Trudno oszukać sejmową arytmetykę – choć misję utworzenia rządu dostał Mateusz Morawiecki, to na jej powodzenie raczej nie ma możliwości. Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy oznacza jednak szansę na kilkanaście tysięcy złotych ekstra dla członków tymczasowego rządu.
Mnożą się polityczne scenariusze. Jednym z pierwszych był "Rząd prezentem na Wigilię? Na to wygląda". Po zwołanych konsultacjach przez prezydenta Andrzeja Dudę w ostatni poniedziałek wszyscy oczekiwali na jego orędzie. Zaskoczenia nie było – rząd ma utworzyć Mateusz Morawiecki, choć nie ma na to szans (wbrew zapewnieniom posłów PiS, które płyną od niemal 3 tygodni).
PiS ewidentnie gra na czas, a stawka jest wysoka. W wielu instytucjach masowo zamawiane były niszczarki do dokumentów – tłumaczono to jednak rutynowymi działaniami. Natomiast szef MSWiA Mariusz Kamiński, według doniesień "Gazety Wyborczej", miał powiedzieć do szefów służb specjalnych wprost: ewakuujcie się. W grze jest także nominacja nowego szefa KNF, do której (jak nieoficjalnie się mówi) ma trafić wielu współpracowników premiera Morawieckiego. Opozycja (jeszcze) zapowiada natomiast powstanie komisji śledczych, które mają rozliczyć afery rządów PiS.
Od pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji premier Morawiecki ma 2 tygodnie na skompletowanie rządu i uzyskanie wotum zaufania. Pojawiają się jednak pomysły, by skrócić ten czas – zwołać drugie posiedzenie Sejmu tydzień po pierwszym i złożyć konstruktywne wotum nieufności wobec rządu Mateusza Morawieckiego.
Tak czy inaczej "tymczasowy" gabinet może i nie będzie trwał długo, ale da jego członkom prawo do wynagrodzenia i innych świadczeń, łącznie z odprawą w wysokości jednomiesięcznego wynagrodzenia. – "Kultura polityczna wymaga, by przez ten czas ministrowie zachowywali powściągliwość w swoich działaniach i nie krępowali planów kolejnej ekipy" – sugeruje w rozmowie z "Rzeczpospolitą" dr Maciej Berek, były szef Rządowego Centrum Legislacji.
JM