Budżet państwa. Opozycja będzie mieć tylko kilka tygodni na uchwalenie go

Ustępujący rząd uruchomił zegar, którego odliczanie będzie pobrzmiewać w uszach polityków przejmujących władzę. Chodzi o ustawę budżetową, która wpłynęła do Sejmu we wrześniu. Nie dość, że trafi ona do kosza, to nowy rząd będzie mieć mało czasu, by przedłożyć własną. Inaczej będą przedterminowe wybory.

Budżet państwa na 2024 r. Opozycja będzie mieć mało czasu. Na zdjęciu premier Mateusz Morawiecki i minister finansów Magdalena Rzeczkowska (PAP, Paweł Supernak)

Od kilku dni znamy już wyniki wyborów parlamentarnych, po których najprawdopodobniej Prawo i Sprawiedliwość, mimo że zdobyło najwięcej głosów, przejdzie do opozycji. Wciąż jednak nie wiemy, kiedy pracę rozpocznie nowy rząd. W najgorszym wariancie – dopiero w okolicach świąt Bożego Narodzenia.

Zegar do uchwalenia budżetu wystartował

Najpewniej sformułują go trzy formacje dotychczas będące w opozycji: Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica. I już na starcie napotkają problem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Znamienne słowa Hołowni o końcu rozdawnictwa. "To zapowiedź racjonalizacji wydatków"

Będzie nim projekt ustawy budżetowej. Wymogi konstytucyjne nakazały, aby do końca września rząd PiS-u złożył projekt budżetu do Sejmu, co zrobił 29 września. Od tego dnia zaczął tykać zegar. Przyszłe władze będą mieć ledwie kilka tygodni, aby przedłożyć ustawę do podpisu prezydentowi. Inaczej prezydent będzie mógł przedterminowo rozwiązać parlament, co wynika z art. 225 Konstytucji RP:

Jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu, Prezydent Rzeczypospolitej może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu.

– Do tej pory były rozmaite spory w doktrynie, które postanowiłem rozwikłać trzy lata temu. Razem z prof. Joanną Juchniewicz wydaliśmy komentarz do art. 225 Konstytucji i wskazaliśmy w nim, że naszym zdaniem termin jest liczony od wniesienia projektu do Sejmu. Natomiast wybory powodują, że obowiązuje zasada dyskontynuacji, zatem obecnie złożony projekt trafi do kosza. Spowoduje to, że trzeba będzie po raz kolejny złożyć projekt ustawy budżetowej, jednak sytuacja ta nie wstrzymuje terminu wskazanego w art. 225 – wskazuje w rozmowie z money.pl były wiceprzewodniczący Trybunału Stanu i konstytucjonalista prof. Marek Chmaj.

Po ludzku mówiąc: rząd wniósł projekt pod koniec września i czas już płynie. Przyszła Rada Ministrów będzie musiała ponownie wnieść projekt budżetu i przedłożyć go prezydentowi najpóźniej do końca stycznia – tłumaczy nasz rozmówca.

Opozycja gotowa pracować na projekcie PiS-u

Prace nad projektem rządu Zjednoczonej Prawicy się nie rozpoczęły, a sam dokument nie otrzymał nawet numeru druku. I już się nie rozpoczną. Nawet jeżeli PiS zastosuje podobną zagrywkę jak w 2019 r. i zwoła jeszcze posiedzenie ustępującego parlamentu, to Senat przetrzyma projekt, co podkreślają nasi rozmówcy z opozycji. A prawo przewiduje, że – poza pewnymi wyjątkami – prace parlamentu poprzedniej kadencji nie przechodzą na ten świeżo wybrany. Nazywa się to zasadą dyskontynuacji.

Politycy z części obecnej opozycji jednak przyznają, że będą musieli projekt PiS-u wyciągnąć z kosza. Wszystko przez fakt, że zabraknie im czasu na napisanie i dopieszczenie własnej propozycji.

Rozpoczniemy pracę nad tym projektem, a zadaniem przyszłego ministra finansów będzie dopracowanie go, by spełniał standardy i odpowiadał założeniom koalicyjnego programu. Będą w nim potrzebne liczne przesunięcia, bo w projekcie w obecnej formie jest mnóstwo problemów do rozwiązania – zaznacza w rozmowie z money.pl Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050.

Nie wyobrażam sobie też rozpoczęcia prac nad pisaniem nowego projektu budżetowego, to oczywiste. Jednak możemy przeprowadzić remont generalny w tym, co przygotował obecny rząd – dodaje.

Nowelizacje budżetu nie takie pewne

Zgadza się z nią Dariusz Wieczorek z Lewicy, który w rozmowie z money.pl podkreśla, że nowy rząd będzie musiał działać szybko. – Zrobimy wszystko, co tylko się da z ich projektem budżetowym. Natomiast należy się spodziewać nowelizacji budżetu w 2024 r. – zapowiada.

Z nowelizacjami może jednak być problem. Wśród prawników i ekspertów jest spór o to, czy przepisy Konstytucji, które m.in. uniemożliwiają prezydentowi zawetowanie ustawy budżetowej (art. 224), rozciągają się też na ich nowelizacje. Zdaniem prof. Marka Chmaja tak nie jest, a nowele nie podlegają rygorom przewidzianym dla ustawy budżetowej.

Piotr Leonarski, adwokat i doradca podatkowy w LSF, przedstawił taką samą interpretację przepisów, odpowiadając na post dziennikarza Wirtualnej Polski Patryka Słowika.

Innego zdania jednak jest Radosław Płonka, adwokat, ekspert prawny BCC. W rozmowie z money.pl wskazuje, że w nauce prawa występuje zasada zakładająca, że skoro przepisy pozwalają robić coś więcej, to pozwalają też robić coś mniej („ad maiori ad minus”). Na jej podstawie przepisy Konstytucji dotyczące weta obowiązują też w przypadku nowelizacji budżetu, jak i prowizorium budżetowego.

– Oznacza to, że prezydent nie może zawetować nowelizacji ustawy budżetowej, może ją jedynie skierować do Trybunału Konstytucyjnego – ocenia nasz rozmówca. Powołuje się też na kilka publikacji naukowych, które potwierdzają to stanowisko.

Ewentualne ryzyko blokowania nowelizacji budżetu przez prezydenta dostrzega jednak posłanka Polski 2050.

Dlatego właśnie gruntowny remont trzeba przeprowadzić jeszcze teraz, w samym projekcie ustawy budżetowej. Myślę, że prace koalicjantów nad naprawieniem budżetu zaczną się jeszcze przed zwołaniem pierwszego posiedzenia Sejmu. Będziemy działać na zapleczu” – zapowiada Paulina Hennig-Kloska.

Prześwietlą stan finansów publicznych po PiS-ie

Poseł Lewicy z kolei zaznacza, że do przygotowania budżetu przyszła koalicja będzie musiała prześwietlić dokładnie dane dotyczące finansów publicznych. Jego zdaniem koniecznym jest, by ustalić, dlaczego we wrześniu dziura budżetowa wzrosła o 18 mld zł do kwoty ok. 35 mld zł (co rząd ujawnił dopiero po wyborach). Takie skoki” deficytu w ostatnich latach się nie zdarzały.

Przeprowadzimy też audyt i zrobimy raport otwarcia, by pokazać Polakom, co nam PiS pozostawiło. Obywatele muszą się dowiedzieć, jak wyglądała polityka fiskalna państwa i zarządzanie budżetem – zapowiada Dariusz Wieczorek.

Politycy przyznają też, że sytuacja budżetowa sprawia, że trzeba będzie rozdzielić wydatki państwa na te niezbędne i na te, które będzie można odłożyć na później. Przedstawiciel Lewicy uważa, że w przyszłorocznym budżecie musi znaleźć się co najmniej 20-procentowa podwyżka płac dla sfery budżetowej, gdyż deklaracje w tym zakresie składały wszystkie formacje opozycyjne. Z kolei posłanka Polski 2050 uważa, że najważniejsze jest utrzymanie obniżek podatku VAT na żywność i prąd (przynajmniej dla osób zagrożonych ubóstwem energetycznym), by nie zaskoczyć Polaków podwyżkami cen w 2024 r.

– Jest skąd brać pieniądze, można np. zlikwidować dotację dla telewizji publicznej. Od razu znajdą się 3 mld zł – zapowiada Paulina Hennig-Kloska.

Projekt budżetu na 2024 r.

Projekt autorstwa PiS-u, który wpłynął do Sejmu pod koniec września, zakładał dochody państwa na poziomie 684,5 mld zł (ujawniony w sierpniu plan resortu finansów przewidywał kwotę 683,6 mld zł). Natomiast limit wydatków został ustalony na 849,3 mld zł (wobec wcześniej zapowiadanych 848 mld zł).

Przyszłoroczny deficyt budżetu ma zatem wynieść 164,8 mld zł (wcześniej była mowa o 164,4 mld zł). Deficyt sektora finansów publicznych, według metodologii unijnej, został ustalony na poziomie ok. 4,5 proc. PKB.

Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *