Upadła waluta, szalejąca inflacja i galopujące stopy procentowe – to objawy kryzysu gospodarczego w Egipcie. Najludniejszy kraj Bliskiego Wschodu płaci też wysoką cenę za nieswoją wojnę oraz ponosi konsekwencje kiepskich rządów wojskowych.
Kraj zamieszkały przez blisko 106 milionów ludzi znalazł się na skraju bankructwa. Katalizatorem egipskich tarapatów stała się wojna Hamasu z Izraelem, ale prawdziwe źródła kryzysu drzemią nad Nilem i są pochodną wieloletniego nieudolnego zarządzania finansami państwa. Zacznijmy od tego, co widać gołym okiem.
Gdy kraj upada, najpierw sypie się jego waluta
Uniwersalnym sygnałem zapaści finansów państwa jest upadek jego waluty. Pod tym względem współczesny Egipt przypomina późny PRL z lat 80. Mamy zatem oficjalny kurs walutowy, ustalony przez Bank Centralny Egiptu na 30,85 funtów za dolara amerykańskiego. Ale w kraju funkcjonuje też czarnorynkowy (czytaj: po prostu rynkowy) kurs dolara, według doniesień agencji Reuters wynoszący ok. 60 funtów za dolara.
Egipska waluta tylko przez ostatnie dwa lata zaliczyła dwie dewaluacje. Wiosną 2022 roku USD oficjalnie kosztował 15,70 funtów, zaś dekadę temu „zielony” był wymienialny po cenie ok. 7 funtów egipskich. Zatem nawet kursy oficjalne jednoznacznie wskazują, że egipski środek płatniczy w średnim i dłuższym terminie ma wartość zbliżoną do makulatury.
Zresztą trudno się temu dziwić, skoro oficjalna inflacja CPI w Egipcie sięga niemal 30% (a jeszcze jesienią wynosiła 38%) przy stopach procentowych w banku centralnym na poziomie 21,75% (1 lutego podniesionych o 200 pb.). W wypłacalność egipskiego państwa wątpią zagraniczni inwestorzy, o czym świadczy skokowy wzrost rentowności obligacji skarbowych. W przypadku papierów 10-letnich jest to już 28,7%, podczas gdy jeszcze wiosną ’22 inwestorzy wymagali stopy zwrotu (YTM) rzędu 15%.
Wszystkie plagi egipskie
W gospodarce nie mamy do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Wszystkie przykre wydarzenia są konsekwencjami ludzkiego działania i tak też jest w przypadku Egiptu. Kraju od dekad żyjącego z datków, jałmużny, turystyki i… Kanału Sueskiego. Spójrzmy na statystyki finansów publicznych. W XXI wieku najlepszy wynik finansowy egipskiego państwa to 6,1% PKB deficyt budżetowego. A do rzadkości nie należały lata, gdy manko w kasie Kairu przekraczało równowartość 10% produktu krajowego brutto. Na dłuższą metę są to wartości nie do utrzymania w żadnym kraju. Tylko w poprzednim roku fiskalnym Egipt wydał o prawie pół biliona funtów egipskich więcej, niż wyniosły dochody państwa.
W 2024 roku Egipt potrzebuje pożyczyć 42,26 mld dolarów, aby zrefinansować zapadające w tym roku zadłużenie wobec zagranicznych wierzycieli. Zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego w ciągu kolejnych 46 miesięcy Egiptowi zabraknie 17 miliardów dolarów. Brak terminowego wykupu choć jednej serii obligacji oznaczałoby bankructwo na całym długu publicznym podchodzącym pod 190 mld dolarów.
Już wcześniej nie najlepsza sytuacja finansowa Egiptu znacznie pogorszyła się jesienią, gdy doszło do wojny w strefie Gazy. Konflikt ten w trójnasób uderzył w gospodarkę Egiptu. Po pierwsze pojawiły się koszty związane z przyjęciem palestyńskich uchodźców. Po drugie wojna dotknęła biznes turystyczny, który w poprzednim roku budżetowym (2022/23) przyniósł krajowi 13,6 mld dolarów dochodu. Ale decydujące było uderzenie w statki żeglujące przez Morze Czerwone w wykonaniu jemeńskiej milicji Huti. W rezultacie ruch w Kanale Sueski zmalał o 40-50%. I o tyle samo spadły przychody egipskiego rządu, który jest właścicielem Kanału. W styczniu armatorzy zostawili 428 mln dolarów wobec 804 mld USD w styczniu roku 2023. W poprzednim roku fiskalnym wpływy z opłat za przepłynięciem Kanału Sueskiego sięgnęły rekordowych 9,4 mld dolarów, co stanowiło niebagatelne źródło dewiz dla egipskich władz.
Ale ostatni problem rządzący Egiptem wojskowi sprawili sobie sami. Chodzi o to, że obok turystyki i Kanału Sueskiego jednym z głównych dóbr eksportowych kraju są… Egipcjanie. Emigranci w zeszłym roku wysłali do swoich rodzin ok. 22 mld dolarów, ale było to o prawie 10 mld USD mniej niż rok wcześniej. Egipcjanie wstrzymywali się z transferem „twardej waluty”, ponieważ nie mogli być pewni, czy rząd nie zdecyduje się na kolejną dewaluację funta. W takim scenariuszu ci, którzy wysłaliby euro czy dolara przed, efektywnie straciliby kilkadziesiąt procent siły nabywczej.
– Transfery są kwestią sentymentu, a nie poziomu kursu. Egipcjanie muszą zostać przekonani, że ich waluta jest teraz stabilna. Muszą mieć zaufanie do wartości waluty. Jeśli to nastąpi, to transfery wrócą relatywnie szybko – uważa Simon Williams z banku HSBC cytowany przez agencję Reuters.
Rating „śmieciowy”, MFW oczekuje reform
Na początku listopada agencja Fitch obniżyła rating kredytowy Egiptu z B do B-. W październiku na taki sam krok zdecydowała się S&P. To poziom głęboko nieinwestycyjny, potocznie zwany „śmieciowym”. To zarazem ostatnia nota zaliczana do kategorii „wysoce spekulacyjny”. Poniżej są już tylko noty zaczynające się na literkę C (oraz D – ocena określająca bankruta), przyznawane emitentom papierów w zasadzie nieinwestowalnych przez poważny kapitał. Na taki krok w styczniu zdecydowała się agencja Moody’s, w której rating Egiptu to Caa1 z perspektywą negatywną.
Kurek z USD zakręcił Egiptowi nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Wynegocjowane jeszcze w grudniu 2022 roku wsparcie finansowe w wysokości 3 mld USD zostało wstrzymane po tym, jak władze Egiptu odmówiły przejścia na płynny kurs walutowy oraz prywatyzacji aktywów państwowych. Poza tym żądania MFW są dość „podręcznikowe” i dotyczą zdławienia inflacji (czyli zaostrzenia polityki monetarnej), okiełznania wydatków rządowych oraz prywatyzacji. W takim układzie władze Egiptu zwróciły się o datki od zaprzyjaźnionych rządów: ZEA, Chin i Japonii. Wygląda to na desperacką próbę uniknięcia zarówno rynkowych reform, jak i bankructwa. Jednakże na dłuższą metę takie „rządowe żebractwo” raczej nie przyniesie poprawy sytuacji finansowej kraju.
Jak zwykle na błędach władzy najmocniej cierpią zwykli Egipcjanie. Od marca prezydent Abdel Fattah al-Sisi „wspaniałomyślnie” podnosi płacę minimalną o 50%, do poziomu 6 000 funtów egipskich. To równowartość ok. 194 USD po kursie oficjalnym i niespełna sto dolarów po kursie rynkowym. Podwyżki otrzymają także pracownicy budżetówki. Nie zmienia to faktu, że siła nabywcza Egipcjan nadal będzie malała, ponieważ koszty życia rosną za sprawą podwyżek cen urzędowych (np. energii elektrycznej, usług telekomunikacyjnych czy biletów) wprowadzanych przez rząd w celu łatania dziury budżetowej. Tak oto zły stan finansów państwa rujnuje portfele obywateli.
Srebro w Egipcie stało się złotem
O tym ostatnim najlepiej świadczy jedna anegdota. Otóż Egipcjanki w ramach zaręczyn tradycyjnie otrzymywały złotą biżuterię, ale teraz coraz częściej muszą się zadowolić srebrem, ponieważ królewski metal cenowo znalazł się poza zasięgiem wielu Egipcjan. Licząc po oficjalnym (czytaj mocno zaniżonym) kursie dolara, uncja złota kosztuje obecnie prawie 63 tysiące funtów egipskich. To przeszło dwukrotnie więcej niż jeszcze dwa lata temu.
– Srebro jest nowym złotem – skwitował jeden ze sprzedawców cytowany przez agencję Reuters. Pod koniec kwietnia gram 21-karatowego złota jubilerskiego kosztował 3 875 funtów egipskich i był o 120% droższy niż rok wcześniej – podała Federacja Egipskich Izb Gospodarczych. Licząc po oficjalnym kursie do prawie 126 US, czyli niewiele mniej niż miesięczna pensja w kraju, w którym blisko 60% populacji żyje poniżej granicy ubóstwa.