Letnia podróż nad morze, talerz smażonego dorsza i… nieprzyjemny zwrot akcji. Coraz częściej wczasowicze serwują tańszą alternatywę, czarniaka, zamiast popularnego dorsza. Jak go rozpoznać i dlaczego tak ważne jest skrupulatne czytanie menu i etykiet produktów? Oto, co odkryli twórcy internetowi.
/ Mariusz Grzelak/REPORTER / Reporter
Sklepy z rybą i frytkami wzdłuż alejek nadbałtyckich i supermarketów kryją kulinarne pułapki, z których większość konsumentów nie zdaje sobie sprawy . Najnowsze odkrycia Tomasza Strzelczyka, twórcy kanału „Oddasz Fartucha” i strony „Pomysłodawca” na Facebooku, ujawniają, że czarniak jest często sprzedawany pod przykrywką „dorsza”. Choć mogą wyglądać podobnie, ich smak, konsystencja i cena rynkowa znacznie różnią się od autentycznego dorsza. Strona internetowa dlahandlu.pl zwróciła uwagę na ten problem, ilustrując skalę problemu i potencjalne ryzyko nadużyć ze strony konsumentów.
Nieprzyjemny smak ryb na wakacjach; turyści płacą więcej za gorszą jakość ryb
Wakacje nad Bałtykiem już dawno przestały być opcją wypoczynku dla osób z ograniczonym budżetem. Ceny nad Bałtykiem opróżniają portfele , i dotyczy to nie tylko noclegów, które bywają droższe niż w Dubaju . Okazuje się, że turyści padają ofiarą oszustwa w postaci menu. Tomasz Strzelczyk, znany szef kuchni i influencer kulinarny, postanowił zbadać, czym tak naprawdę jest „dorsz” podawany w nadmorskich lokalach. Podczas wizyty w restauracji w Mielnie zamówił rybę znaną turystom, ale – jak zdradził w swoim filmie – otrzymał coś zupełnie innego .
„ Kiedy zamawiasz dorsza, to rzeczywiście powinien to być dorsz . Niestety, wiele lokali serwujących smażoną rybę z frytkami oszukuje turystów , serwując czarniaka . Powszechnie nazywa się go czarnym dorszem, odrębnym gatunkiem. Powinno to być wyraźnie zaznaczone w menu” – stwierdza Strzelczyk.
Reklama
Choć należy do rodziny dorszowatych, czarniak ma zupełnie inną konsystencję . Łatwo się łuszczy, jest mniej delikatny i charakteryzuje się wyraźną ciemną linią biegnącą wzdłuż środka fileta . Mięso tej ryby może być również bardziej gumowate i mieć wyraźnie rybi posmak, co może zaskoczyć wielu – zwłaszcza gdy płaci się 140-160 złotych za kilogram.
Pomimo zgłoszenia incydentu personelowi restauracji, Strzelczyk nie otrzymał przeprosin ani wyjaśnień . „Myślę, że nagłośnienie tej sytuacji będzie dla tej restauracji wystarczająco bolesne” – zauważył w wywiadzie dla o2.pl, zaznaczając, że podobne incydenty mogą dotyczyć nawet 80 procent nadmorskich smażalni.
„Czarny dorsz” w sklepie dyskontowym – czyli gdy konsument nie wie, co kupuje
Restauracje nad Bałtykiem nie są jedynymi, które borykają się z problemami związanymi z nazwami ryb. Jak podkreśla strona „Pomysłowca” na Facebooku, znana sieć Biedronka sprzedaje czarniaka również pod nazwą „czarny dorsz ”. Chociaż na tylnej etykiecie widnieje łacińska nazwa „Pollachius virens”, określenie „czarny dorsz” może wprowadzać konsumentów w błąd.
„Ludzie myślą, że »czarny dorsz« to po prostu tańszy dorsz, podczas gdy w rzeczywistości to zupełnie inna ryba – »Pollachius virens«, czarniak . Nie ma on nic wspólnego z dorszem atlantyckim »Gadus morhua«, którego mięso jest białe, jędrne i delikatne” – czytamy w poście. Różnice są jednak znaczące. Czarniak zazwyczaj ma szarozielonkawe mięso , mocniejszy smak, a jego konsystencja sprawia, że lepiej nadaje się do zup i gulaszy niż do smażenia na patelni lub w głębokim tłuszczu.
Zwiększać
Legalne, ale nie do końca uczciwe
Co ważne, sprzedaż czarniaka nie jest nielegalna . Problem pojawia się, gdy ryba nie jest odpowiednio oznakowana lub – co gorsza – błędnie przedstawiana jako coś innego . Zgodnie z przepisami