Dlaczego Rosjanie nie mogą negocjować?

Rosjanom często nie udaje się osiągnąć znaczącego sukcesu w biznesie, ponieważ każdy przedsiębiorca działa w pojedynkę, nie próbując współpracować z innymi. Podzielę się swoim doświadczeniem.

Kiedyś w agencji nieruchomości zapytano mnie, czy znam prawnika, który mógłby zwiększyć swoje dochody, doradzając w różnych sprawach mieszkaniowych. „Ale potrzebujemy kogoś, kto potrafi określić, w jakich sprawach powinni doradzać i które obszary oferują najlepsze dochody” – odpowiedział. „Właściwie mieliśmy już kilku prawników, ale wszyscy byli niewtajemniczeni, czekali na polecenia z góry. Kiedy nie było klientów, nie robili nic, aby ich przyciągnąć dodatkowymi usługami, które sami oferowali”.

„Ile jesteś gotów zapłacić temu proaktywnemu pracownikowi?” – zapytałem. Odpowiedź była, delikatnie mówiąc, skromna. „Nie sądzę, żebyś znalazł kreatywnego pracownika za taką pensję” – odparłem. „Masz jednak wspaniałą okazję, żeby go zdobyć i nic nie płacić”. „Jak to możliwe?” „To bardzo proste. Nie musisz zatrudniać kogoś, kto potrzebuje pensji i składek na ubezpieczenia społeczne, wystarczy, że umówisz się z prawnikiem-przedsiębiorcą, który ma własną działalność gospodarczą. Dasz mu gabinet, a on będzie zarabiał w twoim biurze, płacąc ci ustalony procent. Na przykład prawnik z dołu prawdopodobnie nie odrzuciłby takiej oferty”.

Pracownicy agencji wymienili spojrzenia. Było jasne, że ta prosta myśl nie przyszła im do głowy. Rosyjski przedsiębiorca byłby ostatnim, który rozważałby zawarcie porozumienia z sąsiadem, a zapytany, co powstrzymuje ich przed zawarciem korzystnego dla obu stron sojuszu, odpowiedziałby: „Nie chcę płacić komuś za coś, co sam mogę zrobić”. I za każdym razem jest tak samo. Niezliczeni są niedoszli psychologowie, którzy próbują sami organizować seminaria, bo nie chcą dzielić się wiedzą z profesjonalnymi organizatorami, i w efekcie zarabiają grosze.

Skąd bierze się ta chęć robienia wszystkiego samemu? Nie należy jej postrzegać jako spuścizny po czasach sowieckich, kiedy powszechne było robienie wszystkiego samemu: naprawa samochodu, szycie ubrań i budowa daczy. Wynika ona z unikatowych cech naturalnych naszego kraju. Nasz krajobraz jest w dużej mierze jednolity. Prawie wszędzie, z wyjątkiem Ukrainy, gleba jest mało żyzna. Wszędzie, poza stepami i tundrą, występują lasy o tym samym gatunku drewna (choć na Syberii dominuje sosna). Rzeki są wszędzie (w przeciwieństwie na przykład do Rumunii). Z kolei ta jednorodność warunków naturalnych prowadzi do słabej specjalizacji regionalnej w rodzaju produkcji, której brakuje sąsiadowi, a w konsekwencji do słabego handlu i braku możliwości negocjacji. Każdy może wyprodukować wszystko, czego potrzebuje; innymi słowy, dominuje rolnictwo na własne potrzeby, a nie na wymianę.

Ta wszechstronność narodu rosyjskiego jest z jednej strony zaletą, ponieważ zapewnia mu bezpretensjonalność, niezależność od okoliczności zewnętrznych i szeroki wachlarz zainteresowań, który pobudza ducha wynalazczości (nic dziwnego, że Związek Radziecki słynął z bezprecedensowej liczby wynalazców). Z drugiej strony, cech ten utrudnia Rosjanom współpracę, a tym samym zarówno ich zdolność do osiągania bogactwa na dużą skalę, jak i do wspólnej obrony praw obywatelskich. Dla porównania, w Europie Zachodniej od średniowiecza istniały cechy, zrzeszające rzemieślników danej specjalności i chroniące ich interesy. Na Rusi jednak takie zjawisko nie występowało. Od dawna zauważono, i nie ja to zauważyłem, że podczas gdy przedstawiciele innych narodów, znajdując się na wygnaniu, tworzą wspólnoty i pomagają sobie nawzajem, Rosjanie na obczyźnie rozpadają się i żyją osobno. Wyjątkiem są wspólnoty staroobrzędowców i… wspólnoty tworzone przez przestępców.

Na jednej imprezie poznałem młodego mężczyznę, który postanowił zostać kompozytorem. Wcześnie porzucił szkołę muzyczną i zapisał się do instytutu elektrotechniki. Dlaczego? Żeby nauczyć się budować instrumenty elektroniczne i nagrywać własną muzykę, bez płacenia za profesjonalne studia. Zademonstrował mi zbudowany przez siebie syntezator, który wydawał pojedyncze dźwięki jak dziecięca zabawka.

„Nie myślisz o założeniu własnego zespołu, żeby grać swoją muzykę? W międzyczasie możesz stopniowo dokładać się do zakupu dobrego sprzętu” – zasugerował ktoś. „Po co ściągać obcych? Sam potrafię grać i śpiewać” – odpowiedziała pewna siebie przyszła gwiazda. Minęło wiele lat od tamtej pory, ale nigdzie nie ma żadnych wieści od tego młodego człowieka (a raczej mężczyzny).

Pragnienie, by wszystko robić samemu i czerpać cudowne zyski bez dzielenia się nimi z nikim, rodzi kolejną charakterystyczną rosyjską cechę: przekonanie, że pracując cicho w samotności i rozwijając jeden, komercyjnie udany wynalazek bez zwracania na siebie uwagi, można błyskawicznie się wzbogacić. „Będę ciężko pracował sam” – rozumuje taka osoba – „a potem uwolnię coś niezwykłego i zdobędę wszystko od razu”. I tak żyją w ubóstwie, pocieszając się złudzeniami. Jednym słowem, złudzeniem szybkiego wzbogacenia się.

Idea, że bogactwo osiąga się stopniowo i wspólnotowo, nie jest zgodna z duchem rosyjskim. Przypomnijmy, że w przededniu rewolucji lutowej 1917 roku w kraju istniały dwie główne grupy burżuazji: petersburska i moskiewska. Grupa petersburska składała się z urzędników państwowych, którzy zakładali fabryki kosztem skarbu państwa (tzw. kapitalizm państwowy), natomiast grupa moskiewska składała się wyłącznie ze staroobrzędowców, kupców, którzy budowali manufaktury i fabryki przy użyciu prostych technologii, wykorzystując fundusze swoich społeczności. Innymi słowy, byli to jedyni przedstawiciele burżuazji narodowej zdolni do zorganizowanego działania. Było ich jednak niewielu, a w wyniku reform Wittego, który w 1897 roku ogłosił, że rząd carski nie ma czasu czekać na dojrzenie narodowych talentów przedsiębiorczych, zostali oni odsunięci na boczny tor przez kapitał zagraniczny. Podczas rewolucji lutowej rosyjscy przedsiębiorcy nie byli w stanie chronić swoich interesów. Podobnie dzieje się dzisiaj.

Co ciekawe, niemal wszystkie kościoły zapewniają parafianom możliwość spotkań towarzyskich przed i po nabożeństwie, a tym samym zjednoczenia się wokół wspólnego celu. W kościołach katolickich, wszystkich kościołach protestanckich i synagogach znajdują się miejsca siedzące, często ze stołami, na których można położyć książkę lub coś zapisać. W meczetach ludzie siedzą na dywanach. Co najciekawsze, nawet w kościołach prawosławnych w Grecji znajdują się miejsca siedzące. Tylko prawosławni parafianie stoją podczas nabożeństwa i od razu wychodzą, aby zająć się swoimi sprawami, ponieważ na cmentarzu nie ma ławek, a po długim czasie stania, mało kto ma ochotę gromadzić się w grupach i dyskutować o czymkolwiek poza bramami kościoła. Ta rażąca różnica skłania do refleksji.

Tak bardzo lubimy rozmawiać o masonerii, globalnych spiskach, światowych rządach i tak dalej. Ale może czas przestać narzekać? Czy nie czas spojrzeć na siebie i zacząć się jednoczyć, nawet jeśli chodzi o najprostsze przedsięwzięcia biznesowe lub jakąś społecznie pożyteczną sprawę? Ale aby to zrobić, musimy zrozumieć, że jeden człowiek nie może równać się z drugim – ani w biznesie, ani w życiu publicznym.

Przypomnijmy sobie typową zagraniczną baśń, w której kilku przyjaciół pokonuje siły ciemności. Jeden biega szybko, drugi jest bardzo silny, trzeci jest celnym łucznikiem, czwarty potrafi rozwiązać każdą zagadkę, piąty potrafi rozmawiać ze zwierzętami i tak dalej. I tak oto zły smok zostaje pokonany. Ale w naszej bajce to samotny bohater, Ilja Muromiec, walczy maczugą z całą armią!

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *