Roboty kroczące do zwalczania czołgów to najnowsza broń testowana przez amerykańskich marines
Michał Duszczyk
Wojna za naszą wschodnią granicą, konflikt w Izraelu i ogólnoświatowe napięcie, które może skutkować eskalacją kolejnych napięć, sprawiają, że ruszył swoisty innowacyjny wyścig zbrojeń. Militarne technologie znalazły się w centrum zainteresowania, a wszystkie armie zaczynają szukać przewag w nowatorskich rozwiązaniach. Pewnego rodzaju polem testowym stała się Ukraina. Do walki z rosyjskim najeźdźcą wypuszczane są coraz bardziej pomysłowe maszyny. I właśnie kolejna z takich zabójczych nowinek zawitała na froncie.
Brave1 – laboratorium zabójczych „zabawek”
Ukraińskie wojsko wypuściło przeciwko wrogom roboty własnej konstrukcji, które potrafią w sposób autonomiczny lub zdalnie sterowane przez operatora przemieścić się na odległość ok. 6 km. Co więcej, są w stanie transportować miny przeciwpancerne i ładunki wybuchowe, by detonować je w pobliżu wyznaczonych celów. Roboty-kamikadze, nazywane Ratel S, poruszają się na czterech kołach, nawet w trudnym terenie. Choć wyglądają jak zabawkowe sterowane pojazdy, są zabójczo niebezpieczne – atakują z precyzją wozy opancerzone i stanowiska Rosjan, pozostawiając zgliszcza.
Za naziemnym dronem stoją inżynierowie z Brave1 – ukraińskiego klastra technologii wojskowej. Opracowana przez nich konstrukcja to w praktyce elektryczna platforma, potrafiąca poruszać się z prędkością blisko 25 km/h. Na jednym ładowaniu jest w stanie poruszać się przez dwie godziny. Odległość między operatorem a maszyną może sięgać 6 km (steruje się nią za pomocą specjalnych dżojstików, a obraz poruszającego się pojazdu transmituje śledzący go dron). Ale robot-kamikadze może też wejść w tzw. tryb czuwania, by wyczekać na potencjalną ofiarę i dopiero wówczas doprowadzić do eksplozji. Mychajło Fedorow, ukraiński minister transformacji cyfrowej, poinformował ostatnio, że Ratel S przeszedł już wszystkie testy w terenie i teraz wprowadzany jest do masowej produkcji. Tym samym Ukraińcy zaczynają wybijać się na czoło owej militarnej rewolucji – od momentu inwazji Rosji wdrożyli już wiele innowacyjnych broni, w tym bezzałogowce zrzucające bomby czy morskie drony. Eksperci zauważają, że zaletą takich rozwiązań jak Ratel S jest brak potrzeby narażania życia żołnierzy. A przy tym takie roboty-kamikadze są stosunkowo proste i tanie w produkcji.
Oszczędne cztery łapy
Z pewnością droższe, ale i znacznie bardziej zaawansowane technologicznie są maszyny zbliżone wyglądem do popularnych robopsów od Boston Dynamics. Te czworonożne boty też eliminują konieczność wysyłania żołnierzy na pole bitwy, choć i same nie wykonują samobójczych misji. Mowa choćby o chińskim Unitree Go1, nazywanym również robokozą. Maszyna, wbrew pozorom, nie jest wcale aż tak kosztowna. Podstawowy model urządzenia można kupić w sieci za 2,7 tys. dol., a to ponaddwudziestrokrotnie taniej niż zakup Spota, najbardziej znanego robota tego typu (produkcji Boston Dynamics). Chińskiego czworonoga można wyposażyć w dowolną broń, w tym karabiny maszynowe. Ale potencjał ma on znacznie większy.
Niedawno tureckie siły zbrojne testowały podobnego robota, który na plecach miał zainstalowaną wyrzutnię przeciwpancerną M72 (to standardowe uzbrojenie NATO). Na takie rozwiązanie postawiła również amerykańska armia, montując na robokozie ważący 2,5 kg granatnik (mający zasięg ok. 1 km). Eksperci wskazują, że tego typu systemy przenoszenia uzbrojenia to sposób na walkę z wozami opancerzonymi i czołgami, który w przyszłości może być powszechny. We wrześniu właśnie taką możliwość badano w kalifornijskiej bazie – Centrum Walki Powietrzno-Ziemnej Korpusu Marines.