Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zaproponowało korekty w ustalaniu płacy minimalnej. W projekcie ustawy pojawiła się tzw. wartość referencyjna najniższej krajowej na poziomie 55 proc. płacy średniej. Czy to oznacza, że „minimalna” w Polsce będzie stanowiła właśnie taki odsetek przeciętnego wynagrodzenia? Niestety nie – pisze dla money.pl Kamil Fejfer.
Szefowa MRPiPS Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (East News, Filip Naumienko/REPORTER)
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Poprawki w odnoszącym się do ustalania płacy minimalnej wynikają z konieczności implementacji unijnej dyrektywy. Przepisy w państwach członkowskich powinny zostać wdrożone do listopada bieżącego roku. W Polsce prace nad projektem zmian w prawie trwały od miesięcy. „Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej skłania się, aby orientacyjna wartość referencyjna określona była jako 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia” – mogliśmy przeczytać w informacji resortu przesłanej do prasy w maju bieżącego roku.
Wartość referencyjna najniższej krajowej
Wtedy też pisałem, że obawy strony pracodawców odnoszące się do wyżej wspomnianego wskaźnika były – jak zazwyczaj – nieco na wyrost. Okazało się bowiem po pierwsze, że wartość referencyjna spadła z proponowanych 60 proc. do 55 proc. (o takim scenariuszu zresztą wspomniałem). Po drugie – co ważniejsze – ów zapisany w nowej ustawie w zasadzie o niczym nie decyduje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Nawet 50 proc. marży brutto na sprzedaży farb – Piotr Mikrut, prezes Grupy Śnieżka w Biznes Klasie
Wspomniana „wartość referencyjna” jest jedynie benchmarkiem dla stron ustalających wysokość płacy minimalnej: dla rządzących, strony pracodawców i pracowników. „Państwa członkowskie są zobowiązane do dokonywania oceny adekwatności minimalnego wynagrodzenia. W tym celu będą musiały wybrać jedną lub większą liczbę orientacyjnych wartości referencyjnych na poziomie międzynarodowym, lub na poziomie krajowym, do których osiągnięcia mają dążyć.
Dyrektywa pozostawia państwom członkowskim swobodę w zakresie wyboru liczby, rodzaju i poziomu orientacyjnych wartości referencyjnych. Orientacyjna wartość referencyjna ma służyć ocenie adekwatności minimalnego wynagrodzenia, a dyrektywa nie wymaga jej osiągnięcia” – czytamy w uzasadnieniu do projektu. Można więc powiedzieć, że wspomniana proporcja jest niczym więcej jak niezobowiązującą sugestią, jeśli chodzi o ustalanie minimalnej krajowej. A szkoda. Dlaczego?
Płaca minimalna po nowemu
Zanim odpowiemy na to pytanie, powiedzmy jeszcze o danych, które cytuje ministerstwo. Otóż, o ile w 2023 roku relacja minimalnego wynagrodzenia do średniej pensji wynosiła 50,3 proc., tak już w 2024 proporcja najniższej płacy do prognozowanej dla całego roku średniej pensji wynosi 53,7 proc.
Skąd taka zmiana? Po zeszłorocznej inflacji płaca minimalna goni wzrost cen towarów i usług. Ów wzrost według przepisów prawa musi zresztą co najmniej „przykrywać” inflację. Inaczej mówiąc – wzrost płacy minimalnej rok rocznie powinien być co najmniej tak wysoki, jak wzrost cen towarów i usług. Dzięki temu płace najmniej zarabiających pracowników w dłuższym horyzoncie czasowym realnie rosną. I dzieje się tak od dekad. Nie jest więc tak, jak niektórzy sądzą, że oto rośnie minimalna krajowa, ale realna płaca jest mniej warta, bo szybciej drożeje chleb, masło, ser, jajka i benzyna. Nie, siła nabywcza pensji osób najmniej zarabiających rośnie od wielu, wielu lat.
Między innymi zresztą dość gwałtowna podwyżka płacy minimalnej w ostatnich miesiącach spowodowała, że w naszym kraju w pierwszym kwartale 2024 roku realne dochody gospodarstw domowych rosły najszybciej wśród wszystkich krajów OECD (organizacja zrzeszająca 36 najbardziej rozwiniętych krajów świata). Inne czynniki, które na to wpłynęły to chociażby waloryzacja świadczenia 500+ na 800+, czy podwyżki dla sfery budżetowej. Wzrost najniższej krajowej przyczynił się również do tego, że płace realne Polaków w ostatnich miesiącach rosną najszybciej w historii, o czym również pisałem dla money.pl.
