Magdalena Auzbiter
W pierwszych dwóch kwartałach 2023 roku zanotowano 2 640 niewypłacalnych firm, to wzrost o 89 proc. w porównaniu z tym samym okresem w poprzednim roku. Dane te napawały lękiem zarówno przedsiębiorców jak i analityków. I mimo, że trzeci kwartał przyniósł lepsze informacje – upadłości było o 13 proc. mniej niż w poprzednim kwartale – to eksperci nie spodziewają się by ten „dobry trend” został w kraju na dłużej.
Polski rynek mierzy się z niekorzystną globalną sytuacją gospodarczą, która dopadła także takich potentatów jak Stany Zjednoczone, Chiny czy Indie. Wyhamował również rozwój krajów Europy Wschodniej, głównie przez trwającą w Ukrainie wojnę, ale także wciąż odczuwane skutki pandemii Covid-19. Do tego dochodzą czynniki krajowe takie jak wysoka inflacja, drożyzna i związany z nimi spadek konsumpcji klientów. Spadek popytu odnotowują zarówno usługi jak i produkty.
Wyhamowanie dynamiki wzrostu liczby niewypłacalności można zauważyć we wszystkich branżach. Wyraźnie między innymi w: branży produkcyjnej (spadek o 19 proc. w stosunku do drugiego kwartału 2023 r., upadło 171 firm), branży handlowej (spadek o 8 proc., upadły 253 firmy), branży budowlanej (spadek o 10 proc., upadły 152 firmy), w transporcie (spadek o 21 proc., upadło 119 firm) i usługach (spadek o 17 proc., upadło 336 firm).
Mimo tego prognozy dla upadłości w nowym roku nie są pewne – obecna prognoza przewiduje, że globalny wzrost gospodarczy w 2024 r. wyniesie zaledwie 2,2 proc. w porównaniu z wcześniej prognozowanymi 2,4 proc., a polski rozwój w znacznej mierze jest uzależniony od zagranicznych wyników. Niższe wyniki miały wywołać jedynie widmo kryzysu technologicznego, finansowego i pandemia Covid-19.
To oznacza, że mimo chwilowej poprawy liczba upadłości w Polsce może skoczyć w ostatnim kwartale tego roku oraz z początkiem 2024 roku.