Astronauci NASA Suni Williams i Butch Wilmore polecieli na Międzynarodową Stację Kosmiczną 5 czerwca 2024 r. i mieli pozostać tam około 10 dni. Firma Boeing, zapewniająca podwózkę na ten wyjazd, przedłużyła im jednak tę przyjemność. Kapsuła Starliner doznała usterki i NASA rozważa sprowadzenie załogi na ziemię innym pojazdem. Na przykład tym od firmy, której nazwa kończy się na "X", a zaczyna na "Space".
Pierwotny lot Starlinera na orbitę miał się odbyć 6 maja, ze względu na problemy z rakietą nośną przełożono go jednak na 25 maja. Ostateczny termin 5 czerwca został ustalony później, by inżynierowie mieli czas na zbadanie niewielkiego wycieku helu z modułu serwisowego. Usterkę uznano na Ziemi za niegroźną, jednak po przybyciu na ISS problemy techniczne, jak to mają w zwyczaju, postanowiły się rozmnożyć. Podczas dokowania niemal 1/5 silników manewrujących (RCS) okazała się nie reagować na polecenia.
NASA rozważa użycie rakiety Falcon-9 konkurencyjnej dla Boeinga firmy SpaceX jako awaryjnego środka transportu dla astronautów, gdyby zaszła konieczność pilnego ściągnięcia ich z orbity. Taka sytuacja nieomal miała miejsce podczas akcji naprawczej, która miała na celu ocenę stanu silników Starlinera. Jeden z biorących udział w akcji astronautów okazał się zdradzać objawy choroby dekompresyjnej.
NASA planowała wystrzelenie kolejnej załogi (Crew-9) na ISS 18 sierpnia przy użyciu kapsuły Dragon firmy Elona Muska, jednak by dać inżynierom Starlinera więcej czasu na prace naprawcze, start ten został przerzucony na 24 września. Jak często w branży lotów kosmicznych jest to jednak data napisana palcem na tafli wody. Załoga Crew-9 miałaby wystartować w okrojonym do 2 osób składzie, by w okolicach lutego 2025 roku móc wrócić, zabierając ze sobą Williams i Wilmore'a.
Przeczytaj także
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna zbliża się do końca służby. Co ją zastąpi i ile to będzie kosztować?
Problem z oprogramowaniem wpłynie na datę
Redaktorzy serwisu Ars Technica ustalili, że jest duża szansa na opóźnienie kolejnego startu jeszcze bardziej ze względu na następne problemy ze Starlinerem. Okazuje się bowiem, że kapsuła Boeinga potrzebuje dużej aktualizacji oprogramowania, bez której nie będzie w stanie samodzielnie oddokować od ISS i wejść w atmosferę Ziemi.
Poprzednia testowa wersja tego pojazdu działała bezzałogowo i bez trudności poradziła sobie z tym zadaniem, jednak z niewiadomych powodów Boeing pozbawił finalną wersję niezbędnego do takiego manewru oprogramowania. Ostatecznie albo statkiem kosmicznym będą musieli powrócić na Ziemię ludzie, albo będzie wymagał on zainstalowania naprawdę solidnej łatki systemowej, której sama implementacja jest, jak się okazuje, niezwykle trudnym zadaniem. Nie podano do wiadomości publicznej szczegółów dotyczących tego, jakich elementów oprogramowania czy też urządzeń brakuje na Starlierze do przeprowadzenia operacji.
Kosmiczna przyszłość Boeinga
Boeing, aby mieć jakąkolwiek przyszłość w branży kosmicznej, musi udowodnić, że może bezpiecznie przewieźć astronautów na orbitę i z powrotem. Program Starliner przekroczył już budżet ustalony wraz z NASA (4,5 mld dolarów) o dobre 1,5 mld. Aktualne problemy statku kosmicznego z dużą dozą prawdopodobieństwa są jednym z czynników prowadzących do spadku wartości akcji firmy.
Amerykańska Agencja Kosmiczna póki co nie spisuje współpracy z Boeingiem na straty, gdyż w przypadku problemów może się ratować świetnie spisującymi się na razie statkami od SpaceX, nie chce jednak przyznawać im monopolu na transport astronautów z USA w kosmos. Od czasu zakończenia programu wahadłowców NASA musiała płacić za podróże swoich załóg Rosji i nie chce powracać do modelu, w którym za orbitalną podróż jest odpowiedzialny tylko jeden bezkonkurencyjny podmiot.
Oprac.: MT