Od początku transformacji Czechy były najzamożniejszym krajem Europy Środkowo-Wschodniej. Tamtejsza gospodarka od kilku lat jest jednak w stagnacji, podczas gdy Polska się rozwija. Nie uchodzi to uwadze Czechów, którzy z niepokojem zauważają, że Polacy nie są już biedniejsi.
Czechy (East News, Karola Makurat, money.pl)
Latem tego roku czeskie media, w tym te największe, obiegła informacja, że przeciętna płaca w Polsce przewyższyła przeciętną płacę w Czechach. Na czeskich forach dyskusyjnych i w mediach społecznościowych wywołało to niemałą sensację. Czechy były pierwszym w regionie krajem, który Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaliczył do grona gospodarek rozwiniętych. Jeszcze niedawno cieszyły się też statusem „Szwajcarii Europy Środkowo-Wschodniej”, czyli kraju, który budził największe zaufanie inwestorów zagranicznych. Polska od początku transformacji ustrojowej była krajem biedniejszym, o niższym poziomie życia.
Czesi nad polskim morzem
Wizerunek Polski w oczach południowych sąsiadów ewoluuje też pod wpływem tego, że w ostatnim latach wzrosło ich zainteresowanie wakacjami nad polskim morzem. Mieli więc okazję zobaczyć, jakie są warunki życia w Polsce. To m.in. konsekwencja poprawy infrastruktury drogowej nad Wisłą, w tym – ostatnio – otwarcia drogi ekspresowej S3. W tym roku, według wstępnych szacunków, nad polski Bałtyk przyjechało około 550 tys. Czechów, w porównaniu do 350 tys. w 2023 r. To ponad trzykrotnie więcej niż jeszcze w 2019 r., ostatnim roku przed wybuchem pandemii COVID-19, która doprowadziła do załamania w turystyce.
Dane, na które powoływały się czeskie media, porównując poziom płac w Polsce i Czechach, mogą jednak być mylące. Czy rzeczywiście nad Wisłą żyje się dziś bardziej dostatnio niż nad Wełtawą? Czy Polska przejęła od Czechów status najzamożniejszego państwa w regionie? A jeśli tak, jakie są tego przyczyny? Przyjrzymy się szerszemu katalogowi statystyk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Czechy pod wodą. Dramatyczny widok na nagraniach
Co sprawia, że gospodarka uchodzi za wysokorozwiniętą?
Według klasyfikacji Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który dzieli kraje na rozwinięte (zaawansowane) i rozwijające się, Czechy od 2009 r. są już w tej pierwszej grupie, Polska pozostaje zaś w drugiej. Ale, jak przyznaje waszyngtońska instytucja, podział nie jest oparty na twardych kryteriach, takich jak poziom PKB per capita. Przykładowo, dla Słowacji, Estonii, Litwy i Łotwy przepustką do grona gospodarek rozwiniętych było przyjęcie euro.
Gdyby opierać się tylko na PKB per capita – czyli wartości wytworzonych w kraju finalnych dóbr i usług w przeliczeniu na mieszkańca – Czechy są faktycznie na wyraźnie wyższym poziomie rozwoju niż Polska. W 2023 r. PKB per capita nad Wełtawą wynosił 29,2 tys. euro, a nad Wisłą zaledwie 19,9 tys. euro. Patrząc z tej perspektywy, Polsce jest bliżej do Rumunii (17 tys. euro) niż do Czech.
Przepaść jest nieco mniejsza, gdy skoryguje się te dane o różnice w sile nabywczej euro w obu krajach (wykres powyżej). PKB per capita z zachowaniem parytetu siły nabywczej (PPP) w Czechach wynosił w 2023 r. 34,9 tys. euro – co stanowi 92 proc. średniej unijnej – a w Polsce 30,1 tys. euro, czyli 79,4 proc. średniej unijnej. Ale różnica ta szybko maleje. W 2004 r., gdy kraje naszego regionu dołączały do UE, PKB per capita (PPP) w Polsce był o blisko połowę niższy niż średnio w UE, a w Czechach tylko o 20 proc. Luka rozwojowa między Polską a Czechami stopniała więc z 29 proc. średniej unijnej do niespełna 13 proc.
Pandemia była przełomem? Polska szybciej goni Czechy
Polsce dużą część dystansu do Czech udało się pokonać w ostatnich kilku latach. W latach 2010-2017 ten dystans się nawet zwiększał. Później zaczął się kurczyć, a zjawisko to przybrało na sile po wybuchu pandemii COVID-19. Jeszcze w 2019 r. różnica w PKB per capita (PPP) między Czechami a Polską wynosiła blisko 23 proc. średniej unijnej. To oznacza, że w trzy lata zmalała o 10 pkt proc., bardziej niż w poprzednich 15 latach.
Można to zobaczyć także w danych na temat poziomu realnego (liczonego w cenach stałych) PKB. W Polsce produkt krajowy, po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych, w II kwartale tego roku był o ponad 13 proc. większy niż w IV kwartale 2019 r. Spośród „nowych państw UE” szybszy wzrost gospodarczy odnotowała tylko Chorwacja. Gospodarka Czech urosła zaś o zaledwie 1 proc.
Choć PKB na mieszkańca to popularna miara poziomu rozwoju gospodarczego kraju, nie zawsze jest dobrym wskaźnikiem jakości życia. Wzrost gospodarczy, mierzony PKB, nie musi bowiem bezpośrednio przekładać się na wzrost dochodów przeciętnego mieszkańca. Stąd właśnie pokusa porównywania wynagrodzeń.
Czy dochody Polaków są wyższe niż Czechów?
Czeskie media przywoływały w tym kontekście dane dotyczące przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw z raportu firmy doradczej Forvis Mazars. W Polsce wynosiło ono wówczas 1795 euro, a w Czechach 1779 euro. W poprzednich latach to Czesi stale byli najlepiej wynagradzani spośród nacji z Grupy Wyszehradzkiej (oprócz Polski i Czech obejmuje jeszcze Słowację i Węgry). Analitycy z Forvis Mazars wyliczali, że w Polsce w ciągu roku przeciętne wynagrodzenie wzrosło o 25 proc., a w Czechach tylko o 6 proc.
Te dane niewiele jednak mówią o faktycznych wynagrodzeniach Polaków i Czechów, a jeszcze mniej o ich całkowitych dochodach oraz ich sile nabywczej. Po pierwsze, sektor przedsiębiorstw (przy czym nie jest jasne, czy w obu krajach był tak samo zdefiniowany) to tylko wycinek gospodarki, a płace są tam zwykle wyższe niż w innych sektorach. Po drugie, mowa o wynagrodzeniach w ujęciu brutto. Po trzecie zaś, przeliczanie płac na euro jest wrażliwe na wahania kursów walut, które często nie mają bezpośredniego przełożenia na warunki życia ludności.
Oczywiście, z perspektywy Czechów, którzy wyjeżdżali za granicę, w tym do Polski, to, że ich przeciętna płaca w euro zmalała relatywnie do przeciętnej płacy w innych krajach, ma pewne znaczenie. Ale dla większości gospodarstw domowych – zarówno w Czechach, jak i w Polsce – liczy się to, ile za swoje dochody są w stanie kupić we własnym kraju. Na takie porównania pozwalają dane dotyczące tzw. dochodu ekwiwalentnego netto. Obejmują one ogół ludności – a więc nie tylko z pracy, ale też z emerytur i innych transferów społecznych – i uwzględniają fakt, że koszt utrzymania kolejnej osoby w gospodarstwie domowym jest niższy niż koszt utrzymania pierwszej osoby (skala ekwiwalentności nadaje pierwszej dorosłej osobie wagę 1, każdej kolejnej osobie w wieku powyżej 14 lat wagę 0,5, a każdemu młodszemu dziecku wagę 0,3; dochód czteroosobowej rodziny z dwójką dzieci w wieku poniżej 14 lat jest więc dzielony na 2,1, a nie na cztery).
Tak liczony medianowy (czyli taki, jaki uzyskuje środkowa osoba w rozkładzie dochodów) dochód per capita w Czechach wynosił w 2023 r. 16,2 tys. euro PPP, a w Polsce niemal 16,6 tys. euro PPP. Uwzględnienie parytetu siły nabywczej (PPP) oznacza, że ten medianowy dochód w Czechach wystarczyłby, aby kupić tyle, ile 16,2 tys. euro w Polsce. Jeszcze w 2019 r. statystyczny Czech uzyskiwał dochód o 13 proc. wyższy niż statystyczny Polak. W 2012 r. ta różnica wynosiła 19,5 proc., a w 2005 r. (starsze dane nie są dostępne) 60 proc. Te dane nie pozostawiają więc wątpliwości, że Czesi relatywnie do Polaków zubożeli, mimo że ich dochody w minionych dwóch dekadach nominalnie wzrosły o ponad 112 proc. Nad Wisłą medianowy dochód podskoczył bowiem znacznie mocniej: o niemal 250 proc.
Dobrobyt zależy od poziomu konsumpcji, a nie dochodów
Statystycy zalecają często, aby w ocenach dobrobytu koncentrować się nie na poziomie dochodów, ale na poziomie konsumpcji – i to z uwzględnieniem towarów i usług zapewnianych przez sektor publiczny. Poszczególne kraje różnią się bowiem zakresem usług, które mieszkańcom zapewnia państwo. Przykładowo, konsumpcja per capita w kraju, który ma wysokie podatki i szeroki zakres usług publicznych może być podobna jak w kraju, który ma niskie podatki i wąski zakres usług publicznych, nawet jeśli w tym pierwszym dochód netto (z powodu wysokich podatków) na mieszkańca jest niższy.
Taką miarą poziomu konsumpcji są obliczane przez Eurostat wskaźniki rzeczywistego spożycia indywidualnego (AIC). Obejmują one wszystkie prywatne wydatki konsumpcyjne i część wydatków publicznych (np. na służbę zdrowia, ale już nie na wojsko). W świetle tych danych poziom materialnego dobrobytu w Czechach jest wciąż wyższy niż w Polsce, ale tylko minimalnie, o 0,5 proc. Rzeczywiste spożycie indywidualne nad Wełtawą wynosiło w 2023 r. blisko 20,5 tys. euro PPP, a w Polsce niespełna 20,4 tys. euro PPP. Jeszcze przed pandemią COVID-19 Czesi wyprzedzali nas pod tym względem o około 15 proc., a w roku akcesji do UE o 26 proc. Te dane najlepiej pokazują, że Czesi mogą mieć uzasadnione poczucie, że przestają być najzamożniejszą nacją regionu.
Czechom szkodzą bliskie związki z Niemcami
Dlaczego w ostatnich latach Polska tak szybko goniła Czechy pod względem poziomu życia? Przyczyn jest kilka. Jedną z nich było to, że w reakcji na pandemię COVID-19 polski rząd zwiększył wydatki bardziej niż czeski. Jak tłumaczyli wtedy (w maju 2020 r.) ekonomiści z banku ING, polskiemu rządowi w sukurs przyszedł Narodowy Bank Polski, uruchamiając program skupu obligacji skarbowych i gwarantowanych przez skarb państwa o skali większej niż w jakimkolwiek innym kraju regionu (NBP w latach 2020-2021 skupił obligacje za 144 mld zł; zgodność tych operacji z prawem jest dziś przedmiotem badań sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej). Narodowy Bank Czech utrzymywał bardziej konserwatywną politykę pieniężną, ograniczając się do obniżki stóp procentowych.
Różnice w polityce pieniężnej i fiskalnej sprawiły, że korona czeska po 2020 r. wyraźnie umocniła się wobec złotego. Była to jednak w praktyce kontynuacja trendu widocznego już wcześniej. Aprecjacja korony czeskiej trwała mniej więcej od połowy minionej dekady aż do 2023 r. W tym czasie waluta naszych południowych sąsiadów umocniła się wobec euro o około 20 proc., a wobec złotego – który wyraźnie osłabił się po wyborach prezydenckich w Polsce z 2015 r., które popchnęły jedną z agencji ratingowych do obniżenia oceny wiarygodności kredytowej kraju – o ponad 30 proc.
Jednocześnie już przed pandemią słabnąć zaczął niemiecki przemysł, w szczególności motoryzacyjny. A czeska gospodarka jest silniej włączona w niemieckie łańcuchy dostaw niż polska. Do Niemiec trafia 32 proc. czeskiego eksportu towarów i około 27 proc. polskiego eksportu, przy czym nasz eksport jest bardziej zdywersyfikowany branżowo. Słaba koniunktura nad Renem w połączeniu z aprecjacją korony mocno uderzyła w czeską gospodarkę.
Czesi pogrążeni w pesymizmie. Cierpi konsumpcja
Stagnacja gospodarki miała zaś negatywny wpływ na panujące w Czechach nastroje. Mimo tego, że w żadnym kraju UE stopa bezrobocia nie jest tak niska jak tam, a dochody gospodarstw domowych w ujęciu realnym nie zmalały, słaba koniunktura sprawiła, że Czesi stracili poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego. To z kolei podkopało ich skłonność do wydatków. Widać to wyraźnie we wskaźnikach nastrojów konsumentów (ESI) obliczanych przez Komisję Europejską.
W Polsce we wrześniu ESI w sektorze gospodarstw domowych (KE monitoruje też nastroje w przemyśle, budownictwie, handlu itp.) wyniósł 1 pkt, w porównaniu do -1,5 pkt w sierpniu. To oznacza, że więcej konsumentów dostrzega poprawę swojej sytuacji finansowej i stanu gospodarki niż pogorszenie. W Czechach ten sam wskaźnik wynosił w zeszłym miesiącu -11,9 pkt, co oznacza, że przewagę mieli pesymiści.
Tu potrzebne jest zastrzeżenie: poziomu ESI w Polsce i Czechach nie można ze sobą bezpośrednio porównywać. Na wyniki ankietowych badań wśród konsumentów wpływają bowiem nie tylko faktyczne zmiany ich sytuacji, ale też czynniki kulturowe – niektóre nacje mają po prostu większą skłonność do czarnowidztwa niż inne. Można natomiast analizować zmiany ESI w czasie. I tak nad Wisłą wskaźnik nastrojów konsumentów jest obecnie o 7 pkt proc. powyżej średniej z lat 2004-2019, a nad Wełtawą jest o 3 pkt proc. poniżej tej długoterminowej średniej.
Minorowe nastroje u naszych południowych sąsiadów widać również w wynikach Eurobarometru, szeroko zakrojonego badania opinii publicznej w krajach UE. W ostatnim standardowym Eurobarometrze, z wiosny 2024 r., 20 proc. Czechów uważało, że najbliższych 12 miesięcy przyniesie poprawę w ich życiu. W Polsce takie oczekiwania miało 27 proc. respondentów. W odpowiedzi na pytanie, który z szoków z ostatnich lat najbardziej wpłynęły na postrzeganie przyszłości, Czesi częściej niż Polacy wymieniali kryzys gospodarczy i finansowy (20 proc. w porównaniu do 15 proc.) oraz kryzys energetyczny (23 proc. w porównaniu do 11 proc.). Polacy wyraźnie częściej niż Czesi wskazywali natomiast na wojnę w Ukrainie.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl