Projekt ustawy wprowadzającej tzw. kasowy PIT trafił do konsultacji międzyresortowych. Potrwają one do połowy maja. Ale już teraz eksperci nie zostawiają na sztandarowym pomyśle obecnej koalicji rządzącej przysłowiowej „suchej nitki” – czytamy w piątkowym wydaniu „Rzeczpospolitej”. Księgowi i doradcy podatkowi krytykują nowe przepisy za nadmierne skomplikowanie i dodatkowe obowiązki dla przedsiębiorców, które zwiększą ich obciążenie biurokracją.
/Radek Pietruszka /PAP
Kasowy PIT – pod tym hasłem kryje się rozwiązanie, w myśl którego przedsiębiorca zapłaci podatek dochodowy dopiero po otrzymaniu płatności od kontrahenta. Będzie dotyczył wyłącznie transakcji udokumentowanych fakturami. W założeniu pomysł ten miał poprawić sytuację firm, wobec których kontrahenci zalegają z uregulowaniem zobowiązań. „Po opublikowaniu projektu widać jednak duże rozczarowanie ekspertów” – zauważa dziennik.
Zdaniem Sylwii Rzepki, ekspertki Stowarzyszenia Księgowych w Polsce, „chętnych do kasowych rozliczeń będzie niewielu, jeśli w ogóle„. W rozmowie z „Rz” ekspertka podkreśla, że propozycje resortu finansów są „bardzo skomplikowane” i nałożą na firmy dużo nowych obowiązków.
Reklama
Także Piotr Juszczyk, doradca podatkowy w inFakcie, w rozmowie z dziennikiem nie pozostawia złudzeń co do efektu pracy Ministerstwa Finansów. „Jak przedsiębiorcy zobaczą, ile ich czeka biurokracji, to szybko im się kasowego PIT odechce” – stwierdza.
Eksperci: Projekt kasowego PIT to dodatkowe uciążliwe obowiązki dla firm
Ekspert podnosi też istotną kwestię: w zapowiedziach polityków koalicji rządzącej była mowa o tym, że kasowa metoda pozwoli na rozliczenie się z fiskusem dopiero po otrzymaniu przez firmę zapłaty od kontrahenta (obecnie ten obowiązek powstaje już po dokonaniu sprzedaży). Tymczasem okazuje się, że w świetle projektu przedsiębiorca nie uniknie podatku, a jedynie zyska odroczenie zapłaty, nawet jeśli nie otrzyma od klienta środków z tytułów zapłaconej faktury. Jak tłumaczy Piotr Juszczyk, po dwóch latach (albo w razie likwidacji biznesu) trzeba będzie przychód wykazać, nawet jeśli faktura pozostaje nieuregulowana.
Dodatkowo firmy będą musiały prowadzić osobną ewidencję faktur, z tytułu których nie otrzymali jeszcze zapłaty, i monitorować czas, jaki upłynął od ich wystawienia – zauważa doradca inFaktu. Przypomina też, że powstanie obowiązek rozdzielania przychodów ze sprzedaży na rzecz firm i osób fizycznych (w tym drugim przypadku kasowa metoda nie będzie obowiązywać).
Sylwia Rzepka w rozmowie z „Rz” dodaje: „Najtrudniejsze będzie sprawdzanie każdej faktury, zarówno przychodowej, jak i kosztowej (bo wydatki też trzeba rozliczać dopiero po zapłacie), z kontem bankowym”. Zdaniem specjalistki, będą do tego potrzebne rejestry płatności. „Na dodatek firmy rozliczają transakcje w różny sposób, mniejsze gotówką, niektóre przez kompensaty. Te wszystkie rozliczenia trzeba będzie sprawdzić, co oznacza dodatkową pracę i co za tym idzie, podniesienie cen usług księgowych” – podkreśla rozmówczyni gazety.
Kasowy PIT dla nielicznych. Kto skorzysta w praktyce?
Krytykowany jest też fakt, że grono uprawnionych do korzystania z kasowej metody jest dość wąskie. Podatnik będzie mógł w ten sposób rozliczyć PIT, jeśli:
- jest przedsiębiorcą rozpoczynającym działalność gospodarczą albo jego wysokość przychodów z działalności prowadzonej samodzielnie – a więc nie w formie spółki cywilnej czy jawnej – w roku poprzedzającym dany rok podatkowy nie przekroczy 250 tys. euro („Rz” zwraca uwagę, że jest to „dość niski limit, choćby w branży handlowej czy budowlanej”);
- jego firma nie prowadzi ksiąg rachunkowych;
- dana transakcja została dokonana między firmami.
Planowany termin wejścia w życie ustawy o kasowym PIT to 1 stycznia 2025 r.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL