Brytyjski kryzys. Rekordowo niski kurs funta.

Wieloletnie dna kursu funta w stosunku do złotego nie są wyłącznie wynikiem potęgi polskiej waluty. To również znak głębokiego kryzysu nękającego Królestwo już od pewnego czasu. Nadchodząca jesień ponownie może być burzliwa w finansach tego imperium.

Kryzys Wielkiej Brytanii Funt Najsabszy Od 6 Lat D7a950c, NEWSFIN

fot. Toby Melville / /  Reuters / Forum

13 listopada 2025 roku waluta brytyjska była szacowana poniżej 4,80 zł, ustanawiając uprzednio najniższe poziomy od września 2019 roku – czyli ponad 6 lat wstecz. W całej historii zmiennego kursu złotego, szterling znajdował się istotnie niżej niż obecnie jedynie w latach 2009-11 oraz w pamiętnym 2008, kiedy to jego wyceny zbliżyły się do granicy 4 złotych. Dla przypomnienia, jeszcze dwanaście miesięcy temu funt był wart niemal 5,25 zł.

Funt słabnie jednak nie tylko w stosunku do polskiego złotego. Zniżkuje bowiem w odniesieniu do niemal wszystkich głównych walut świata. W zestawieniu z euro w ciągu minionych 12 miesięcy osłabł o blisko 6%. Wobec dolara jest co prawda na plusie, ale od września ponownie traci na wartości. I stanowi to element szerszego trendu, który rozpoczął się jeszcze w 2008 roku. Niewielu pamięta, ale wówczas jeden funt miał wartość dwóch dolarów amerykańskich. We wrześniu 2022 roku zwany slangowo „Kabel” niemal osiągnął parytet jeden do jednego.

Zobacz takżeObligacje Skarbowe zamiast lokaty? Przeczytaj jak zrobić pierwszy krok w bezpiecznych inwestycjach

Tonąca Brytania

Finansowe, gospodarcze i wręcz społeczne problemy Wielkiej Brytanii nie stanowią nowego zagadnienia. Już na początku 2025 roku informowałem Państwa o „tonącej Brytanii”, kiedy to na rynkach doszło do wyprzedaży funta oraz brytyjskich obligacji rządowych. Od tamtego czasu nic nie uległo poprawie. Zapanowała co najwyżej nerwowa stabilizacja z możliwością krachu w zasadzie w dowolnym momencie.

Najświeższy sygnał alarmowy pojawił się w piątek, 14 listopada, gdy rentowności 10-letnich „Giltów” wzrosły o ponad 13 punktów bazowych. W ten sposób rynek zareagował na nieoficjalne doniesienia o braku zwiększenia podatków od wynagrodzeń (zwanych „dochodowymi”) w ramach przyszłorocznego budżetu. Generalnie cały czas mamy do czynienia z kwestią spadku wiarygodności kredytowej rządu Jego Królewskiej Mości w oczach globalnych rynków finansowych.

Budżet brytyjski ma zostać przedstawiony 26 listopada i powinien zawierać plan cięć w wydatkach oraz podwyżek podatków w celu opanowania kwestii deficytów fiskalnych oraz nadmiernego zadłużenia publicznego. Rząd Zjednoczonego Królestwa, obciążony długiem przekraczającym 100% PKB, przez pięć lat z rzędu wykazuje roczne deficyty fiskalne zbliżone do 5% PKB. Zaś w tragicznym roku 2020 niedobór w budżecie publicznym Wielkiej Brytanii osiągnął bezprecedensowy poziom 15,4% PKB! Tak niekorzystnych wskaźników fiskalnych Brytyjczycy nie doświadczyli od zakończenia II wojny światowej (którą kończyli z długiem na poziomie 247% PKB). Z kolei ostatnia nadwyżka w kasie korony brytyjskiej została odnotowana po raz ostatni pod koniec XX wieku.

Jednak istnieją limity dla długu publicznego

Pozornie to zwykły kryzys budżetowy, który można łatwo rozwiązać podobnie jak inne tego rodzaju sytuacje. Wystarczy nieznacznie zredukować nadmierne wydatki budżetowe (zwłaszcza socjalne lub na wsparcie imigrantów), ewentualnie trochę podwyższyć podatki (które już teraz nie są niskie) i kwestia rozwiązana, można się rozejść. I w tym momencie proste sprawy komplikuje polityka partyjna. Rządząca lewicowa Partia Pracy obiecała wyborcom, że nie podniesie podatków „pracującym”.

Tyle jeśli chodzi o mity i zapewnienia. W praktyce ekipa Keira Starmera podatki podwyższy. Tylko jeszcze nie wiadomo komu i o ile. W innym wypadku po prostu nie zbilansuje budżetu, ponieważ brytyjscy socjaliści są z natury rzeczy niezdolni do ograniczania wydatków publicznych. Nawet tych najbardziej absurdalnych i społecznie szkodliwych. Gdyby to zrobili, straciliby poparcie elektoratu i przegraliby kolejne wybory. Zresztą w gruncie rzeczy to samo dotyczy nominalnie „konserwatywnych” Torysów.

Mamy zatem absurdalny taniec wokół potężnej dziury budżetowej, w którą może wpaść cała Wielka Brytania. To także upadek dawnych zasad oraz kwestia reputacji. W końcu, czy to rzeczywiście problem skorygować budżet o 50 mld funtów przy gospodarce o wartości ok. 2,8 bln funtów (i miesięcznych wydatkach publicznych rzędu 110-120 mld GBP)? Tu naprawdę nie chodzi o aż tak dużo. A nawet tak niewielkiego rezultatu nie da się obecnie osiągnąć, aby uspokoić wierzycieli Zjednoczonego Królestwa.

Kryzys budżetowy to zaledwie czubek góry lodowej brytyjskich problemów

Nerwowość na rynku brytyjskich obligacji rządowych jest jedynie symptomem o wiele głębszego kryzysu całej Wielkiej Brytanii. Ojczyzna kapitalizmu i najstarszy rynek kapitałowy świata w ostatnich latach zachowuje się bardziej jak afrykański rynek wschodzący niż szósta gospodarka świata i dawne imperium. Już trzy lata temu rynki finansowe doprowadziły do niemal natychmiastowej dymisji premier Liz Truss, która nieroztropnie obiecała największą od 37 lat obniżkę podatków, bez odpowiedniego zmniejszenia wydatków publicznych.

Gwałtowna wyprzedaż funta oraz brytyjskich obligacji kosztowała premier Truss nie tylko stanowisko, ale też zmusiła brytyjskie władze do porzucenia planów obniżek podatków. – Przykro mi to mówić, ale sądzę, że Zjednoczone Królestwo zachowuje się trochę jak rynek wschodzący, przekształcając się w rynek tonący – powiedział wówczas Larry Summers, były sekretarz skarbu USA.

Finansowa degradacja Wielkiej Brytanii dała o sobie znać ponownie we wrześniu 2025 roku, kiedy to rentowności 30-letnich obligacji rządowych po raz pierwszy od 1998 roku sięgnęły 5,6%. Stanowiło to utratę zaufania do długoterminowej stabilności brytyjskich finansów publicznych. Tutaj bowiem nie chodzi jedynie o przyszłoroczny budżet, lecz w ogóle o zdolność rządu Wielkiej Brytanii do realizowania zobowiązań finansowych w długim oraz bardzo długim horyzoncie czasowym. Nie mówimy tu o perspektywie bankructwa UK, lecz o trwale podwyższonej (i to znacznie podwyższonej) inflacji, która zmniejsza obciążenie nadmiernego zadłużenia publicznego.

Już teraz Wielka Brytania boryka się z chronicznie zbyt wysoką inflacją. We wrześniu roczna dynamika CPI pozostała bez zmian na poziomie 3,8% – analogicznie jak w poprzednich dwóch miesiącach. Są to najwyższe odczyty od stycznia 2024. Po sierpniu 2021 brytyjska inflacja CPI tylko przez trzy miesiące była zgodna z 2-procentowym celem Banku Anglii. Obecnie UK wyróżnia się najwyższą inflacją konsumencką ze wszystkich znaczących gospodarek rozwiniętych. A mimo to Bank Anglii obniża stopy procentowe – po raz ostatni uczynił to w sierpniu. Jednak we wrześniu wesparł rząd decyzją o spowolnieniu ilościowego zacieśniania polityki monetarnej. Bank centralny, który luzuje politykę w sytuacji, gdy inflacja przekracza cel, traci swą wiarygodność, przedkładając ratowanie finansów publicznych nad statutowy mandat inflacyjny.

Dodatkowo należy wspomnieć, że stopa bezrobocia w Wielkiej Brytanii wzrosła we wrześniu do 5% i osiągnęła najwyższy poziom od maja ’21. A mimo to brytyjski podatnik ponosi koszty zakwaterowania tysięcy nielegalnych (i niepracujących) imigrantów w luksusowych hotelach. Tylko w pierwszej połowie 2025 roku rząd przyjął ponad 111 tysięcy (w większości fałszywych) azylantów, utrzymując ich na koszt społeczeństwa i zawyżając statystyki przestępczości. Coraz szybciej ubywa natomiast rdzennych Brytyjczyków, którzy jednak w ostatnich miesiącach zaczęli wyrażać swój sprzeciw wobec masowej imigracji.

W tym kontekście obawy inwestorów wykraczają daleko poza aktualne problemy budżetowe Wielkiej Brytanii. Zresztą ten sam problem dotyczy w zasadzie wszystkich największych gospodarek świata, w których dług publiczny już od dawna przekracza wskaźniki alarmowe. Stany Zjednoczone są zadłużone na równowartość 124% PKB, czyli najwięcej w swojej powojennej historii. W Chinach relacja długu do PKB sięga 88%, w Japonii jest to astronomiczne 237%, w Wielkiej Brytanii blisko 96%, we Francji 113%, we Włoszech 135%, a w Kanadzie 110%. Wśród największych gospodarek świata w miarę dobrze wyglądają jedynie Niemcy (62,5% PKB długu publicznego), ale tam rząd niedawno zniósł fiskalne ograniczenia, co poskutkuje znaczącym wzrostem zadłużenia.

Zaryzykowałbym twierdzenie, że Brytyjczycy torują drogę dla kryzysu całego długu suwerennego na świecie. Zapewne nie bez powodu w tym roku spadkom cen obligacji rządowych (czyli wzrostowi rentowności) towarzyszyły gwałtownie rosnące ceny złota i srebra. „Barbarzyński relikt” szybko wraca do łask jako jedyny pewny pieniądz w obliczu obaw o długoterminową stabilność dolara oraz globalnego systemu finansowego. Obserwujemy zatem osłabienie wiary w pieniądz fiducjarny, na którym opiera się cała struktura światowego zadłużenia, której pierwszym poziomem jest dług państwowy.

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *