Turyści witani na lotnisku we Frankfurcie po powrocie z Izraela
Alicja Podskoczy
W wyniku sobotniego ataku terrorystów Hamasu na Izrael wielu komercyjnych przewoźników zawiesiło połączenia z Tel Awiwem. Jako pierwsi zdecydowali się na ten ruch LOT i Wizz Air, a zaraz za nimi podążyły inne linie lotnicze. Tymczasem w Izraelu utknęło mnóstwo nieszczęsnych turystów. W celu ich ewakuacji, kolejne państwa uruchomiają loty czarterowe, w tym Niemcy, Francja, Włochy czy Hiszpania. Polskich turystów odebrały wojskowe samoloty z medykami na pokładzie.
Brytyjski rząd długo jednak zwlekał z podobną decyzją, twierdząc, że nie ma potrzeby organizować lotów ewakuacyjnych, gdy wciąż realizowane się loty komercyjne, i ewakuował tylko brytyjskich dyplomatów i ich rodziny. W czwartek zmienił zdanie i ogłosił, że po obywateli Wielkiej Brytanii przebywających w Izraelu polecą dodatkowe samoloty. Jednak loty te – choć organizowane przez brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych – są komercyjne i trzeba za nie słono zapłacić.
Jak donosi BBC, cena biletu powrotnego z Tel Awiwu kosztuje 300 funtów, czyli ok. 1500 zł, a kolejne loty wciąż są odwoływane. Dochodzi do sytuacji, w których turyści wydają tysiące na bilety, a przewoźnicy nie informują ich przy zakupie, że jest duże ryzyko, iż lot się nie odbędzie. Niektórzy kupili już po cztery czy pięć biletów na loty, które zostały odwołane.
Jako przykład BBC opisało historię Lisy Tsang i jej kuzynki Deborah, które przybyły w sobotę do Tel Awiwu na zorganizowaną wycieczkę i tuż po wylądowaniu usłyszały wyce syren. Mąż Lisy próbował zorganizować dla nich przelot powrotny i wydał na bilety lotnicze w sumie około 5000 funtów, z czego 1500 funtów kosztował lot, którym kobiety ostatecznie wróciły do domu. Lisa opisała sytuację jako „horrendalną”, podkreślając, że pieniądze za odwołane loty zostaną im zwrócone dopiero za dwa bądź trzy tygodnie, a nie wszystkich turystów stać na to, by wykupywać w nieskończoność kolejne loty i liczyć na to, że któryś w końcu się odbędzie.