„Socjalizm to ustrój, który bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju” – mawiał nieodżałowany „Kisiel” w czasach „komuny”. Komuny już nie ma, a z problemami walczymy. Teraz walczymy z „flipperami”, którzy – jak „spekulanci” za „komuny” – uznani zostali za wrogów „ludu pracującego”, którzy „zawyżają” ceny. Tym razem nie mięsa, tylko mieszkań. Aczkolwiek za komuny też było sporo „flipperów”. Załatwiali sobie „przydział” w spółdzielni i nim handlowali. Z kupnem „własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego” – czyli de facto mieszkania – nie było – tak jak dziś – żadnego problemu. Z tym, że za cenę rynkową – czyli taką, która równoważyła popyt z podażą. I nikt z nimi nie walczył przy pomocy ustaw. Dziś walka została podjęta. Przy sprzedaży nieruchomości „w krótkim czasie” ma być pobierany wyższy podatek od czynności cywilnoprawnych: przed upływem roku byłoby to 10 proc., powyżej roku do 2 lat – 6 proc., a od 2 do 3 lat – 4 proc.
/Wojciech Olkuśnik /East News
Jak tłumaczą autorzy tego wiekopomnego projektu w jego uzasadnieniu, konieczność zapłaty przez kupującego mieszkanie od flippera dodatkowego podatku ma ich zniechęcić i dzięki temu ceny mieszkań spadną. Moim zdaniem wzrosną. Bo od podatku mieszkań nie przybędzie. A popyt nie zmaleje.
„Kupowanie i sprzedawanie mieszkań w ciągu pięciu lat jest działalnością gospodarczą”
Opodatkowani zostaną także sami flipperzy. Będą musieli deklarować notariuszowi, które mieszkanie kupują w okresie minionych pięciu lat pod groźbą odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywego oświadczenia. Przy trzecim mieszkaniu zapłacą 3 proc., przy czwartym 4 proc., a od piątego – 5 proc. Młodzi są projektodawcy, to nie pamiętają jak w pierwszej połowie lat 90. minionego wieku całe rodziny prowadziły działalność gospodarczą. Albowiem ustawodawca zwolnił z podatku dochodowego na dwa lata tych, którzy ją podejmowali. Więc po dwóch latach prowadzenia przez kogoś takiej działalności, podejmował ją ojciec, mama, dziadek, albo nawet babcia.
Reklama
Dziś pierwsze dwa mieszkania kupi flipper, trzecie ojciec, czwarte mama… itd. Wszystko na legalu.
Osobiście nie mam nic przeciwko temu, że ktoś kupuje mieszkania i je sprzedaje. Z tym, że jest to działalność gospodarcza. Zgodnie z art. 3 ustawy Prawo przedsiębiorców jest nią zorganizowana działalność zarobkowa, wykonywana we własnym imieniu i w sposób ciągły. Może być ona nawet prowadzona w sposób nieregularny – ważne jest zachowanie zamiaru powtarzania danych czynności. Kupowanie i sprzedawanie kilku mieszkań w ciągu pięciu lat jest działalnością gospodarczą jak nic.
Trzeba założyć działalność. „Koszty flipper przerzuci na klientów”
Żeby więc „flippować”, trzeba założyć spółkę albo jednoosobową działalność gospodarczą. To drugie wymaga rejestracji w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) poprzez złożenie wniosku CEIDG-1 w urzędzie miasta lub gminy. Deklaruje się w nim datę rozpoczęcia działalności, formę opodatkowania i częstotliwość uiszczania zaliczek na podatek dochodowy. Po złożeniu wniosku przedsiębiorca jest automatycznie rejestrowany jako płatnik w ZUS-ie.
Oczywiście koszty z tym związane (także podatki i składki) taki przedsiębiorca – flipper też przerzuci na klientów. Ale będzie uczciwie w stosunku do tych przedsiębiorców, którzy prowadzą – na przykład – firmy budowlane i – kolejny przykład – remontują mieszkania dla flipperów.
Zgodnie z art. 60 Kodeksu wykroczeń konsekwencją braku wymaganego zgłoszenia do ewidencji działalności gospodarczej jest kara ograniczenia wolności lub grzywna. O konsekwencjach nieprowadzenia księgowości oraz niepłacenia podatku dochodowego i VAT to już nawet nie wspomnę.
Wspomnę też nieśmiało, że od sprzedaży każdego mieszkania przed upływem pięciu lat od jego zakupu płaci się podatek dochodowy w wysokości 19 proc. I przypomnę, że przepis ten w ustawie z 1991 roku został – zgodnie z jej uzasadnieniem – wprowadzony nie mniej nie więcej tylko w celu walki ze spekulacją w warunkach wysokiej inflacji i „głodu mieszkaniowego”.
„Podatek od czynności cywilnoprawnych w niczym nie pomoże”
Oczywiście można skorzystać z tak zwanej ulgi mieszkaniowej i nie zapłacić tego podatku dochodowego, jeżeli środki z jego sprzedaży przeznaczy się w ciągu trzech lat na „zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych”. Ale przy tak profiskalnym podejściu, jakim wykazują się sądy administracyjne, jakoś mi się nie chce wierzyć, żeby kupno trzeciego i kolejnych mieszkań w ciągu pięciu lat uznały one za „zaspakajanie własnych potrzeb mieszkaniowych”.
Podnoszone w 1991 roku argumenty, że „spekulacja” wypełnia znamiona działalności gospodarczej, a przepis o podatku dochodowym uderzy w ludzi, których sytuacja życiowa zmusi do dokonania sprzedaży przed upływem pięciu lat od nabycia mieszkania – ślub, rozwód, śmierć, urodziny dziecka, choroba, zmiana miejsc pracy, itp., itd., nie pomogły.
Ustanowiono system nienormalny i w dalszym ciągu on takim pozostaje. I podatek od czynności cywilnoprawnych w niczym nie pomoże. Może wprowadźmy jakiś podatek od czystego chciejstwa (też w skrócie PCC)?
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL