Październik na rynku kryptowalut jest określany mianem „Uptober’’ (od słów: Up i October). Bitcoin w październiku taniał tylko dwukrotnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. W tym roku podrożał o prawie 30 proc. Rynki czekają na pojawienie się nowego bitcoinowego instrumentu finansowego, który będzie w zasięgu ręki każdego inwestora.
/123RF/PICSEL
Reklama
- Październik to zazwyczaj czas poważnych wzrostów ceny bitcoina. W tym roku też tak było, a kryptowaluta zyskiwała głównie z powodu spekulacji, że na rynek dopuszczony zostanie spotowy ETF dla bitcoina
- Bitcoin może stać się bardziej dostępny dla inwestorów i zbliżyć się do szeroko rozumianego świata regularnych finansów za sprawą nowego funduszu giełdowego, który będzie śledzić jego cenę
- Kapitan Faibik, ceniony analityk kryptowalutowy, uważa, że bitcoin jest gotów stawić czoła strefie oporu między 38 a 39 tysiącami dolarów. Jego zdaniem, za kilka miesięcy możliwa będzie cena docelowa na poziomie około 52 tysięcy dolarów
Bitcoin pod koniec października przyzwyczajał inwestorów do ceny na poziomie około 34 tysięcy dolarów. Przekraczał nawet granicę 35 tysięcy dolarów i testował w ten sposób najwyższe wartości od maja 2022 roku.
Znów potwierdziła się historyczna reguła, że październik to zazwyczaj okres poważnych wzrostów ceny kryptowaluty. Z tego powodu ten miesiąc jest nazywany „Uptober’’ (od słów: Up i October). Bitcoin w październiku taniał tylko dwukrotnie w ciągu dziesięciu lat. Ostatni raz miało to miejsce w 2018 roku. W przeszłości, w tym właśnie miesiącu bitcoin często drożał o kilkadziesiąt procent.
Bitcoin szeroko dostępny
Pierwsza kryptowaluta świata w październiku tego roku zyskała na wartości blisko 30 proc. Wszystko wskazuje na to, że główną przyczyną nowej fali zainteresowania „coinem” są oczekiwania inwestorów, że amerykańskie agencje regulacyjne w bliskiej przyszłości zezwolą na wprowadzenie funduszu ETF śledzącego cenę spot bitcoina.
W odróżnieniu od funkcjonujących w Stanach Zjednoczonych ETF na kontrakty futures, bitcoinowe ETF dla rynku kasowego będą miały bezpośrednie zabezpieczenie w kryptowalutach jako aktywach bazowych. Zdaniem wielu komentatorów, widać, że w sprawie nowych ETF zmienia się stanowisko Amerykańskiej Komisji Giełd i Papierów Wartościowych (SEC) i ostatecznie zezwoli ona na nowy produkt finansowy.
SEC otrzymała od ośmiu do dziesięciu wniosków o wprowadzenie nowych produktów bitcoina. Na liście kandydatów znajdują się giganci inwestycyjni, tacy jak BlackRock i Fidelity, a także firmy skupiające się na kryptowalutach, np. Grayscale. Na rynku panuje przekonanie, że spotowy ETF na bitcoina przyczyni się do wzmocnienia kursu kryptowaluty, ponieważ sprawi, że inwestowanie w najbardziej popularne aktywo wirtualne stanie się łatwiej dostępne dla szerszej rzeszy Amerykanów.
Szacunki dotyczące potencjalnej kapitalizacji Bitcoin ETF wahają się od 3 miliardów dolarów w chwili startu do 55 miliardów dolarów (230 miliardów złotych) pięć lat później. Dave Mazza, dyrektor ds. strategii w firmie ETF Roundhill Investments, odnosi się do analogii z rynkiem złota, który radykalnie zmienił się po zatwierdzeniu funduszy ETF. – Pierwsze spotowe bitcoinowe ETF mogą wykreować ogromną falę zakupów. Sytuacja na rynku może być podobna do momentu, kiedy w 2006 roku po raz pierwszy wprowadzono złoty fundusz ETF w Stanach Zjednoczonych – przypomnia Dave Mazza.
