Tusk otrzyma cios od NBP? „Sytuacja bez precedensu”

W najbliższy czwartek zarząd NBP przyjmie opinię na temat nowego budżetu rządu Donalda Tuska. Jak wynika z informacji money.pl, nie jest to dokument jawnie krytyczny wobec działań koalicji. Niemniej, wokół tej sprawy już zdążyło narosnąć wiele niejasności. – To sytuacja bez precedensu – słyszymy.

Adam Glapiński (PAP, Tytus Żmijewski)

Na pytanie money.pl o to, czy nowa opinia do budżetu przygotowanego w błyskawicznym tempie przez ministra finansów Andrzeja Domańskiego będzie pretekstem do uderzenia w rząd Donalda Tuska, znający kulisy sprawy przedstawiciel Narodowego Banku Polskiego odpowiada wprost: „Nie. To nie jest tego rodzaju dokument.”

Sprawa jest jednak bez precedensu, a szef NBP może chcieć ją wykorzystać. Okazję do tego Adam Glapiński będzie miał już w tym tygodniu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Nadciąga rewolucja. "Będzie ubywało pracy dla ludzi, którzy coś wiedzą" – Piotr Voelkel – Cz.2

Opinia do budżetu NBP i narracja o niepewności

Przypomnijmy, że budżet naszego państwa na 2024 r. przygotował i przyjął pod koniec września zespół Mateusza Morawieckiego. Po zaprzysiężeniu rządu Donalda Tuska w połowie grudnia nowy minister finansów od razu wziął się do roboty i zmienił go na swoją modłę. Wydatki zaplanowane przez koalicję KO-Trzecia Droga-Lewica mają być wyższe o kilkanaście miliardów złotych w porównaniu do budżetu opracowanego przez PiS, a deficyt będzie oscylował wokół 5,1 proc. PKB (czyli będzie o 0,6 pkt proc. wyższy niż ten zaplanowany przez Morawieckiego).

NBP nagle postanowił sporządzić nową opinię do budżetu na przyszły rok. W historii takie sytuacje się nie zdarzały. Jak wygląda ten proces w praktyce?

Opinię zatwierdza zarząd banku centralnego, a następnie jest ona przedstawiona Radzie Polityki Pieniężnej. Biorąc pod uwagę obecny kształt Rady, niewiele można było w treści opinii zmienić, dlatego też w przeszłości część członków RPP składała zdania odrębne, krytykując m.in. brak transparentności finansów publicznych za rządów PiS, czy proinflacyjną politykę fiskalną. W tym roku sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej.

„Sygnał bez precedensu”

– Do tej pory z RPP wychodziła opinia do budżetu przygotowanego tradycyjnie na jesień. I tyle. Nigdy jednak nie zdarzyło się tak, że RPP musiała zajmować się budżetem, który uległ dyskontynuacji, bądź który nowa ekipa rządząca poprawiała, jak w tym roku, czy np. składała autopoprawki itd. Dlatego wiele osób pomyślało: „Po co NBP chce wyrazić nową opinię, jaki ma w tym cel? A może jest jakieś drugie dno tej sytuacji?” – tłumaczy nasz informator, znający kulisy sprawy.

Jest to więc sytuacja bez precedensu. Prezes Glapiński na pewno nie przepuści okazji, aby podkreślić wyższy deficyt na 2024 r., większą rozwiązłość fiskalną, a przez to większy impuls proinflacyjny i w konsekwencji konieczność pozostawienia obecnych poziomów stóp na dłużej. I będzie miał rację. Szkoda tylko, że nie był taki profesjonalny, kiedy rządziło PiS i wtedy pomimo niezbiegania inflacji do celu 2,5 proc., stopy obniżał. Ale było to przed wyborami – słyszymy.

Okazję do wytknięcia rządowi Tuska poluzowania lejców wydatkowych szef NBP będzie miał już w tym tygodniu. W środę poznamy decyzję RPP dotyczącą stóp procentowych, a w czwartek zapewne odbędzie się konferencja prasowa prezesa Glapińskiego.

Ton prof. Glapińskiego będzie najważniejszy

Z naszych informacji wynika, że dokument, który na razie nie jest dostępny opinii publicznej, jawnie nie krytykuje działań Ministerstwa Finansów. Jest bardziej techniczny. – Nie przeszkodzi to jednak w budowaniu narracji takiej, jaka będzie w danym momencie potrzebna. Nie zdziwiłbym się, gdyby Glapiński w połowie tego roku straszył, że stopy wręcz wzrosną, gdy zacznie rosnąć inflacja – wskazuje nam osoba zaznajomiona ze sprawą.

Czy rzeczywiście, jest taka możliwość? Już po wyborach na swoich konferencjach Adam Glapiński z jednej strony zapewniał, że NBP współpracuje z rządem, by zaraz później wskazywać na zwiększoną niepewność co do strony wydatkowej MF i ostrożność w podejmowaniu decyzji ws. stóp. Choć podwyżki kosztu pieniądza na razie wykluczał, nic nie jest w tej sprawie do końca pewne. Ekonomiści wspominają wypowiedź z września 2021 r., kiedy to szef banku centralnego zapewniał, że podwyżka stóp byłaby „szkolnym błędem”, by miesiąc później podnieść stopy o 40 punktów bazowych.

– Naszym zdaniem, po głębokim spadku w I kw. 2024 r. inflacja ponownie wzrośnie i może zacząć zaskakiwać w górę. Po grudniowym odczycie nasza obniżona prognoza zakłada obecnie spadek dynamiki CPI (inflacja konsumencka – przyp.red.) do ok. 2,5-3 proc. rok do roku (r/r) w marcu. Jest to pokłosie głównie wydłużenia tarcz antyinflacyjnych: obniżonego VAT na żywność oraz zamrożenia cen energii elektrycznej. Późniejsze ich odmrożenie doprowadzi finalnie do wyższych odczytów CPI (6-7 proc. r/r) – szacują ekonomiści Santander Bank Polska.

W ich ocenie moment, gdy inflacja osiągnie cel wynoszący 2,5 proc., jest wciąż poza horyzontem, zarówno poprzedniej, jak i prawdopodobnie następnej projekcji NBP.

– Mimo niższej inflacji nie spodziewamy się znacznego przyspieszenia obniżek stóp procentowych. Bynajmniej nie zakładamy, że RPP mogłaby wykonać jakikolwiek ruch przed kolejną projekcją w marcu, co zakłada brak zmian stóp na najbliższym posiedzeniu. W bazowym scenariuszu zakładamy pierwszą obniżkę w IV kw. tego roku. W najbliższym tygodniu istotny w kontekście ostatnich danych CPI będzie oczywiście ton prezesa NBP – twierdzą specjaliści banku.

Należy spodziewać się wzrostu inflacji

Z kolei Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, przypomina, że kiedy zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego rządy wycofują się z programów osłonowych i subsydiowania cen usług oraz nośników energii, poprawia się wynik budżetowy, ale jednocześnie rośnie też inflacja.

– O ile w Polsce NBP utrzyma stopy na obecnym poziomie (zgodnie z regułami sztuki bank centralny nie powinien dostosowywać stóp do nietrwałych zmian inflacji sprowokowanych przez ingerencje fiskalne w procesy cenowe), to rosnący wobec rynków bazowych spread (różnica między oprocentowaniem długu) oraz luźna polityka fiskalna i wzrost finansowania zagranicznego, będą sprzyjały napływowi kapitału portfelowego i aprecjacji złotego – wyjaśnia.

– Nie osłabi to jednak fundamentalnej presji inflacyjnej płynącej głównie ze strony realnego wzrostu płac i dochodów rozporządzalnych finansujących konsumpcję i nie przeszkodzi, by średnioroczna inflacja bazowa (z wyłączeniem cen energii i żywności) w 2024 r. utrzymała się w przedziale 4-5 proc. – przewiduje ekonomista.

Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *