Ścigany podwójnym listem gończym Wojciech Żabiński, założyciel Pili Pili, wciąż mieszka i ma prowadzić biznes hotelowy na Zanzibarze. Ma nie opuścić rajskiej wyspy, dopóki nie spłaci rządu Tanzanii — twierdzą informatorzy money.pl. Sprawą ma zajmować się tamtejszy odpowiednik CBA.
Pili Pili, którą kierował Wojciech Żabiński, oferował wypoczynek na Zanzibarze i inwestycje w hotele. Płatności przyjmował w kryptowalucie (Getty Images, poszukiwani.policja.pl)
Miały być rajskie wakacje na Zanzibarze oraz zyski z inwestycji w biznes hotelarski Pili Pili, a są pokrzywdzeni turyści oraz inwestorzy z Polski. Mowa o 254 osobach i łącznej szkodzie w wysokości 7 mln zł. Niewykluczone, że do gdańskiej prokuratury zgłoszą się kolejne osoby, bo śledztwo w sprawie słynnego „Wojtka z Zanzibaru” oraz jego dwóch wspólników wciąż trwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Proceder oszustw w sieci. "Dla tych ludzi to praca"
Za trojgiem przedsiębiorców: Wojciechem Żabińskim, Dominikiem Żabińskim oraz Katarzyną Zmarzlik wydano listy gończe w związku z zarzutami, za które grozi im nawet do 5 lat pozbawienia wolności. Mimo to wciąż przebywają na tanzańskiej wyspie, gdzie cały czas prowadzą biznes. Jak to możliwe, że jeszcze nie udało się doprowadzić ich przed sąd?
„(…) śledztwo pozostaje w toku i w dalszym ciągu kontynuowane są czynności celem zatrzymania podejrzanych. Prokurator wydał postanowienie o poszukiwaniu podejrzanych listem gończym, a sąd, w związku z poszukiwaniami, wydał postanowienie o tymczasowym aresztowaniu. Cały czas analizowane są różne prawne możliwości sprowadzenia do kraju poszukiwanych osób. Z uwagi na trwające czynności i dobro postępowania, podanie opinii publicznej szczegółów tych działań nie jest jednak możliwe” — czytamy w odpowiedzi prokurator Marzeny Muklewicz, rzeczniczki Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, na pytanie money.pl.
Wojtek wciąż na Zanzibarze, a powinien być w areszcie
Udało się nam porozmawiać z kilkoma osobami z otoczenia Wojtka Żabińskiego, w tym z inwestorami, pracownikami oraz znajomymi ściganego. Nie mają oni wątpliwości, że założyciele Pili Pili i jego wspólnicy nadal przebywają i prowadzą biznes na Zanzibarze. Spotykają go tam regularnie.
Wojtek nadal mieszka na Zanzibarze wraz z partnerem Damianem (nie wydano za nim listu gończego — przyp. red.), bratem Dominikiem i jego dziewczyną Kasią. Regularnie są widywani w Stone Town i czasami w Jambiani — mówi osoba, zastrzegająca sobie anonimowość.
Stone Towne znajduje się w zachodniej części Zanzibaru, a Jambiani — w południowo-wschodniej części afrykańskiej wysypy, z dala od większych miejscowości i kurortów. Oba miejsca są polecane w przewodnikach jako warte do odwiedzenia.
Jak twierdzą nasi rozmówcy, Wojtek wraz ze wspólnikami nie tylko prowadzi biznes, ale też aktywnie promuje markę Pili Pili w internecie, w tym również na Facebooku, gdzie jego brat Dominik publikuje swoje zdjęcia. Aktualnie ścigani hotelarze przyjmują rezerwacje od turystów na przyszły rok.
Wojtek zarządza siedmioma hotelami, żaden z nich nie jest jego własnością. Dwa hotele należą do rządu Tanzanii — zostały przejęte za długi. Pozostałe należą do inwestorów prywatnych. Obecnie Wojtek obsługuje klientów z różnych krajów, nie tylko z Polski — mówi nam były pracownik Pili Pili, który prosi o anonimowość. Mężczyzna wciąż mieszka i pracuje na Zanzibarze.
Moda na Zanzibar i inwestycje w hotele
Żabiński z hotelarskim biznesem na Zanzibarze wystartował w 2017 r. W pierwszych latach działalności działał dość skronie — prowadził trzy obiekty. Rozmachu nabrał w pandemii, gdy wyspa cieszyła się dużym zainteresowaniem turystów, również Polacy chętnie wybierali ten kierunek na odpoczynek.
Gdańszczanin otaczający się celebrytami chciał szybko wyskalować biznes turystyczny i przeinwestował — twierdzą nasi rozmówcy. Plan zakładał rozbudowę bazy hotelowej do kilkunastu lokalizacji, w tym budowy osiedla willowego, gdzie docelowo miało powstać 100 domków, a ostatecznie pieniędzy wystarczyło na zbudowanie zaledwie 20. Wspólnikiem Wojtaka mógł zostać każdy — wystarczyło zainwestować, by zarabiać na turystach odwiedzających Zanzibar. Organizacją wyjazdów i obsługą wczasowiczów zajmowało się Pili Pili.
Szybko pojawiły się problemy. Pod koniec 2021 r. zatrudnieni na Zanzibarze pracownicy Pili Pili przestali otrzymywać pensje, więc nie stawili się w pracy. Wtedy też Gazeta.pl ujawniła, że Wojtek Żabiński ma do odsiedzenia wyrok dwóch lat i dwóch miesięcy więzienia za oszustwa gospodarcze w Polsce i jest ścigany listem gończym, mimo to na wyspę cały czas ściągał turystów z Polski. Dwa miesiące później, w lutym 2022 r., inwestorzy oraz klienci stracili kontakt z organizatorem wycieczek, który, jak się później okazało, działa bez licencji.
Problemy Wojtka w Tanzanii
Nie tylko w Polsce Wojtek Żabiński ma problemy. Jego były pracownik twierdzi, że w chwili bankructwa hotelarz był winien rządowi Tanzanii ok. 0,5 mln dol.
O tyle ubiegali się wówczas urzędnicy. Wojtek negocjował warunki spłaty bezpośrednio z tanzańską instytucją o nazwie ZAECA. Na czym stanęło, tego nie wiem, bo nie mam z nim aktualnie kontaktu — mówi nam mężczyzna.
ZAECA to odpowiednik polskiego Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA). Na stronie internetowej Zanzibarskiego Urzędu ds. Zwalczania Korupcji i Przestępstw Gospodarczych — tak brzmi jego pełna nazwa po polsku — czytamy, że powstało w 2013 r., by wzmocnić działania antykorupcyjne w Tanzanii. Wysłaliśmy na adres mejlowy tej instytucji pytania dotyczące Żabińskiego. Usiłowaliśmy dowiedzieć się, czy faktycznie podpisano ugodę z Polakiem oraz ile wynoszą jego długi. A także zapytaliśmy, dlaczego nie chcą go wydać polskim organom ścigania. Odpowiedzi jednak nie otrzymaliśmy.
O długach Żabińskiego mówią nam też pozostali rozmówcy. Według nich rząd Tanzanii nie wypuści Polaków, dopóki nie zwrócą pieniędzy, w tym m.in. zaległości podatkowych. Zapytaliśmy karnistę, czy to może utrudniać ekstradycję osób ściganych listem gończym. Według adwokata to prawdopodobny scenariusz.
Jeśli ścigany faktycznie ma zaległości podatkowe względem rządu Tanzanii, to możliwe, że miał tam postępowanie podatkowe i zostały wydane postanowienia w związku z tym. Niewykluczone, że właśnie to powoduje prawny klincz, który utrudnia wykonanie listów gończych — mówi nam adw. Michał Krysztofowicz.
— Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, że tamtejszy organ podatkowy przekłada własny problem nad problem innego kraju i wyda naszego obywatela, dopiero gdy ten spłaci tam długi. Nie wykluczałbym tego scenariusza ze względu na specyfikę państw afrykańskich i ich pewną nonszalancję w traktowaniu kultury prawnej — dodaje.
Klienci Wojtka chcą sprawiedliwości
Pokrzywdzeni, z którymi udało się nam porozmawiać, nie rozumieją, dlaczego polskim organom ścigania do tej pory nie udało doprowadzić założycieli Pili Pili przed polski sąd, skoro miejsce ich pobytu jest tajemnicą Poliszynela. Ale również tego, że strony internetowe Pili Pili nie zostały zablokowane przez śledczych, umożliwiając ściganym Polakom prowadzenie biznesu na Zanzibarze i ściąganie tam polskich turystów.
Z tym pytaniem zwróciliśmy się do prokuratury, a ta przekonuje, że robi co w jej mocy. Odpowiadając na naszą wiadomość, rzeczniczka prasowa tłumaczy, że śledczy weryfikują, czy „pilipilizanzibar.com” i powiązane z nią profile facebookowe faktycznie są prowadzone przez ściganych listem gończym.
Zgodnie z dotychczasowymi ustaleniami śledczych 240 osób, które nie mogły polecieć na wykupiony urlop, straciło w sumie 2,7 mln zł. Z kolei 14 inwestorów straciło 4,1 mln zł. Łącznie daje to 254 pokrzywdzonych i szkodę wartości 7 mln zł.
Według byłego pracownika Pili Pili poszkodowanych inwestorów jest znacznie więcej, ale mogą nie chcieć się ujawnić i zgłosić na policję, by nie tłumaczyć się, skąd mieli pieniądze na inwestycję. Nasz rozmówca szacuje, że w przypadku inwestycji w osiedle willowe domki sprzedawano po średnio 100 tys. dol. Choć wybudowano ich 20, to sprzedać się miała cała setka. Inwestorzy mieli chętnie płacić z góry, gdyż miało gwarantować wyższe zyski.
Siłą marki Pili Pili byli znani ludzie i szeroko zakrojone działania marketingowe. Wakacyjne wyjazdy organizowane przez „Wojtka z Zanzibaru” promowało wiele znanych twarzy. Przykładowo: aktorki Barbara Kurdej-Szatan, Anna Dereszowska, Małgorzata Socha, Magdalena Różdżka. A także aktor Tomasz Ciachorowski, piosenkarka Natalia Kululska, dziennikarka Joanna Racewicz i wielu, wielu innych.
Nie udało się nam skontaktować z Wojciechem Żabińskim, Dominikiem Żabińskim oraz Katarzyną Zmarzlik.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl