Ekonomiści PKO BP zrewidowali w dół prognozy dla CPI w Polsce, m. in. ze względu na zakładane przedłużenie zerowej stawki VAT na część towarów żywnościowych na 2024 r. – wynika z najnowszego raportu banku. Choć w krótkim terminie ekonomiści spodziewają się dalszej, wyraźnej dezinflacji, to w dłuższej perspektywie oczekują, że trend dezinflacyjny zatrzyma się i wskaźnik CPI utrzyma się na poziomie ok. 4 proc. rdr.
"Rewidujemy w dół prognozę inflacji na 2023 i 2024. W perspektywie 2023 jest to efekt niższego punktu startowego i korzystniejszych cen żywności, a w perspektywie 2024 konsekwencja nowych założeń odnośnie do zmian regulacyjnych. Zmieniliśmy założenie dotyczące zerowej stawki VAT na część towarów żywnościowych – obecnie zakładamy, że zostanie ona przedłużona na 2024, a wyższy VAT powróci w 2025 (z ryzykiem podwyżki już w połowie 2024). Ta zmiana obniża CPI w 2024 o ok. 1 pkt. proc., ale jednocześnie podnosi ścieżkę na 2025, opóźniając moment powrotu inflacji do celu NBP" – napisano w kwartalniku.
"Nie mniej istotne są założenia dotyczące cen nośników energii – ceny kontraktów na 2024/25 na TGE wskazują na duży rozdźwięk pomiędzy cenami 'rynkowymi' a 'regulowanymi', największy w przypadku prądu (ok. 50-60 proc.), mniejszy w przypadku gazu (ok. 20 proc.). Zakładamy, że konwergencja do stawek rynkowych będzie rozciągana w czasie, a jej ciężar zostanie przesunięty poza 2024. To wspiera dezinflację w 2024, ale buduje 'nawis' inflacyjny na kolejne lata" – dodano.
Według najnowszych prognoz PKO BP, średnioroczna inflacja CPI w 2023 r. wyniesie 11,5 proc., a w 2024 r. znajdzie się na poziomie 4,2 proc. Wskaźnik CPI za koniec bieżącego roku wyniesie 6,7 proc., a na koniec przyszłego obniży się do 4,0 proc.
Podczas śniadania prasowego kierownik zespołu analiz makroekonomicznych PKO BP Marta Petka-Zagajewska poinformowała, że według najnowszych prognoz banku inflacja CPI w Polsce obniży się do poziomu 4 proc. wczesną wiosną przyszłego roku.
"Przy zmienionych założeniach regulacyjnych zakładamy, że już wiosną przyszłego roku zobaczymy inflację na poziomie 4 proc. To jest miedzy innymi element, który z pewnością będzie mocno dostrzegany przez Radę Polityki Pieniężnej i może napędzać cykl regularnych, prawie comiesięcznych obniżek stop procentowych, chociaż zakładamy, że ich skala będzie mniejsza" – powiedziała ekonomistka.
"Na koniec tego roku zakładamy stopy procentowe na poziomie 5,50 proc. W całym horyzoncie prognozy realne stopy procentowe – urealnione oczekiwaną inflacją – pozostają minimalne, ale jednak dodatnie. Więc to nie będzie czas, w którym wejdziemy w okres polityki pieniężnej, którą można by nazwać polityką ekspansywną" – dodała.
Jak wynika z raportu, PKO BP prognozuje, że w 2023 r. RPP zdecyduje się na obniżki stóp proc. po 25 pb w październiku i listopadzie – z ryzykiem w stronę ruchu o 50 pb w październiku i łącznie o 75 pb do końca roku). Zdaniem ekonomistów, postępująca na początku 2024 r. dezinflacja umożliwi RPP obniżenie stóp o kolejne 100 bp w pierwszej połowie przyszłego roku.
Zdaniem Petki-Zagajewskiej istnieje jednak sporo obaw dotyczących nowego poziomu równowagi w procesach inflacyjnych.
"Choć wiosną przyszłego roku zobaczymy inflację na poziomie 4 proc., to w grudniu 2024 r. wskaźnik CPI wciąż będzie na poziomie ok. 4 proc. i pewnie na podobnym poziomie – przeciętnie – będzie też w 2025 r. Tutaj elementów, które budują obawy o to, jak szybko uda się sprowadzić inflację do celu, jest całkiem sporo" – powiedziała ekonomistka podczas śniadania prasowego.
W kwartalniku PKO BP zaznaczono, że choć w 2024 r. żywność będzie obniżać inflację, to średnioterminowo będzie ona oddziaływać proinflacyjnie, nie tylko ze względu na presję kosztową, ale także kwestie klimatyczne.
"Według szacunków (EBC – PAP) same zmiany klimatu mogą w kolejnych latach podbijać roczną dynamikę cen żywności o 0,9-3,2 pkt. proc. rocznie. Presja kosztowa będzie także istotnym elementem ograniczającym skalę dezinflacji w kategoriach bazowych. Proces kompresji marż już hamuje, a przed nami istotne ożywienie popytu konsumpcyjnego, które może go odwrócić" – napisano.
"W 2024 tempo wzrostu płac nadal będzie wyraźnie przekraczać tempo poprawy wydajności pracy, co zapowiada, że w przypadku usług (ok. 1/4 koszyka inflacyjnego) dezinflacja może zatrzymać się na poziomie 5-6 proc., wyraźnie wyżej niż przed pandemią. W połączeniu z żywnościowym i energetycznym 'nawisem' inflacyjnym sprawia to, że chociaż w krótkim terminie widzimy kontynuację wyraźnej dezinflacji, to w dłuższej perspektywie oczekujemy, że trend dezinflacyjny zatrzyma się i inflacja utrzyma się na poziomie ok. 4 proc." – dodano.
Główny ekonomista PKO BP Piotr Bujak wskazał, że zejście inflacji do celu w dłuższym horyzoncie utrudniać będzie m. in. transformacja energetyczna i siła polskiego rynku pracy.
"Patrząc na kontekst ogólnogospodarczy, światowy i krajowe trendy strukturalne, uważamy że dynamika jednostkowych kosztów pracy będzie zauważalnie, ponad dwukrotnie wyższa średnio do końca tej dekady niż w poprzedniej dekadzie. Dlatego twierdzimy, że inflacja w Polsce będzie teraz trwale wyższa niż w poprzedniej dekadzie. W poprzedniej dekadzie to było średnio 1,5-2 proc., byliśmy przeważnie poniżej średniej unijnej czy średniej dla naszego regionu, mieliśmy najdłuższy okres deflacji w Europie. To wynikało z tego, że jednostkowe koszty pracy w Polsce rosły bardzo słabo, a teraz będziemy mieć tu dosyć mocny wzrost. To jeden element strukturalny, który będzie utrudniał powrót do celu bez jakiegoś pozytywnego szoku, na rynku energii, żywności czy paliw" – powiedział.
Drugi strukturalny czynnik, który będzie podsycał procesy inflacyjne, nie tylko u nas, ale u nas chyba najbardziej w Europie, to transformacja energetyczna, 'greenflation'. Niektórzy mówią, że nawet EBC dopuszcza taką możliwość, żeby z tego powodu podwyższyć cel inflacyjny, ale dopiero po sprowadzeniu inflacji do celu. Dopiero później – bez utraty wiarygodności banku centralnego – cel dostosować o działanie takich czynników. W przypadku Polski 'greenflation' może być najwyższa w Europie" – dodał.
Jak wskazał Bujak, dyskusja ws. ewentualnej zmiany celu inflacyjnego w Polsce mogłaby się rozpocząć najwcześniej po sprowadzeniu wskaźnika CPI do celu inflacyjnego, lub przynajmniej poniżej górnej granicy dopuszczalnego przedziału odchyleń od celu.
"Myślę, że podejście EBC jest sensowne. Dobrze byłoby zrobić to – ten ewentualny przegląd ram polityki pieniężnej, a przede wszystkim weryfikacje celu inflacyjnego – po sprowadzeniu inflacji, po tym ostatnim szoku do celu. Przynajmniej poniżej górnej granicy dopuszczalnego przedziału odchyleń. I nie na miesiąc, tylko na jakiś dłuższy czas" – powiedział.
"To mogłoby nastąpić najwcześniej w horyzoncie dwóch, trzech lat od teraz" – dodał.
Jak wskazano w raporcie, głównymi czynnikami niepewności dla prognozowanej inflacji są skala uporczywości inflacji bazowej, zmiany regulacyjne i polityka marżowa, a także notowania złotego i ceny surowców.
