Czy można wejść na dojrzały rynek podzielony pomiędzy potężnych graczy i narzucić wszystkim swoje zasady gry? Można, pod warunkiem, że jest się firmą Apple. Pokazały to losy płatności zbliżeniowych na urządzeniach z nadgryzionym jabłkiem. Irytacja monopolem zaczyna jednak narastać w kilku miejscach świata jednocześnie.
Niemal dokładnie 9 lat temu donosiliśmy na łamach Bankier.pl o rynkowym debiucie Apple Pay. „Prezentując Apple Pay firma pokazała kierunek, w którym będzie rozwijać się rynek. (…) Dla sprzedawców wahających się, czy inwestować w zbliżeniowy terminal to jeszcze jeden argument, żeby nie zwlekać z decyzją. Chociażby ten fakt sprawia, że wczorajsze wydarzenie można uznać za początek nowej ery w płatnościach mobilnych” – pisaliśmy wówczas, gdy na rynku konkurowało jeszcze wiele wizji m-płatności, a zbliżeniowy portfel nie był oczywistym faworytem.
Musiały minąć 4 lata, by płatności Apple dotarły nad Wisłę. W międzyczasie rozwijał się konkurencyjny ekosystem Google, gdzie podejście do obsługi płatności zbliżeniowych jest zupełnie inne. Dostęp do modułu NFC, odpowiedzialnego za komunikację bezstykową, w urządzeniach Apple jest mocno ograniczony. W zastosowaniach płatniczych jedyną opcją pozostaje aplikacja Apple Pay, do której można wprowadzać dane kart płatniczych wydawców, którzy porozumieli się z technologicznym gigantem. Google otworzył drzwi szeroko, dając bankom opcję użycia technologii HCE i pełnej kontroli nad płatnościami zbliżeniowymi z użyciem urządzenia z systemem Android. Dzięki temu cieszyć się możemy np. zbliżeniowym Blikiem.
Do tej pory Apple był w stanie się wybronić
Zamknięta postawa Apple budziła od dawna niechęć regulatorów rynku i części banków. Już w 2016 r. największe australijskie banki zapragnęły wymóc na firmie otwarcie dostępu do modułu NFC. Wydawcy uzyskali wsparcie także agentów rozliczeniowych i detalistów. Bunt się nie powiódł i urząd odpowiedzialny za dławienie praktyk monopolistycznych na Antypodach odrzucił wniosek. Taki sam los spotkał podobny spór w Korei Południowej.
W 2017 r. Apple umożliwił wykorzystanie NFC przez aplikacje zewnętrznych dostawców, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Obszar płatności pozostał nietknięty – firma z Cupertino nadal sięgała po argument, że jej podejście do płatności mobilnych jest bezpieczniejsze niż otwarty model promowany przez Google. Klienci nie muszą „żonglować” aplikacjami płatniczymi i mają dostęp do wszystkich dostępnych opcji w jednej aplikacji – wskazywał gigant za każdym razem, gdy kwestionowano jego politykę.
Przypomnijmy, że wyjątkowa pozycja Apple na rynku płatności mobilnych ma swoje finansowe konsekwencje dla banków-wydawców. Muszą oni podpisać umowę z firmą, by klienci mogli umieszczać swoje karty w m-portfelu. Płacą także opłaty transakcyjne, które w USA wynoszą 0,15 proc. od każdej operacji kartą kredytową i 0,005 dolara dla kart debetowych. Szacunkowe przychody z takich opłat w 2022 r. wyniosły 1,9 mld dolarów. Dodatkowym sposobem monetyzacji Apple Pay jest wykorzystanie danych o zwyczajach zakupowych użytkowników do tworzenia nowych usług.
Apple pod lupą w Unii Europejskiej
Szybki wzrost rynku płatności mobilnych sprawił, że postawa Apple ponownie zaczęła przyciągać uwagę regulatorów. W Unii Europejskiej firma stała się obiektem dochodzenia antymonopolowego. W maju 2022 r. Komisja Europejska poinformowała o „wstępnym poglądzie” na problem. Uznano w nim, że Apple nadużywa dominującej pozycji, ograniczając dostęp konkurentom do technologii umożliwiającej dokonywanie płatności zbliżeniowych. Takie podejście sprzyja rozwojowi własnego i jedynego rozwiązania na platformie iOS – Apple Pay.
Za wstępnym poglądem nie poszło jednak rozstrzygnięcie. W maju 2023 r. rozszerzono dochodzenie, występując o dodatkowe informacje do innych uczestników rynku. Komisję interesuje m.in. zastosowanie kodów QR i Bluetooth w płatnościach. To jeden z argumentów Apple, który wskazuje, że na iOS działają konkurencyjne aplikacje płatnicze na niektórych rynkach (np. PayPal czy norweski Vipps). Z punktu widzenia wygody trudno jednak porównywać płatności NFC z innymi formami inicjowania transakcji.
Kłopoty na horyzoncie także w ojczyźnie Apple
Apple trafił także pod lupę w USA. W lipcu 2022 r. firma została pozwana zbiorowo przez kilka unii kredytowych wydających karty płatnicze. Tocząca się przed kalifornijskim sądem sprawa dotyczy praktyk ograniczających konkurencję. Pozywający wskazują, że Apple nadużywa swojej pozycji rynkowej blokując powstanie alternatywnych wobec Apple Pay rozwiązań. W efekcie wydawcy używający m-portfela (jako jedynej opcji dla posiadaczy urządzeń z iOS) ponoszą na rzecz technologicznego giganta opłaty przekraczające 1 mld dolarów rocznie.
We wrześniu 2023 r. pozew przeszedł do następnego etapu. Odrzucono wprawdzie jego część (zarzucającą Apple sprzedaż wiązaną), ale fragment bazujący na regulacjach antytrustowych został utrzymany. Firma została oskarżona o złamanie tzw. Sherman Act.
Również we wrześniu 2023 r. amerykański organ odpowiedzialny za ochronę konsumentów usług finansowych (Consumer Financial Protection Bureau, CFPB) opublikował analizę praktyk graczy na rynku mobilnych płatności zbliżeniowych. Wskazano w niej, że praktyki potentata ograniczają swobodę wyboru konsumentów. Wydawcy instrumentów płatniczych mają ekonomiczne bodźce, by tworzyć własne aplikacje na iOS lub korzystać z konkurencyjnych portfeli, gdzie nie pobiera się opłat transakcyjnych. Apple chroniąc monopol Apple Pay na swoich urządzeniach, nie dopuszcza do wywierania na niego presji konkurencyjnej – wydawcy nie mają innych opcji.
„Polityka dostępu do NFC na urządzeniach z Androidem stwarza sytuację naturalnego eksperymentu, z którego wnioski wspierają nasze analizy. Bez ograniczeń takich jak narzucane przez Apple, twórcy aplikacji konkurują o przestrzeń w płatniczym ekosystemie obsługi transakcji zbliżeniowych i proponują różne innowacje przynoszące korzyści konsumentom” – wskazano w raporcie. Dokument ma formę analizy, ale w jego zakończeniu wskazano, że CFPB „podejmie odpowiednie kroki, by firmy Big Tech nie ograniczały rozwoju otwartych ekosystemów dla płatności cyfrowych”.
Na Antypodach nadzór bierze się za mobilne portfele
Praktyki Apple mogą ponownie trafić na tapet regulatorów także w Australii. Tym razem jednak obiektem zainteresowania będzie również Google. Tamtejszy rząd zaproponował nowelizację prawa, która rozciągnie nadzór nad systemami płatności sprawowany przez bank centralny również na mobilne portfele.
Do tej pory Google i Apple znajdowały się poza radarem, gdyż uznawano, że nadzorowane są karty płatnicze i schematy kartowe. Mobilne portfele wyłącznie „przechowują” karty, nie są zatem uczestnikiem systemu. Teraz mogłoby się to zmienić. Otworzyłoby to również drogę do weryfikacji praktyk rynkowych stosowanych przez wielkie firmy technologiczne i ich wpływu na system płatniczy.
Tempo wzrostu rynku płatności mobilnych może okazać się czynnikiem, który skłoni regulatorów na świecie do ingerencji. Apple udało się okopać na doskonałej pozycji i czerpać profity tam, gdzie konkurenci nie byli w stanie dotrzeć. Pozycja monopolisty może jednak nie być do utrzymania na dłuższą metę – to cena, z którą trzeba się liczyć przy sukcesie takiej skali.