Wielomilionowe szkody, 5 tys. osób dotkniętych problemem i osiem zarzutów dotyczących defraudacji oraz zawłaszczenia majątku (inwestorzy oskarżają go również o stworzenie schematu piramidy finansowej) – taki rezultat notuje ostatnie przedsięwzięcie Janusza Palikota. Jednakże on sam zapewnia, że powróci do świata dużego biznesu w najnowszym wywiadzie dla "Forbesa".

Po opuszczeniu aresztu Janusz Palikot osiadł u przyjaciela w Łodzi. – Jestem bez środków, przemieszczam się transportem miejskim lub zawożą mnie bliscy. W tej chwili mam przy sobie 2 zł – relacjonuje dziennikarzom "Forbesa". – Wszystko, co zarobię ponad 3 tys. zł, trafia do komorników. Nie używam karty. Otrzymuję kilka tysięcy miesięcznie od rodziny i przyjaciół […] Lecz nie użalam się. Ogólnie jestem kontent ze swojego życia – dodaje.
W przeszłości Palikot figurował w gronie 100 najbogatszych Polaków, był posłem na Sejm, utworzył partię Ruch Palikota, a to wszystko w otoczeniu działalności związanych m.in. z sektorem alkoholowym. Po epizodzie z polityką, ten człowiek biznesu założył Manufakturę Piwa, Wódki i Wina, a później nabył browar Tenczynek. Na rozwój swego "imperium" kapitał pozyskiwał od inwestorów, wykorzystując znane relacje m.in. z Kubą Wojewódzkim. Następnym zamysłem był tzw. "bunt finansowy", który polegał na zapożyczeniach od 1 tys. do 200 tys. zł na wysoki procent w zamian m.in. za profity w postaci alkoholu. Jedna z takich transz opiewała na pożyczki z oprocentowaniem sięgającym 20 proc. Jak przypuszczają inwestorzy, z kolejnych pożyczek regulowano poprzednie.
Przeczytaj także
Syndyk Palikota ujawnia: Gdy weszliśmy do spółki, konta były czyściutkie. Na alkoholu w Polsce da się stracić
Manufaktura obecnie znajduje się pod zarządem syndyka masy upadłościowej, który oszacował wartość browaru na 30 mln zł. Jak twierdzi Janusz Palikot, kiedy funkcjonował, wszystko wyceniano na ok. 70 mln zł. "Całość przedsiębiorstwa była szacowana na 300 mln, z czego moje udziały były warte 180 mln. To w pełni zabezpieczało wszelkie pretensje – podkreśla były polityk. Ale konieczne było wejście na giełdę. – Tak, ale to uniemożliwili ludzie Morawieckiego w KNF i UOKiK – ucina w "Forbesie" Palikot.
Przed zatrzymaniem było źle, ale tliła się nadzieja. Do ostatniego dnia żywiłem przeświadczenie, że albo wkroczymy na giełdę i zyskamy znacznie lepszą zdolność zdobywania funduszy, albo znajdziemy dużego udziałowca. Prowadziłem rozmowy z siedmioma potencjalnymi inwestorami, z których każdy deklarował, że wyłoży 50–70 mln zł – zwierza się.
Ich jednak miało odstraszyć CBA.
Jak podkreśla, źle znosi żal ludzi, którzy zainwestowali w jego działalność. – Jeżeli kiedykolwiek dorobię się jakiegokolwiek znacznego majątku, większego niż niezbędny do życia, to będę spłacał te długi, nawet jeśli nie są moje – dodaje.
Ma również nowy koncept na biznes, choć nie chciał na tym etapie ujawnić szczegółów, poza tym, że to sektor niealkoholowy, a media społecznościowe i usługi. Jednym z wymogów jest jednak powrót do Warszawy, by być bliżej możliwości.
opr. aw