Z kolei ryzykami dla ścieżki stóp procentowych są: kształt funkcji reakcji RPP, tempo dezinflacji i rozwiązania regulacyjne wpływające na zmiany cen, uporczywość inflacji bazowej w Polsce, restrykcyjność polityki Fed i EBC, kształtowanie się kursu PLN oraz szoki na rynku surowców energetycznych.
"Złoty powinien się stabilizować"
"Siła waluty zależy od dwóch grup czynników. Pierwsza to czynniki fundamentalne, związane z przepływami pieniędzy do gospodarki, z handlem zagranicznym i inwestycjami. Pod tym względem sytuacja Polski wygląda nieźle – i handel zagraniczny, odzwierciedlony w bilansie obrotów bieżących, wygląda dobrze, i inwestycje są całkiem przyzwoite. Intuicja podpowiada też, że po wyborach może być łatwiej o kompromisy w rozmowach z Komisją Europejską w kwestii pozyskania pieniędzy z KPO, i to niezależnie od tego, kto będzie rządził" – powiedział Adamiak.
"To wszystko układa się w scenariusz, że pomimo niskiego oprocentowania polskich aktywów finansowych, wynikającego z tego, że nasze stopy procentowe są stosunkowo niskie, i w ujęciu realnym, i nominalnym, na tle tego co się dzieje na zewnątrz, np. w USA, to złoty powinien być stabilny, z lekką tendencją do osłabienia, ale nie dużą. Sądzimy, że w przypadku gdyby złoty 'dobijał' do 4,70/EUR, to zarówno retoryka banku centralnego, jak i różne działania płynnościowe, byłby nakierowane na to, żeby stabilizować naszą walutę" – dodał.
Jak wskazał, przy obecnych procesach inflacyjnych w interesie polskiej gospodarki jest to, aby złoty nie był zbyt słaby.
"Mówi się co prawda o efekcie eksportowym, ale on jest trochę przereklamowany. Oczywiście słabsza waluta pobudza eksport, ale w polskich realiach dużo jest wymiany handlowej w grupach międzynarodowych, ważny jest też import, więc lepiej, żeby złoty nie był za słaby i chyba taka jest też świadomość decydentów" – powiedział.
W ocenie Adamiaka, złoty w stosunku do euro powinien utrzymywać się do końca roku w okolicach 4,60-4,70 zł, a w stosunku do dolara może się umocnić.
Dyrektor Biura Strategii Rynkowych PKO BP prognozuje, że rentowności polskich obligacji w IV kw. 2023 r. będą się obniżać.
"Wierzymy w proces dezinflacji i z punktu widzenia rynku obligacji to powinno być korzystne. Jesteśmy blisko szczytu zacieśniania polityki monetarnej na rynkach bazowych, a Polsce już ten szczyt przekroczyliśmy. To powinno – w perspektywie ostatniego kwartału roku – pozwolić rentownościom polskich obligacji zejść niżej. Spodziewamy się, że może to być zejście w całym kwartale około 1/3 pkt. proc., w stosunku do obecnych rentowności" – powiedział Adamiak.
Adamiak wskazał, że scenariusze makroekonomiczne nie są korzystane dla rynku akcji.
"Jeśli chodzi o aktywa ryzykowne, przede wszystkim mam na myśli akcje, tutaj mamy ostrożne podejście. Większość scenariuszy makroekonomicznych jest albo niekorzystna, albo trochę niekorzystana dla akcji. Jeżeli gospodarka światowa będzie bardzo dobrze dawała sobie radę, to przy niskim bezrobociu i mimo wszystko wyższej inflacji, banki centralne będą bardzo ostrożne co do tego, żeby obniżać stopy procentowe. Będę je utrzymywały stosunkowo wysoko, tworząc dla aktywów ryzykownych dobrą alternatywę" – powiedział.
"Z drugiej strony, jeśli założymy odwrotny scenariusz, czyli tąpnięcia w gospodarce światowej, to oczywiście banki centralne odwróciłyby politykę, mielibyśmy do czynienia z obniżkami w USA czy w Europie, ale wtedy zyski spółek by ucierpiały. Najlepszy scenariusz dla akcji to scenariusz zdrowej dezinflacji, czyli niezwiązanej ze słabą koniunkturą gospodarczą, tylko z tym, że procesy, które napędzały inflację w ostatnich latach, samoistnie wygasają, poprawiają się przepływy w światowej gospodarce" – dodał.
pat/ osz/ ana/