Lasy Państwowe pozyskują więcej drewna, niż wynika to ze statystyk. Oficjalne raporty nie zgadzają się z danymi gromadzonymi przez Biuro Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej. Rozbieżności zauważyli ekolodzy, którzy chcą, aby zajął się tym NIK. Zdaniem leśników różnice wynikają z odmiennych metodologii.
Oficjalne raporty nie zgadzają się z danymi gromadzonymi przez Biuro Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej (Adobe Stock, FILIP OLEJOWSKI)
Ogromne ilości pociętych drzew ułożonych w stosy to częsty widok w polskich lasach. Temat budzi także społeczne emocje. Wzrost liczby wycinek widać także w statystykach. Według danych GUS w 2022 r. pozyskano drewno w liczbie ponad 44 mln metrów sześciennych. To wzrost o 5,7 proc. w porównaniu z 2021 r. Rok wcześniej było to ponad 42 mln metrów sześciennych drewna, co oznacza wzrost o 6,5 proc. w porównaniu z 2020 r.
Leśnicy tłumaczą wzrost zmianą struktury polskich lasów, które osiągają w ostatnim czasie najlepszy wiek do wyrębu na potrzeby przemysłu drzewnego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Rząd zostawił nas w lesie? Polacy rzucili się tłumnie po chrust
Okazuje się, że skala wycinek może być większa, niż to wynika ze statystyk. Ekolodzy z „Pracowni na rzecz Wszystkich Istot” zauważyli, że raporty publikowane na podstawie wyników tzw. Wielkoobszarowej Inwentaryzacji Stanu Lasów (WISL), prowadzone przez Biuro Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej, znacznie się różnią od raportów przekazywanych przez Lasy Państwowe i GUS.
W ciągu ostatnich pięciu lat drewno, które nie zostało ujęte w statystykach, dotyczy prawie 15 mln metrów sześciennych, co daje szacunkową wartość 2,65 mld zł. Zdaniem ekologów ta „nadwyżka” równa się z pozyskaniem surowca z obszaru o wielkości 130 proc. Puszczy Kampinoskiej.
Miliony metrów sześciennych drewna poza rejestrem
— Przeanalizowaliśmy tylko oficjalne dane. Okazało się, że to, co raportują LP, znacznie różni się od liczb, które podaje oficjalnie WISL. W praktyce miliony metrów sześciennych pozyskanego drewna znajduje się poza rejestrem — mówi money.pl Augustyn Mikos.
Wyjaśnia jednocześnie, na czym polega inwentaryzacja robiona na potrzeby WISL. W ramach niej eksperci — na podstawie liczby pniaków po wyciętych drzewach — szacują, ile drzew zostało wyciętych. W praktyce surowiec pozyskany legalnie powinien być także „ostemplowany”, a leśniczy musi określić dokładnie jego ilość.
— Nie jesteśmy jednak w stanie ocenić, skąd wynikają różnice w danych ani tego, co dzieje się z drewnem, którego nie ma w statystykach. Ta sprawa wymaga więc wyjaśnienia, dlatego zdecydowaliśmy się na złożenie wniosku do NIK — mówi.
Lasy Państwowe tłumaczą skąd biorą się różnice
Zapytaliśmy LP, skąd biorą się różnice w statystykach. Leśnicy stanowczo nie zgadzają się z wnioskami ekologów.
W naszej opinii oba źródła danych nie powinny być ze sobą zestawiane. Absolutnie niedopuszczalne jest przeliczanie uzyskanej różnicy na pieniądze i dalsze sugestie, że sprawie powinna przyjrzeć się NIK. Czyniąc je, autorzy tego porównania ujawniają, że chodzi im wyłącznie o zdyskredytowanie LP — komentuje Rafał Zubkowicz z Lasów Państwowych.
Tłumaczy także, skąd biorą się rozbieżności w statystykach. — Roczne dane dotyczące wielkości pozyskania drewna pochodzą z ewidencji LP prowadzonej w ciągu całego roku. Mierzymy tylko drewno, które będzie użytkowane, wprowadzane do obrotu. Należy też zauważyć, że dokonuje się rozliczenia pozyskania drewna bez kory — wyjaśnia.
Z kolei kontrolerzy z WISL prowadzą pomiary w okresie do 5 lat i odwiedzają 20 proc. tzw. powierzchni próbnych (ok. 6 tys. powierzchni na rok). — Potrzeba więc pięciu lat, aby przeprowadzić pomiary na wszystkich powierzchniach próbnych w kraju. — informuje.
Tłumaczy też, że drzewa, które zostały w okresie pięciu lat ścięte (pozostały po nich pniaki lub jeśli tę powierzchnię wykarczowano), zaliczane są do kategorii „użytkowanie”.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Została tylko kałuża. Jezioro w Skrzatuszu wyparowało
Drzewo ścięte w lesie zaliczone jest do kategorii „użytkowane”
Zdaniem LP różnice w danych wynikają także ze stosowania odmiennych technik pomiaru.
— Pod postacią pojedynczych pni lub stosów, zaliczając pnie do klas grubości, precyzyjnie mierzymy całość pozyskanego drewna. Następnie według standardowych przeliczników, obliczamy wartości brutto (drewno w korze) na netto (bez kory) – wyjaśnia Rafał Zubkowicz.
Z kolei metodyka WISL jest inna. Ustalany jest tzw. zapas, czyli ilość drewna zgromadzonego w drzewach w lesie. — Oba sposoby pomiaru są odmienne. Drewno wprowadzane do obrotu mierzy się w całości. Powstaje przy tym statystyczna rozbieżność — podkreśla.
Dodaje, że jakaś część ściętego drzewa zawsze pozostaje w lesie, mogą być to zarówno pniaki, jak i gałęzie. LP tego nie inwentaryzują, z kolei WISL ewidencjonuje martwe drewno, ale nie ustala jego pochodzenia. Metodyka tej inwentaryzacji zakłada także, że całe ścięte drzewo jest zaliczone do kategorii „użytkowane”.
Ekolodzy: cały system gospodarki leśnej wymaga zmian
Argumenty przedstawiane przez LP nie przekonują jednak organizacji zajmujących się ochroną przyrody. W efekcie w ostatnim czasie ponad 250 organizacji i ruchów zajmujących się ochroną lasów w Polsce podpisało „Manifest leśny”, domagając się zmian w zarządzaniu lasami publicznymi w Polsce. Według ekologów cały system tzw. gospodarki leśnej wymaga zmian.
Wśród propozycji organizacji znalazł się m.in. wniosek o wyłączenie minimum 20 proc. lasów spod użytkowania gospodarczego, a także postulat, aby społeczeństwo miało realny wpływ na decyzje o lasach.
– Mamy prawo wiedzieć, co dzieje się z pozyskanym drewnem i pieniędzmi z jego sprzedaży. Te informacje są publiczne i powinny być powszechnie dostępne. Zgodnie z wyrokiem TSUE powinniśmy mieć możliwość zaskarżania decyzji zatwierdzających Plany Urządzania Lasu, czyli podstawowych dokumentów gospodarki leśnej – podkreśla Augustyn Mikos.
Przypomnijmy, że w marcu tego roku przed Trybunałem Sprawiedliwości UE zapadł kluczowy wyrok, w którym TSUE orzekł, że podczas prowadzenia gospodarki leśnej w Polsce nie są przestrzegane wymogi ścisłej ochrony gatunkowej roślin i zwierząt. Zarzucił także, że społeczeństwo nie może skarżyć przed polskimi sądami planów urządzenia lasu, czyli wycinki drzew.
W praktyce planów urządzenia lasu nadal nie można zaskarżyć do sądów administracyjnych, w których procedura postępowania jest krótsza i tańsza. Dzieje się tak, mimo że TSUE uznał, że ta droga powinna być otwarta dla każdej organizacji — mówi Marta Jagusztyn, założycielka i członkini zarządu Fundacji Lasy i Obywatele.
Lasem jest także zrąb, na którym nic nie rośnie
Przedstawiciele organizacji ekologicznych domagają się również wprowadzenia w Polsce systemu monitoringu i publicznego udostępniania danych o pozyskaniu drewna oraz jego późniejszym wykorzystaniu. Według nich ułatwiłoby to śledzenie pozyskiwania drewna i utrudniłoby pojawianie się nadużyć.
Podobny system działa już w Rumunii, która miała również problem z nielegalnym pozyskiwaniem drewna. Dlatego wprowadzono tam system, który rejestruje ilości pozyskanego drewna. Można to śledzić za pomocą GPS. Kontrola legalności drewna umożliwia m.in.sprawdzenie, ile ciężarówek przewożących drewno brakuje w oficjalnym systemie.
— LP zapewniają, że z polskimi lasami jest wszystko w porządku, bo lesistość rośnie. Jednak w ich rozumieniu lesistość to procent gruntu zaklasyfikowanego jako leśny w ewidencji. Według takiej definicji zarówno zrąb, na którym nic nie rośnie, jak i tzw. młodnik. Dlatego nawet jeśli po paru latach na zrębach sadzone są nowe drzewa, to w rozumieniu społeczeństwa nie są one jeszcze lasem, nie chronią nas więc przed negatywnymi skutkami zmian klimatu, suszami, powodziami czy upałami — podkreśla Marta Jagusztyn.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl