Deputowany z partii prezydenta Argentyny Javiera Mileia wywołał medialną burzę, opowiadając się przeciwko powszechnemu obowiązkowi szkolnemu. Zasugerował przy tym, że w niektórych rodzinach dzieci mogą być potrzebne do pracy. Rząd zdystansował się od poglądów posła – donoszą media.
Po fali krytyki ze strony polityków opozycji i ekspertów ds. edukacji, rząd Javiera Mileia w poniedziałek, zdystansował się od wypowiedzi posła, określając ją jako jego prywatną opinię.
Deputowany z partii La Libertad Avanza (Wolność Postępuje) Alberto "Bertie" Benegas Lynch – syn liberalnego ekonomisty o tym samym imieniu – oświadczył w niedzielę, że „nie wierzy w obowiązek szkolny”, a kształcenie dzieci to „odpowiedzialność rodziców”, w którą państwo nie powinno ingerować.
„Wolnością jest również to, że gdy nie chcesz posyłać dziecka do szkoły, bo potrzebujesz go w warsztacie, to możesz to zrobić” – powiedział deputowany w wywiadzie radiowym.
Wypowiedź Benegasa Lyncha wywołała ostrą krytykę opozycji. „Bardziej niż wolność, przypomina mi to niewolnictwo” – oświadczyła deputowana Frontu Lewicy i Robotników Myriam Bregman, cytowana przez dziennik „Pagina 12”.
Ekspertka z Latynoamerykańskiego Wydziału Nauk Społecznych (FLACSO) Guillermina Tiramonti określiła komentarz deputowanego La Libertad Avanza jako prowokację i próbę zwrócenia na siebie uwagi. W rozmowie z dziennikiem "La Nacion" przypomniała, że obowiązek szkolny istnieje w Argentynie od końca XIX wieku.
Głos w sprawie zabrał również argentyński oddział Funduszu Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci (UNICEF). „Praca oddala chłopców i dziewczynki od ich prawa do uczenia się, zabawy i szczęśliwego wzrostu” – napisał w serwisie X.
W toku debaty od wypowiedzi Benegasa Lyncha odciął się również rząd Mileia. Rzecznik prezydenta Manuel Adorni oświadczył, że deputowany ma prawo do własnej opinii, co nie oznacza, iż rząd ją podziela. Zapewnił, że edukacja ma fundamentalne znaczenie dla władz. Podobne stanowisko wyraziła też minister kapitału ludzkiego Sandra Pettovello.
Sam prezydent Milei, który określa siebie mianem anarchokapitalisty, wielokrotnie porównywał państwo do organizacji przestępczej i opowiadał się za ograniczeniem jego roli do minimum. Zaprzysiężony w grudniu prezydent dąży do prywatyzacji państwowych spółek, a w ramach "cięcia piłą łańcuchową" wydatków budżetowych, zlikwidował szereg agencji rządowych i zwolnił dziesiątki tysięcy urzędników państwowych. (PAP)
wia/ san/