Resort stracił okazję?
Wróćmy więc do postawionego kilka akapitów wyżej pytania. Wydaje się, że ministerstwo straciło bardzo dobrą okazję do połączenia wzrostu płacy minimalnej ze średnim wynagrodzeniem. Tak, to prawda, że Unia nie zobowiązuje państw członkowskich do osiągania „wartości referencyjnych”. Ale jednocześnie tego nie zabrania.
Tymczasem jak widać, płaca minimalna jest świetnym sposobem na podwyższanie realnych dochodów (czyli po poprawce na inflację) najbardziej wrażliwych pracowników. Oczywiście niektórzy mogą podnieść argument, że szybko rosnąca płaca minimalna oznacza zaburzenie pewnej równowagi w przedsiębiorstwach. Część osób, które mają wieloletni staż pracy i zarabiały kilkaset złotych powyżej płacy minimalnej po gwałtownym jej wzroście, zaczynają tracić „premię” w stosunku do tych, którzy dopiero wchodzą na rynek pracy.
Nie jest to argument bez znaczenia. Z pewnością sytuacja dynamicznie rosnącej płacy minimalnej wymaga od pracodawców rozsądnego dostosowania siatek płac. Z drugiej strony przecież otoczenie biznesowe i tak wymaga od nich elastyczności; płaca minimalna jest po prostu kolejną zmienną w tej układance. Choć jasne jest, że z ich perspektywy najlepiej byłoby, aby takich zmiennych do zarządzania było jak najmniej, to warto pamiętać, że po drugiej stronie mamy setki tysięcy, a czasem miliony ludzi, dla których podwyższanie minimalnej jest sposobem na zwiększanie dochodów, a więc i polepszanie jakości życia.
Więcej osób na minimalnej pensji
Koniec końców więc, na sztywniejsze powiązanie płacy minimalnej ze średnią pensją można byłoby patrzeć również jako na zmniejszanie nierówności dochodowych. O szkodliwości nadmiernego rozwarstwienia przez ostatnie półtorej dekady napisano całe biblioteki.
Jest jeszcze jeden istotny głos w tej dyskusji. Odnosi się on do wzrostu liczby osób pracujących na płacy minimalnej. W lipcu 2023 roku analitycy z banku PKO powołując się na dane ministerialne, stwierdzili, że o ile w 2020 roku około 1,5 mln osób w Polsce uzyskiwało najniższe wynagrodzenie, tak w 2024 miało je otrzymywać (przypomnijmy, chodzi o prognozę z 2023) ponad 3,5 mln pracowników.
Wynika to jednak – jak powiedziałem – z „nadganiania” przez minimalną inflacji. Podwyżki więc „zagarnęły” również tych, którzy zarabiali nieco powyżej najniższej krajowej – o 100, czy 200 zł więcej. To jednak spowodowało najmniej zarabiający pracownicy, odrobili inflacyjne straty. A to właśnie w nich inflacja uderzyła najsilniej. W najbliższych miesiącach prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z dostosowaniem się siatki płac do nowych okoliczności.
Poziom bezrobocia niezagrożony
Choć w mechanizmie podwyższania płacy minimalnej tak naprawdę niewiele się zmienia (poza wyłączeniem z wynagrodzenia minimalnego dodatków premii czy nagród – te czasem były używane przez pracodawców do „doszlusowania” do minimalnej), to miejmy nadzieję, że bądź co bądź, lewicowa szefowa resortu utrzyma kurs zauważalnego podwyższania minimalnego wynagrodzenia.
Przynajmniej na razie wskaźniki wydają się takiemu trendowi sprzyjać – mamy jeden z najniższych wskaźników bezrobocia nie tylko w UE, ale również na świecie. Resort chwali się nawet, że obecnie mamy najniższe bezrobocie w potransformacyjnej Polsce. Trudno więc się spodziewać, aby wzrost „minimalnej” spowodował wzrost bezrobocia.
Z pewnością jednak należy monitorować sytuację najbardziej wrażliwych pracowników: najmłodszych oraz osób o najniższych kwalifikacjach. Tylko rozsądne analizy mogą powiedzieć, czy jakaś regulacja bardziej pomaga czy szkodzi.
Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o ekonomii, gospodarce i kulturze, współtwórca podcastu i kanału na YouTube „Ekonomia i cała reszta”