Danuta Walewska
Sam koniec ostatniego tygodnia przyniósł kolejne zmiany w otoczeniu przewoźnika. Zaczęło się od powołania nowej rady nadzorczej LOT. „29 listopada 2024 r. akcjonariusze PLL LOT SA, jako Walne Zgromadzenie, zdecydowali o uzupełnieniu składu Rady Nadzorczej spółki i wyborze jej przewodniczącego. Do Rady Nadzorczej PLL LOT powołano Agnieszkę Trzaskalską oraz Annę Wilgę-Szczepanik z Departamentu Nadzoru Właścicielskiego Ministerstwa Infrastruktury” – czytamy na stronie MI. Według resortu obie powołane osoby są specjalistkami w obszarze prawa handlowego, z wieloletnim doświadczeniem w organach spółek z portfela Skarbu Państwa. Agnieszka Trzaskalska została przewodniczącą rady nadzorczej PLL LOT SA. Oprócz nich w radzie nadzorczej LOT są Artur Lebiedziński (właśnie odwołany ze stanowiska prezesa Polskiej Grupy Lotniczej) oraz Patrycja Zawadzka i Tomasz Ludwicki.
Wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński wiedział, ale nie popierał
Stanowisko stracił także odpowiadający za LOT w Ministerstwie Aktywów Państwowych wiceminister Jacek Bartmiński. Jak napisał na platformie X, jego odwołanie jest spowodowane dokonaną przez premiera oceną działania rady nadzorczej jednej z nadzorowanych spółek. Chodzi oczywiście o LOT. „Zgodnie z polskim prawem formalny wpływ właściciela na radę nadzorczą spółki ogranicza się do powoływania jej członków, dlatego w przypadku LOT, wobec zmiany nadzorującego ministra, wyraziłem wobec rady nadzorczej oczekiwanie powstrzymania się w tym przejściowym okresie od podejmowania ważnych decyzji, w tym decyzji kadrowych” – zapewnił. I dalej :„Zostałem jednak poinformowany, że decyzja niezależnego organu spółki została podjęta w oparciu o analizę informacji uzyskanych przez Komitet Audytu i złożony w sierpniu br. do MAP raport. Znając treść tego raportu, rozumiem uzasadnienie decyzji rady i nie uważam jej za bulwersującą. Uważam jednak, że została ona podjęta w niewłaściwym czasie, co mogło spowodować wrażenie napięć w koalicji rządowej” – oświadczył Bartmiński.
Jacek Bartmiński zapewnił również, że odwołanie w ostatni wtorek przez radę nadzorczą spółki prezesa PLL LOT Michała Fijoła nie było „zemstą polityczną”, a on sam nie miał żadnych zarzutów do szefa LOT. Chociaż – jak zaznaczył – dobre wyniki finansowe przewoźnika to przede wszystkim zasługa sytuacji na rynku przewozów lotniczych, a stosunki Michała Fijoła z radą nadzorczą, delikatnie mówiąc, nie były najlepsze.
Dlaczego trwało to tak długo?
Wszystko wskazuje więc na to, że trwająca prawie tydzień tragifarsa personalna w LOT i jego otoczeniu ma się ku końcowi.
– Działamy w sposób zdecydowany i szybki, żeby w jak najkrótszym czasie przywrócić pełne możliwości zarządcze w LOT. Nie można jednak zapominać o trybach określonych przez przepisy prawne i regulaminach. Stąd też naszym priorytetem jest, aby podejmowane decyzje nie budziły jakiejkolwiek wątpliwości prawnej – powiedział „Rzeczpospolitej” nieoficjalnie przedstawiciel Ministerstwa Infrastruktury.
Po co to wszystko było? Zwłaszcza w czasie, kiedy LOT szykował się do podejmowania ważnych decyzji dotyczących bliższej i dalszej przyszłości? Czy warto było wywoływać awanturę, która wprawiła w osłupienie rynek?
– Zarówno LOT, jak i prezes nie muszą ratować swojej reputacji, nie popełnili bowiem żadnych błędów ani nie dokonali żadnych działań, które czyniłyby z nich niewiarygodnych partnerów. Państwo szybko pokazało swoją sprawczość i jako właściciel LOT udowodniło, że ma wpływ na spółkę, przywracając w niej porządek. Prezesa takie działania wzmocniły, podobnie jak udzielenie mu poparcia przez załogę. Ścisłe powiązanie rozwoju LOT z planem realizacji CPK daje międzynarodowo dodatkowy atut w kontekście rozmów, choćby o poszerzeniu floty, dzięki której przewoźnik zbuduje masę niezbędną do zajęcia głównej pozycji na nowym lotnisku – uważa Adrian Furgalski, prezes ZDG TOR.
Czy LOT potrzebuje teraz nadzwyczajnych działań?
– Z pewnością trzeba uspokoić zaniepokojoną załogę, ale myślę, że nie będzie to większym problemem. Nie ma jednak potrzeby odpalania jakichś fajerwerków, bo LOT sumiennie wdrażał przyjętą w 2023 roku strategię. Przede wszystkim chodzi o nadrobienie straconego czasu w projektach rozwojowych firmy, o których komunikował prezes, a które z niewiadomych powodów były blokowane – dodaje Adrian Furgalski.
Trochę innego zdania jest Dominik Sipiński, redaktor naczelny ch-aviation, analitycznej firmy z rynku lotniczego. – Zamieszanie dotyczące składu zarządu i rady nadzorczej LOT i PGL jest zarówno problemem formalnym – bo dopóki sytuacja się nie wyklaruje, wszelkie poważne negocjacje, nie mówiąc o decyzjach, są wstrzymane – jak i wizerunkowym. Ten drugi aspekt jest pewnie ważniejszy w długiej perspektywie – ocenia. Jego zdaniem jednak producenci samolotów, firmy leasingowe, kredytodawcy i inni kontrahenci mają doświadczenie w rozmowach z państwowymi liniami na całym świecie i ingerencja polityków w ład korporacyjny spółki nie jest dla nich zaskoczeniem. Nie znaczy to, że nie zwracają na to uwagi. – Im więcej chaosu w interakcji między państwem a spółką, tym większe ryzyko dla kontrahentów, które może przełożyć się np. na nieco droższe kredyty czy leasingi. A przy wielomiliardowych kontraktach nawet niewielki wzrost oprocentowania to poważny koszt. LOT od kilkunastu lat zdobył zaufanie rynku, między innymi dzięki stabilności personalnej i strategicznej, a przy obecnym niedoborze samolotów i bardzo trudnym rynku leasingowym, to bardzo duża korzyść dla spółki – uważa Dominik Sipiński.