Bitcoin z szansami na dalsze wzrosty
Bitcoin jest teraz w połowie drogi do odzyskania swojego rekordowego poziomu cenowego z listopada 2021 roku wynoszącego około 69 tysięcy dolarów. Wielu analityków spodziewa się, że „coin” nadal będzie drożał. – Możliwe, że zobaczymy szybki ruch w górę do 43 tysięcy dolarów albo krótkoterminową konsolidację między 32 a 35 tysięcy przed kontynuacją wzrostu – komentuje Charles Edwards z Capriole Investments.
Kapitan Faibik, ceniony analityk kryptowalutowy, na platformie X oświadczył, że bitcoin jest gotów stawić czoła strefie oporu między 38 a 39 tysiącami dolarów. Jego zdaniem, skoro kryptowaluta pod koniec października zanotowała tygodniowe zamknięcie powyżej 31 tysięcy dolarów po raz pierwszy od maja ubiegłego roku, to możliwa jest cena docelowa na poziomie około 52 tysięcy dolarów za kilka miesięcy.
Z danych udostępnionych przez firmę analityczną Glassnode wynika, że nastąpił poważny wzrost liczby zyskownych adresów bitcoina, co stanowi istotny przełom w historii kryptowaluty. Adres bitcoina, to w uproszczeniu odpowiednik internetowego konta bankowego.
W poniedziałek 30 października adresów, które odnotowały zysk było 39,1 miliona. Innymi słowy, przy cenie 34 tysięcy dolarów aż 80 proc. adresów było na plusie. To bezprecedensowy wynik, przewyższając poprzednią liczbę 38,1 miliona zanotowaną w listopadzie 2021 roku, gdy kurs „monety” osiągał historyczne maksima.
Jednocześnie jednak wielu inwestorów długoterminowych ciągle nie ma możliwości realizacji zysków. Dla nich ostatnie wzrosty cen bitcoina nie są wystarczająco atrakcyjne w skali ostatnich dwóch lat. Choć w ciągu ostatnich dwóch miesięcy liczba zyskownych adresów bitcoina zwiększyła się z 60 do 80 proc., to następny duży ruch w górę może nastąpić dopiero, gdy kryptowaluta zbliży się do swojego rekordu wszech czasów.
Sceptycy i entuzjaści
Optymizm inwestorów wiążących nadzieje z nowym bitcoinowym ETF raczej nie udziela się sceptykom twierdzącym, że cyfrowe aktywa nie mają żadnej wewnętrznej wartości. Zdeklarowanym wrogiem bitcoina jest amerykański 99-letni inwestor i miliarder Charlie Munger, będący prawą ręką Warrena Buffeta i wiceprezesem Berkshire Hathaway. Jak mówi, inwestowanie w kryptowaluty jest głupie, gdyż większość aktywów cyfrowych, z bitcoinem na czele, ostatecznie spadnie do zera.
Munger już w 2021 roku przyznał, że wolałby, aby kryptowaluty „nigdy nie zostały wynalezione”. – Nigdy nie przekazałbym dodatkowych miliardów dolarów komuś, kto posługuje się produktem finansowym wziętym z powietrza – dodał Charlie Munger.
Zdarzają się jednak potentaci finansowi, którzy w sprawie „coinów” zmieniają zdanie. Stanley Druckenmiller, założyciel firmy Duquesne Capital Management, dziś twierdzi, że ekosystem bitcoina jest już swego rodzaju marką. Przyznaje, że w swoim portfelu nie ma teraz żadnego bitcoina, choć ma świadomość, że jak najbardziej powinien mieć. 70-letni przedsiębiorca zaznaczył, że numerem jeden w jego zasobach inwestycyjnych jest złoto, znane na świecie co najmniej od 5 tysięcy lat, podczas gdy bitcoin jest „nastolatkiem”.
Nie jest jednak tak, że Druckenmiller nigdy nie dysponował kryptowalutami. We wrześniu 2022 roku ogłosił, że pozbył się całkowicie swoich zapasów bitcoina i etherum, gdyż obawiał się, że Rezerwa Federalna zaostrzy politykę przeciwko tej klasie aktywów. Teraz jednak wie, że tak się nie stanie.
– Widzę, że kryptowaluty odgrywają coraz większą rolę, ponieważ ludzie, a zwłaszcza młodzi inwestorzy, nie będą ufać bankom centralnym. System finansowy oparty na rozproszonym rejestrze w przyszłości będzie w stanie zastąpić dolara amerykańskiego jako światową walutę rezerwową – przewiduje Stanley Druckenmiller.
Jacek Brzeski