestycje zmieniające strukturę wytwarzania PKB.
Argument, że europejscy konsumenci zmuszą producentów z innych regionów do dostosowania się do unijnych norm środowiskowych, jest tylko częściowo przekonujący. Na rynkach globalnych decyzje zakupowe nadal są często dyktowane ceną, a nie względami ekologicznymi. Dlatego same mechanizmy rynkowe mogą okazać się niewystarczające do wpłynięcia na globalne standardy produkcji.
Polityka klimatyczna UE powinna utrzymać kierunek, ale musi uwzględniać globalne realia gospodarcze i być wdrażana z rozwagą. Wymaga to nie tylko determinacji w osiąganiu celów klimatycznych, ale także elastyczności i dostosowywania polityk gospodarczych, aby utrzymać konkurencyjność Europy na arenie międzynarodowej. To jest chyba fundamentalna różnica w podejściach
Równowaga między środowiskiem a gospodarką to klucz do przyszłości Europy jako lidera innowacji i zrównoważonego rozwoju. Na razie wydaje się, że ten klucz posiadły Stany Zjednoczone, bo mają wyższe wskaźniki wzrostu gospodarczego i lepsze perspektywy na jego utrzymanie. Może w tym obszarze też powinniśmy czasem zerkać na Waszyngton, a nie tylko na Brukselę?
Autorem tekstu jest dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, wykładowca Wydziału Nauk Ekonomicznych UW